niedziela, 5 stycznia 2014

3. You know my love a-not fade away


Remus z lekkim uśmiechem na ustach zagłębiał się w nowy numer Spider-Mana, ciesząc się, że miał przed sobą wolne popołudnie. Prawie tak samo mocno cieszył się z tego, że walentynki nie były jakoś szczególnie obchodzone w Hogwarcie.
– I jak tam, Luniaczku? Ale się najadłem… – westchnął Syriusz. Sprężyny skrzypnęły głośno, kiedy zwalił się na miejsce obok niego.
– Nażarłem to chyba bardziej właściwe słowo, Łapo – wtrącił James i usiadł na kanapie.
– A gdzie Peter?
Remus rozejrzał się po pomieszczeniu, nigdzie go nie dostrzegając.
– Pewnie dotrze za kilka minut. – James spojrzał na tarczę zegarka kieszonkowego. – Ścigali się dzisiaj z Syriuszem o to, kto potrafi zjeść więcej. Jakby bardziej niż zazwyczaj. Glizdogon został na czwartym piętrze, musiał sobie odsapnąć. Wiesz, Syriusz bardzo chciał podnieść go zaklęciem i zaciągnąć do wieży, ale Glizdogon nie chciał się zgodzić.
– A ja nadal zupełnie nie rozumiem, dlaczego! – wypalił dramatycznie Syriusz i wyprostował się gwałtownie. Jęknął, złapał się za brzuch i ponownie opadł na oparcie.
– Wiesz, pewnie pamiętał, jak postanowiłeś sobie zażartować z małego Dougala. I przez przypadek – zamarkował w powietrzu symbol cudzysłowu – chłopak zahaczył o każdą możliwą przeszkodę? – Remus przypomniał mu oskarżycielsko.
Syriusz się skrzywił.
– Pamiętam. Jak mógłbym zapomnieć? Prawie wlepiłeś mi szlaban. Evans cię wyręczyła, i spędziłem tydzień na szorowaniu starych kociołków. Chyba nigdy nie zdenerwowaliśmy cię bardziej.
– O nie, tobie się udało. Żartem, który chciałeś wyciąć Smarkerusowi. Tym kończącym się w pewnym nawiedzonym budynku – przypomniał mu James, zwracając się w stronę Syriusza.
– Nawet mi nie przypominaj. Obaj zadbaliście o to, żebym dobrze przyswoił tę lekcję. – Syriusz zmarszczył nos. – No i cały nastrój w mordę strzelił, dzięki, Rogacz.
– No, to było niefajne z mojej strony.
– Tak!
Podekscytowany głos przykuł uwagę Remusa – Mark klęczał przed dziewczyną, która właśnie wkładała sobie na palec pierścionek. Ktoś zaczął klaskać. Syriusz wydał z siebie odgłos rannego zwierzęcia – Remus nawet nie musiał na niego patrzeć, by wiedzieć, że wywrócił oczami.
– On to chyba nie ma rozumu – skwitował, zaplatając ręce na piersi.
– To, że ty nie uznajesz instytucji małżeństwa, wcale nie znaczy, że nigdy się nie sprawdza, Syriuszu. – Remus odwrócił się do niego, nieznacznie kręcąc głową. – O czym ja mówię, przecież ty nawet nie uznajesz związków dłuższych niż ile… pół roku?
– Cztery miesiące – poprawił go James, nie zaszczycając go jednak spojrzeniem.
Uważnie śledził Lily schodzącą po schodach z dormitorium. Rozmawiała ze Skyler, która musiała właśnie powiedzieć coś zabawnego, bo Lily zachichotała, zakrywając usta dłonią. Gdy ich mijały, Lily uśmiechnęła się ciepło i pomachała Remusowi. Uśmiech momentalnie spełzł jej z ust, kiedy Rogacz odmachał jej z cielęcym rozmarzeniem wymalowanym na twarzy.
Syriusz wywrócił oczami.
– Nigdy więcej się już tak nie obżeram. Nigdy!
Remus spojrzał na stojącego przed nim Petera z niedowierzaniem. Zapewniał tak gorliwie, jedną dłonią trzymając się za brzuch, jakby naprawdę sądził, że ktoś się na to nabierze.
– Peter! – Syriusz zrobił mu miejsce. – Ratuj mnie przed tymi zwolennikami kajdanów! – zawył teatralnie, przykładając dłoń do czoła.
Remus spojrzał na niego skonsternowany.
– Nie żeby coś, ale nikt nic takiego nie powiedział. Skąd ty to w ogóle wziąłeś? – James zmarszczył brwi.
– Gdyby tylko Evans ci to zaproponowała, chętnie własnoręcznie wykułbyś sobie łańcuch, by się do niej przywiązać – westchnął Syriusz, wywracając oczami.
Peter zaśmiał się cicho, a James obrzucił ich urażonym spojrzeniem. Remus ponownie odwrócił wzrok w stronę zakochanych. Sam wiele by dał, by też tak móc. Być z kimś tak blisko. Bez strachu. Skrzywił się. Nie mógł przecież pozwolić, by komukolwiek stała się z jego powodu krzywda.
Serce ścisnęło mu się z zazdrości, gdy patrzył, jacy byli w tej chwili szczęśliwi. Westchnął ciężko. Stanowił zbyt duże zagrożenie, dlatego starał się unikać wszelkich uczuć. Wybierał bezpieczniejsze rozwiązanie. Łatwiej było unikać, niż potem rozwiązywać powstałe problemy. Bo prędzej czy później stałoby się coś złego, co do tego akurat Remus miał pewność. Prędzej czy później kogoś by skrzywdził.
Nie stworzę nowego potwora. Nie skażę nikogo na taki los.
Miał wrażenie, jakby każda jego komórka została zmiażdżona. Zupełnie jakby ktoś położył na nim wielofuntowy ciężar.
Już wolę być dziwakiem, niż kogoś skrzywdzić. Potrząsnął głową.
Lodowate powietrze owionęło mu nogi, co wyrwało go z zamyślenia. Zadrżał. Rozejrzał się po pokoju, szukając źródła chłodu, i dostrzegł, że jedno ze strzelistych okien zostało otwarte, a przez nie rzędem wlatywały sowy. Co najmniej kilkanaście. Zmarszczył brwi, dostrzegając, że wyraźnie kierowały się w ich stronę.
Ptaki otoczyły ich, lądując gdzie popadło. Jeden z nich nawet starał się zająć miejsce na Syriuszowej głowie, ale kiedy za drugim podejściem mu się nie udało, przysiadł na oparciu kanapy, po drodze nie omieszkając uderzyć Remusa skrzydłem w policzek.
Remus przyjrzał się im uważnie, nieznacznie odsuwając się od Syriusza tak, że podłokietnik mocno wbijał mu się w bok. Każda z sów wyraźnie chciała czegoś od Łapy. Uniósł brew, zastanawiając się, o co chodziło.
Ku jego zaskoczeniu dwa z ptaków zaczęły się przepychać, by dostarczyć wiadomość jako pierwsze. Remus uśmiechnął się, ale kiedy spojrzał na minę skonsternowanego Syriusza, musiał się mocno powstrzymać, by nie wybuchnąć głośnym śmiechem. Aby się zrekompensować, postanowił pomóc Łapie i sięgnął do niechętnego puszczyka, by odwiązać list.
Gdy tylko uwolnił jego nóżkę od przesyłki, ptak pokręcił głową i wzbił się do lotu, po drodze zahaczając o kilka głów. Niby przypadkiem, choć Remus odniósł nieodparte wrażenie, że wcale tak nie było. Wredne ptaszysko, zaśmiał się w duchu, patrząc, jak siadło na oparciu krzesła w oczekiwaniu, aż ktoś je wypuści.
Przyjrzał się kopercie trzymanej w dłoni. Pan Syriusz Black, wieża Gryffindoru, Hogwart wykaligrafowano okrągłymi literami, składającymi się z mnóstwa drobnych serduszek.
– Masz, to chyba do ciebie. – Podał list Syriuszowi, nie potrafiąc powstrzymać rozbawienia.
Spojrzał ponad Syriuszem na Petera tak czerwonego, jakby miał się zaraz udusić, i Jamesa, który lekko uniósł okulary na czoło i ocierał łzy z oczu. Że też nie domyślił się wcześniej. Nagle wszystko nabrało sensu. Peter wcale nie czuł się aż tak źle, że musiał odpocząć.
Remus wywrócił oczami. Nawet jednego dnia spokoju, przebiegło mu przez myśl.
Przynajmniej żarty we własnym gronie były bezpieczniejsze niż te, jakie czasami mieli ochotę zrobić Ślizgonom. Nierzadko musiał spędzać długie godziny, by ich od odwieść od tych pomysłów i by dotarło do zakutych łbów, że wpuszczenie lwa do pokoju wspólnego Slytherinu nie okazałoby się ani trochę śmieszne, kiedy zaczęliby stamtąd wychodzić pogryzieni uczniowie. Nie wspominając nawet o tym, że sprowadzenie lwa do Hogwartu wydawało się zwyczajnie niewykonalne. Potrząsnął głową na samo wspomnienie Syriusza bardzo starającego się ich przekonać, że jednak powinni ten numer wywinąć. Ale gdy Remus zwrócił mu uwagę, że w takim wypadku mógłby ucierpieć również jego brat, jakoś dziwnie prędko wycofał się z całego pomysłu.
Łapa ledwo zdołał odwiązać połowę listów, gdy ktoś postanowił wypuścić sowy siedzące w rządkach na oparciach krzeseł. Kiedy tylko okno zostało otwarte, powietrze aż zakotłowało się od piór, a Syriusza otoczyła jeszcze większa grupa ptaków. Remus pokręcił głową, częściowo czując podziw dla chłopaków, którzy zaangażowali w zadanie chyba każdą ze szkolnych sów. Nie mówiąc nawet o tym, jak dużo czasu musieli poświęcić na to, by wszystko przygotować. Nie rozumiał tylko, dlaczego go nie wtajemniczyli… Przecież mógłby im pomóc! Zastanawiało go też, jakiego zaklęcia użył Peter, aby przywiązać listy do nóżek tych sów, ponieważ szczerze wątpił, by zrobił to ręcznie. Musiał go o to później zapytać, może kiedyś się do czegoś przyda. 
Spojrzał na stosik, rosnący w zastraszającym tempie, ponieważ niektóre z ptaków przynosiły po kilka listów, w tym często jeden w dziobie, który zrzucały bezpośrednio na stertę. Remus patrzył z rosnącym rozbawieniem na Syriusza, który stawał się coraz bardziej poirytowany. Był niezmiernie ciekaw, ile czasu zajmie mu otwarcie tych wszystkich kopert.
Wreszcie Syriuszowi udało się odeprzeć atak ptaków – i szczęśliwie na horyzoncie nie dostrzegli już kolejnych. Mimo to sterta wiadomości piętrzących się u jego stóp była naprawdę pokaźna. Remus musiał przyznać to Jamesowi i Peterowi – bez wątpienia się postarali.
Syriusz wpatrywał się w treść pierwszej z otwartych kopert z niemym zaszokowaniem. Remus zajrzał mu w kartkę przez ramię i z trudem powstrzymał napad śmiechu, widząc miłosne wyznanie spisane wierszem. I tylko zastanawiał się, który z nich znalazł aż tak wymyślny rym do czarnych oczu jak czara moczu. Jeszcze gdyby Syriusz miał chociaż czarne oczy…
W miarę jak Syriusz otwierał kolejne listy, wzbudzał coraz większe zainteresowanie zebranych, szczególnie po tym, gdy jedna z kart zaczęła wyśpiewywać rzewnym głosem balladę o miękkości Syriuszowych kosmyków, koszmarnie przy tym fałszując. Remusowi ciężko było zachować kamienną twarz, szczególnie gdy widział jak James i Peter z trudem powstrzymują wybuch śmiechu.
Że też Syriusz jeszcze się nie zorientował, to aż dziwne. Remus miał pewność, że Łapie wystarczyłby jeden krótki rzut oka na ich twarze i od razu wszystko stałoby się dla niego jasne.
Jednak, kiedy tak mu się przyglądał, dostrzegł na jego ustach cień uśmiechu. Czyli jednak otwieranie tych kopert sprawiało mu przyjemność. Pewnie niesamowicie mu to pochlebiało.
Na Merlina. Żeby tylko nie myślał, że jest jakimś ósmym cudem świata. Bo się z tym jego ego w pokoju wspólnym nie zmieścimy. Nie mówiąc o dormitorium.
– Jeden jest dla ciebie. – Syriusz wsadził mu w dłonie długą, ciężką kopertę, nawet na niego nie patrząc.
Remus spojrzał na nią rozszerzonymi oczami i dwa razy upewnił się, czy rzeczywiście została zaadresowana do pana Remusa Lupina. Litery nie przypominały ani tych, jakimi wypisano walentynki do Syriusza, ani zwykłego pisma żadnego z Huncwotów. W końcu ze ściśniętym sercem, niezmiernie ciekawy, choć i odrobinę obawiający się tego, co mógł znaleźć w środku, rozerwał kopertę, a na kolana wypadła mu duża tabliczka czekolady z orzechami.
Remus rozejrzał się z niepokojem po pokoju wspólnym.
Czyżbym był niewystarczająco ostrożny…? Nie, to niemożliwe. Przecież tak się pilnowałem! W takim razie czyżby… Lily? Nie, dlaczego Lily miałaby mi wysyłać walentynkę? Przecież to było bez najmniejszego sensu. Ale… właściwie dlaczego ta przesyłka przyszła razem z dziesiątkami listów dla Syriusza?
Przeniósł wzrok na Jamesa i Petera, którzy z miejsca zaczęli mu posyłać powietrzne całusy. Jeden za drugim. Remus odetchnął z ulgą i uśmiechnął się szeroko, kręcąc głową. 
James miał wrażenie, jakby ktoś zamoczył mu stopy w lodowatej wodzie. Na wpół rozbudzony zamachał nogami. Udało mu się je schować pod kołdrę, ale za to zaczęły marznąć mu ramiona. Po kilku kolejnych próbach ogrzania całego ciała sfrustrowany przekręcił się na plecy i otworzył oczy. Świat składał się wyłącznie z rozmazanych, barwnych plam. Po omacku sięgnął po okulary. Uniósł się na łokciach i westchnął. W nocy musiał przekręcić kołdrę w poprzek łóżka.
No to pospane, pomyślał, sięgając po leżący na szafce zegarek. Jak na sobotę, nie wstał wcale wiele wcześniej niż zazwyczaj, ale jak na wolną sobotę… Było zdecydowanie (o wiele!) za wcześnie. Opadł z powrotem na poduszkę. A mogłem jednak im zrobić ten trening. 
Zamknął oczy i spróbował wrócić do spania. Przewrócił się na bok, potem na drugi, jednak sen nie nadchodził. Ostatecznie zrezygnował z kolejnych prób i ponownie spojrzał na zegarek. Dopiero pięć minut? Myślałem, że z czterdzieści! 
Leżał jeszcze przez chwilę, delektując się panującą wokół ciszą. Tak rzadko zdarzało się, żeby w ich dormitorium było aż tak spokojnie. Splótł dłonie pod głową. Zupełnie jakby chcąc mu udowodnić, że wcale nie ma racji, Syriusz zachrapał głośno. Nawet śpiąc, potrafi mu zaburzyć chwilę ciszy. Czy naprawdę proszę o tak wiele? Na  brodę Merlina, pięć minut spokoju to chyba nie aż tak dużo! 
Kochał mieszkać w dormitorium wspólnie z resztą Huncwotów. Naprawdę. Ale czasami… czasami wiele by oddał, by choć na chwilę znaleźć się gdzieś, gdzie nie musiałby co chwilę potykać się o cudze przedmioty. Bo niestety pozostali (no, może poza Remusem) nie odczuwali potrzeby odkładania swoich rzeczy na miejsce. Szczególnie Syriusz. Kochał Syriusza jak brata, ale czasami miał ochotę czymś w niego rzucić, żeby wreszcie ogarnął swój syf.
Wywrócił oczami. Usiadł na łóżku, rozsunął kotary i rozejrzał się po pokoju. Wyglądało gorzej, niż się spodziewał – nie żeby należał do przesadnych czyściochów, ale wszystko miało swoje granice. Westchnął, potrząsając głową.
Sięgnął po różdżkę i zaklęciem posprzątał swój bałagan – książki, pióra i inne szkolne przedmioty powróciły na stałe miejsca na półkach, a brudne ubrania zgrabnie wylądowały w koszu stojącym w rogu pokoju. Następnie kilkoma zaklęciami poprzesuwał resztę znajdujących się na podłodze rzeczy, należących w głównej mierze do Syriusza, w jedną wielką stertę na środku pokoju, licząc na to, że ich nie przeoczą.
Głośno zaburczało mu w brzuchu. Obrzucił spojrzeniem wciąż śpiących przyjaciół, wzruszył ramionami i opuścił dormitorium.
Gdy wszedł do jadalni, ta świeciła pustkami, jak przystało na sobotni poranek. Spojrzał w górę na magiczne sklepienie. Dziś było w przenikliwie błękitnym kolorze, usiane białymi, sennie sunącymi, puchatymi chmurami, spomiędzy których przebijały się pierwsze promienie wiosennego słońca. Miał nadzieję, że ta pogoda zwiastowała koniec zimy i że już za niedługo gruba kołdra śniegu, przykrywająca każdy skrawek błoni oraz Zakazanego Lasu, stopnieje. Może podczas najbliższej pełni, wypadającej za dwa tygodnie, Peter nie zgubi się po raz kolejny pod śniegiem tak jak ostatnio, gdy przypadkowo podczas biegu spadł z jego pleców. Westchnął, potrząsając głową, i zajął swoje miejsce.
Ponownie spojrzał w górę, wpatrując się w niebo zauroczony. Zaczarowane sklepienie od zawsze go fascynowało, wręcz marzył, aby kiedyś spędzić noc w Wielkiej Sali – spać pod niebem upstrzonym gwiazdami pomimo tego, że wciąż znajdował się w pomieszczeniu.
Gdy sięgał po masło, kątem oka zauważył, że jak zwykle śliczna Lily wchodziła do jadalni wraz z Meredith. Uśmiechnął się szeroko na jej widok.
– Dzień dobry, Lily – zwrócił się do niej, zupełnie nie przejmując się tym, że przerwał jej w połowie zdania.
– Dzień dobry, Potter – rzuciła oschle, obdarzając go krótkim spojrzeniem, po czym szybko wróciła do przerwanej rozmowy.
Westchnął cicho, gdy ścisnęło go w dołku. Żałował, że wczoraj (i w poniedziałek, i w środę…) Lily odmówiła pójścia z nim na randkę. A przecież dopiero co były walentynki! Nie mogła się zlitować nad takim wrakiem człowieka? Ile można prosić o to samo, żachnął się, jednak równocześnie doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że tak łatwo nie odpuści i Lily jeszcze długo będzie musiała się z nim borykać. No, chyba że w końcu się zgodzi, uśmiechnął się pod nosem.

Aktualizacja: 12 lutego 2018.

22 komentarze:

  1. Ach, naprawdę tym razem się postarałaś ;) Nawet ja, osoba, która zawsze narzeka na zbyt krótkie rozdziały, nie mam się do czego przyczepić. Rozdział był wyjątkowo długi i ciekawy.
    Bardzo podobał mi się ten rozdział i mogę nawet powiedzieć, że mimo tego, że kilka faktów różniło się od pierwszej wersji opowiadania (które bardzo, ale to bardzo mi się podobało) i mimo że tak długo kazałaś nam czekać na nową odsłonę, to mogę z ręką na sercu powiedzieć, że było warto. Bardzo szczegółowe opisy przyrody i opisy przeżyć wewnętrzyny tak bardzo rozbudziły moją wyobraźnię, że już się nie mogę doczekać, kiedy przeczytam dalszą część opowiadania.
    Chciałabym już wiedzieć, jak potoczą się losy Jamesa, czy uda mu się zmienić, lub choć troszkę dorosnąć? Czy Lily Evans w końcu (i kiedy) dopuści do siebie zakochanego w niej chłopaka? Czy Syriusz się w końcu zakocha? Czy Remus pozowli sobie na milość?
    Och, tyle pytań, tyle pytań. Ale rozumiem, że sesja się zbliża (sama to odczuwam). Moja będzie to pierwsza sesja i mam przez to ogromnego stresa, ale niestety, nic z tym nie zrobię. Trzeba to po prostu przezyć.
    Mam nadzieję, że wszystkie egzaminy i zaliczenia pójdą ci znakomicie i że już w niedługim czasie (tuż po sesji) dodasz kolejny, długi, ciekawy i obfitujący w wydarzenia rozdział.
    Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo weny (do nauki i pisania) ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciesze się, że wreszcie udało mi się zadowolić pod względem długości, choć przyznam się szczerze, że na innych blogach zdawało mi się czytać dłuższe rozdziały. Ale wtedy długość oczekiwania byłaby absurdalnie długa.

      Rzeczywiście usuwam dość dużo, ale za to wprowadzam trochę innych... I dużo, ale to dużo więcej opisów :p

      Nie wiem, czy to wystarczające, ale odpowiedzi na poprzednie pytania możesz znaleźć w poprzedniej wersji. Akurat tych faktów nie zmieniałam, więc w tej sferze masz jako-taki pogląd na to co się bardzie działo w przeciągu najbliższego półrocza.

      Ja przed pierwszą sesją też byłam nieźle zdenerwowana. I prawie cały czas płakałam, że mi się na pewno nie uda.

      Dziękuje za wszystkie życzenia i wzajemnie :)

      Usuń
  2. Jej!
    Jak zwykle bosko, nie mogłam się oderwać!
    Jesteś wielka! ;)
    Lilka.

    OdpowiedzUsuń
  3. Po pierwsze to zakochałam się w tym szablonie. Jest tak samo cudnie niebieskawy jak poprzedni, a do tego te genialne kółeczka z boku :P

    Co do treści to chyba się już powtarzam i staję się nudna, ale jest tak samo dobry jak każdy ;)
    No i wydaje mi się, że mimo wszystko coraz bardziej widać różnicę pomiędzy tą wersją, a poprzednią. Ta jest taka bardziej... Ekhem, nie mogę znaleźć odpowiedniego słowa, aczkolwiek obie wersje są dobre. Przynajmniej na razie tak mówię, bo a nóż widelec uda Ci się coś sknocić? :D Nie, nie. Nie życzę Ci tego w żadnym wypadku.

    Ten James w tym rozdziale... O rany, mam do tej postaci sentyment, pod warunkiem, że nie jest zrobiony z niego jakiś tępy, latający tylko za panienkami bubek. Poza tym doskonale można zrozumieć uczucia Pottera w czasie, gdy ujrzał Lily całującą Remusa w policzek i obdarzającą uśmiechami innych.

    I w końcu wiedziałam, że zapomnę jeszcze czegoś napisać w komentarzu. Znów. Ugh, trudno, może sobie przypomnę.

    Powodzenia na sesji. Dużo zdrowia, ciepła i wytrwałości, pozdrawiam cieplutko ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szablon jest nadal poprawiany, bo ciągle coś się psuje i nie na wszystkich ekranach wygląda dobrze niestety...

      Ma być widać. Ma być lepiej, nie? :P

      Nie dziękuję ;) Mam nadzieję, że wszystko się szybko uda zaliczyć i zabrać za tworzenie kolejnego rozdziału :)
      Pozdrawiam cieplutko :)

      Usuń
    2. Oczywiście, że ma być lepiej ;) Czasem się zastanawiam, jak Tobie się to udaje: być jeszcze lepszym podczas, gdy wcześniej było się genialnym. xD

      Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
    3. Sama nie wiem. Naprawdę, nie robię tego celowo ;P

      Pozdrawiam gorąco :)

      Usuń
  4. Warto było czekać. Rozdział bardzo ciekawy, choć było mało dialogów.
    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. James musi dorosnąć ale w jakiś sposób tozrobił, gdyż jestpewny swoich uczuc. może takie śledzenie nie świadczy o wielkiej dojrzałości, ale widać, że jest zdeseorwany, nawet przez chwilę się zastanawiałam, czy dla niego to jest zdrowe:D ale serce nie sluga. Remus, oczywiście, jak zywkle myśli o dobru innych, a nie własnym, choć w jakimś sensie go rozumiem. ale uczucie nie jest wolą rozumu, więc pewnie następne walentynki będą inaczej wyglądać. podobały mi się opisy, szczególnie ten początkowy - z tymi wszystkimi magicznymi cherubinkami. poodba mi się też że stawiasz na kanon, mówię tutaj o legendzie związanej z Insygniami. Jeśli chodzi o błędy, raz piszesz huncowci, raz huncwoci, napisałaś cieszy zamiast cieczy. Zapraszam na zapiski-condawiramurs.blogspot.com na nową notkę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, że z takim opóźnieniem, ale ostatni tydzień był prawdziwą gonitwą.

      Tak to prawda, ze James musi dorosnąć, inaczej Lily by za niego nie wyszła. Ale jak widzisz, Ramus ma dość dokładny plan na to, żeby się nie zakochać.

      Powiem szczerze, że nie wiem o jaki błąd związany z huncwotami masz na myśli, nic takiego nie znalazłam, a ten drugi poprawiłam i dziękuję za zwrócenie uwagi :)

      Pozdrawiam gorąco,
      summer-sky

      Usuń
  6. Cześć. Zostałaś nominowana do Liebster Award. Więcej informacji tutaj http://prisoners-of-dreams.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja też nie lubię walentynek, więc nie dziwię się Dorcas. To święto jest takie przesadzone... uważam, że miłość powinno się okazywać codziennie, a nie tylko raz w roku.
    Żal mi Remusa. Mimo wszystko mam nadzieję, że ktoś go pokocha, nie zważając na jego naturę. Jak widać Lily się tym nie przejmuje, on jej ufa, tworzą razem zgrany duet. Ostatecznie jednak chciałabym, żeby rudowłosa była z Jamesem ^^
    A propos Jamesa... chłopak faktycznie musi dorosnąć, inaczej nigdy nie zdobędzie zaufania Lily, która jest do niego negatywnie nastawiona. Zamiast pokazać jej, na co go stać, śledzi ją w pelerynie niewidce.
    (Huehuehue czytałam to o pelerynie Śmierci w Baśniach Barda Beedl'a ^^)
    Co do całego rozdziału - naprawdę mi się spodobał. Był dopracowany zarówno pod względem gramatycznym, jak i stylistycznym. Dopięty na ostatni guzik. Ponadto masz lekki styl, dlatego wszystko, co wyjdzie spod Twojego pióra, czyta się z niebywałą przyjemnością :)
    Pozdrawiam i życzę weny! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też sądzę, że miłość powinno się okazywać codziennie :)
      Lily ostatecznie będzie z Jamesem, bo tak nakazuje kanon, jednak jej relacja z Remusem też jest ważna w tej historii.
      Dziękuję bardzo za komplement i pozdrawiam gorąco :)

      Usuń
  8. W ogóle, zaglądnęłam sobie dzisiaj do zakładek na Twoim blogu, patrzę, a tam Ben jako Syriusz i Andrew jako Remus... Jakoś tak nagle zachciało mi się więcej tego opowiadania! XD
    OPISY! Wiem że tak naprawdę rozpływam się nad nimi teoretycznie pod każdym rozdziałem, ale nic na to nie poradzę - jeszcze nigdy wcześniej nie spotkałam bloga, na którym opisy stałyby się moją ulubioną częścią historii. Naprawdę nie wiem, jakim cudem ty tego dokonałaś, ale sama jakoś tak wiecej chce ich teraz pisać.
    Nimbostratusy... ach, ze szkołą mi się teraz wszystko kojarzy. Już teraz nie patrzę na niebo i "o, ładna chmurka" tylko "o, to chyba stratus". Nie polecam fakultetu geograficznego.
    Jestem trochę zaskoczona, że James jest tak faktycznie o nią zazdrosny i tak w niej zakochany. To znaczy - w większości farfocli jest jednak zawsze gdzieś tam ten wątek miłosny pomiędzy nimi, ale podoba mi się to, jak Lily próbuje grać niedostępną, w jaki sposób ty to wszystko opisujesz. I te myśli Jamesa, że może mógłby dojrzeć... Zrobiłby pewnie dla niej wszystko.
    A walentyki to beznadziejne święto, naprawdę nienawidzę tego dnia ;(
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety obawiam się, że na kolejny rozdział jeszcze sporo trzeba będzie poczekać :(

      A to dziwna, że masz takie odczucia, bo opisy to nie jest moja najmocniejsza strona...

      Każdy fakultet czy kierunek ma swoje zboczenia, ja też mam już trochę spaczony mózg, tylko w trochę inna stronę np. "O! Zobacz jaka niesamowita obróbka blacharska elementów dachowych!" :p

      Ale czemu jest tym zaskoczona? Przecież James jest prowadzony zgodnie z kanonem (przynajmniej tak mi się wydaje)... Lily może odrobinę mniej, ale mniejsza z tym ;p

      Pozdrawiam gorąco :)

      Usuń
  9. Lily i Jame, jakoś zawsze wolałam ją przy boku Seva, Jamesa nie lubię za dziecinne zachowanie, choć pewnie by się zmienił, gdyby nie Voldemort. W twoim opowiadaniu jakoś ten wątek mi nie przeszkadza, ale i tak najbardziej uwielbiam czytać o Syriuszu *_*
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja natomiast za Severusem nie przepadam, mimo wszystko co wyszło na jaw w ostatnim tomie.
      Trochę nie rozumiem drugiego zdania, bo James przecież się zmienił, inaczej Lily by za niego nie wyszła.

      Pozdrawiam cieplutko :)

      Usuń
  10. Hmm... podoba mi się ten rozdział :) Dobra analiza Jamesa i jego uczuć. Noo... i właściwie nie wiem co tu więcej napisać na ten temat :p nie ma się czego czepiać za bardzo :)

    Nawiązując jednak do Jamesa dzięki Twojemu opowiadaniu odkryłam pewną nieścisłość sagi, czy raczej informacji na temat Jamesa. Mianowicie zdziwiło mnie w Twojej historii to, że gra on na pozycji ścigającego. Od zawsze byłam święcie przekonana, że był szukającym. Postanowiłam sprawdzić to w wszechwiedzącym internecie i rzeczywiście "Harry Potter wiki" twierdzi, że Rowling w wywiadzie powiedziała, że James był ścigającym. Moje pytanie brzmi: dlaczego w takim razie w książce we wspomnieniu Snape'a James bawi się zniczem? Niby to nie musi nic znaczyć, dlaczego ścigający nie mógłby bawić się zniczem? A jednak dla mnie to się jakoś nie trzyma kupy. Z tego powodu z reguły mam problem co robić z tymi fragmentami, pochodzącymi tylko z wywiadów z autorką, których nie ma w książce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zacznę od tego, że jestem zaskoczona, że komentujesz każdy rozdział po kolei. To znaczy, niezmiernie mi miło, że poświęcasz na to swój czas, ale jestem zaskoczona, że Ci się chce :p

      Nie, James był ścigającym, przynajmniej Rowling tak utrzymuje. Przekonanie o tym, że grał na pozycji szukającego wynika z błędnej interpretacji filmowców, którzy w pierwszym filmie umieścili nazwisko James na plakietce informującej o tym, że był szukającym, podobnie jak Harry. Rowling jednak później sprostowała tą sprawę :) Wydaje mi się bawi się zniczem, głównie ze względu na jego poręczniejszość w stosunku do kafla. Zresztą, podrzucając i łapiąc kafla raczej nie wzbudziłby niczyjego zachwytu, a przecież przede wszystkim o to chodziło :p

      No tak, mnie do dziś męczy sprawa Dorcas, bo wersje są rożne, a jakoś nikt nigdy nie był w stanie pokazać mi tego artykułu w którym Rowling rzekomo powiedziała, że Meadowes była Ślizgonką o kilka lat starszą od huncwotów.

      Pozdrawiam,
      maxie

      Usuń
  11. Syriusz, ty flirciarzu ;p a James no tego się nie spodziewałam, no ale czego się nie robi z miłości :) Rozdział świetny, bardzo przyjemnie się go czyta. Nie mam żadnych zastrzeżeń

    OdpowiedzUsuń