Sir,
Śmieszek chciałby przekazać w imieniu Pana najlepsze życzenia urodzinowe. Pan kazał Śmieszkowi zapakować też i wysłać ten drobny prezent. Pan niestety nie czuje się najlepiej, chociaż Śmieszek robi wszystko, by Panu było możliwie dobrze.
Z wyrazami uznania,
Śmieszek
Syriusz z zaskoczeniem wpatrywał się w koślawe pismo na ozdobnej papeterii z wygrawerowanym rodowym herbem Blacków. Wujowi aż tak się pogorszyło? Z ciężkim sercem odsunął od siebie niedojedzoną miskę płatków śniadaniowych. Mimowolnie przejechał palcami po wytłoczonych liniach. Doskonale znał każdy ich zakręt, każdą grubość, a mimo to zobaczenie ich po takim czasie na nowo budziło wspomnienia, które wydawały się już dawno zapomniane.
Westchnął ciężko. I to by było na tyle, jeśli chodzi o życzenia od rodziny. List od domowego skrzata. Nie żeby jakoś zależało mi na pamięci matki, stwierdził cierpko, bawiąc się kartką.
Podniósł wzrok i napotkał spojrzenie Jamesa. Usilnie się w niego wpatrywał – musiał wyczuć, że coś nie grało, i urwał w połowie przeżuwania kęsa. Ciężko przełknął.
– Wszystko w porządku?
– Tak – mruknął Syriusz, nawet nie starając się brzmieć przekonująco.
– Chcesz bardziej oszukać mnie czy siebie? – James wytarł palce w serwetkę.
– A czy to ważne? – Syriusz wzruszył ramionami. – Efekt tak czy siak jest mizerny.
– Co racja, to racja. Zjedz coś jeszcze… – Spojrzał na jego ledwo rozpoczętą porcję płatków, które zdążyły już rozmoknąć, tworząc niesmacznie wyglądającą breję. – Jak chcesz, to możesz dostać swój prezent odrobinę wcześniej, niż planowaliśmy, jeśli cię to pocieszy.
Syriusz wywrócił oczami. Jak na tę chwilę, całych tych urodzin miał aż w nadmiarze. Właśnie w nich tkwił cały problem.
– Nie trzeba mnie pocieszać, James. Dam sobie radę. Po prostu… jakoś nie jestem głodny. – Kątem oka zerknął na wciąż ściskany w dłoni list.
James prychnął, przyglądając mu się z niedowierzaniem.
– Tak, James, bywają takie chwile, kiedy nie jestem głodny, wyobraź sobie. – Rzucił mu groźne spojrzenie. – Dobra, ja lecę, bo spóźnię się na mugoloznawstwo… – Westchnął, wstając.
O wiele bardziej wolałby zwyczajnie powłóczyć się z Huncwotami po Zakazanym Lesie. Albo wykręcić jakiś numer Ślizgonom. Chociaż właściwie… przecież nic nie stało ku temu na przeszkodzie
Zawrócił w pół kroku i nachylił się do Jamesa. Ściszył głos, tak by nikt inny go nie słyszał.
– Nie organizujcie żadnej imprezy, mam inny pomysł – skłamał.
Tak, mina Severusa to zdecydowanie coś, co poprawi mi humor. Coś się wymyśli… Nie pierwszy i nie ostatni raz będę robić to w biegu.
– Łapa! – zawołał go James. – Zostawiłeś resztę przesyłki. – Zamachał małą paczką zapakowaną w szary papier.
Co jak co, ale Merlin raczej nie obdarzył Śmieszka zdolnościami do pakowania prezentów. Syriusz wywrócił oczami i wrócił się po pakunek.
– Wiesz, co to? – spytał James, gdy wkładał mu pudełko w dłoń.
– Nie mam pojęcia. Ale, biorąc pod uwagę stan Alpharda, to może być cokolwiek. Równie dobrze jakiś śmieć.
– Otwórz – ponaglił go James.
– Niech ci będzie. Wiesz, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła, nie?
James rzucił mu ponaglające spojrzenie. Syriusz bez zbędnych ceremonii rozerwał szary papier, po czym otworzył pudełko.
– Czy to, na Merlina, jakiś rodzaj cholernego żartu!? – wykrzyczał tak głośno, że zwrócił na siebie uwagę wielu osób siedzących wokół. – Tylko sobie głowy nie ukręć – rzucił obrażony do Jamesa, który tak bardzo starał się zajrzeć do pudełka bez wstawania z miejsca i zwracania na siebie uwagi, że wyglądał jak Magnolia Pierce z tą jej długą jak u czapli szyją.
Niechętnie odwrócił do niego pudełko, pokazując mu jego zawartość, żeby nie trzymać go dłużej w niepewności. Bał się, że Rogacz mógł sobie zrobić krzywdę, gdyby dłużej wyciągał tę głowę.
Alphard naprawdę musiał stracić rozum, skoro wysłał mi pieprzony rodowy pierścień.
Co on miał zrobić z taką cenną rodzinną pamiątką? Należącą do rodziny, z której został wydziedziczony?!
Wspaniały prezent, dziękuję przeogromnie, na pewno będę go nosił codziennie.
– Zadowolony? – warknął do Jamesa, ze złością wbijając pokrywkę pudełka na swoje miejsce.
Spojrzał na Rogacza, który patrzył na niego z najbardziej przepraszającą miną, na jaką potrafił się zdobyć. Syriusz jęknął ze złości.
Rzeczywiście wspaniałe urodziny. Lepiej się ten dzień zacząć nie mógł, mruknął pod nosem, wściekły jak osa wychodząc z Wielkiej Sali, odprowadzany przez ciekawskie spojrzenia.
♠
Syriusz szedł szybkim krokiem przez korytarze, obrzucając innych chmurnym spojrzeniem i mocno zaciskając ręce w kieszeniach. Pod nosem mamrotał przekleństwa w kierunku całego tego cholernego świata i rodu Blacków.
Co mu odbiło? Przecież nie mogę tego nosić!
Spojrzał gniewnie na swoją torbę – pierścień rodowy zdawał się ważyć tonę i palić żywym ogniem, nawet pomimo tego, że był schowany. Teraz żałował, że nie zostawił pudełka Jamesowi, żeby zabrał je do dormitorium i ukrył gdzieś głęboko, tak, by nikt nigdy go nie znalazł.
O mały włos nie zaliczył bliskiego spotkania z posadzką, kiedy z zamyślenia wyrwał go cichy i delikatny głos:
– Wszystkiego najlepszego, Syriuszu.
Szybko obejrzał się przez ramię, ale widział już jedynie szczupłe plecy Regulusa idącego dalej, jakby cała sytuacja nigdy się nie wydarzyła. Syriusz rozejrzał się wkoło – nie było w zachowaniu Rega nic dziwnego, na końcu korytarza czekali na niego Ślizgońscy koledzy. I tak wiele ryzykował, że w ogóle się do niego odezwał.
Potrząsnął głową. Teraz oprócz torby ciążyło mu także serce.
A mogli być tacy szczęśliwi w Gryffindorze. Razem. Zaopiekowałby się nim. Był pewien, że gdyby tylko zaszła taka potrzeba, mama Jamesa przygarnęłaby ich obu. Zamiast tego Reg znajdował się gdzieś daleko. Tak daleko, że nie mógł go już nawet dosięgnąć. Za każdym razem, jak widział, w jakim towarzystwie się obracał i jak bardzo upodabniał się do rodziców, boleśnie ściskało go w dołku.
Przecież Reg miał takie dobre serce. Jak to się stało, że wszystko się tak pochrzaniło?
Jeszcze raz lekko spojrzał za siebie – ledwie zauważalnie – nie chciał narobić Regulusowi kłopotów. Ten jednak już dawno zdążył zniknąć za zakrętem.
Syriusz westchnął i przyśpieszył kroku.
Wyraźnie spóźniony pchnął drzwi sali. Profesor Campbell przerwała wykład, by rzucić mu nieprzychylne spojrzenie. Syriusz przeprosił i powoli skierował się do swojej ławki w ostatnim rzędzie.
Wszedłem z pierścieniem Blacków. Czystokrwistego od pokoleń rodu Blacków. Na mugoloznawstwo.
♠
Po skończonych zajęciach powłóczył się trochę po prawie pustych korytarzach, cicho licząc na to, że uda mu się przypadkiem spotkać Regulusa bez obstawy jego znajomych i z nim porozmawiać. Nie sądził, by ktokolwiek inny potrafił mu w jakikolwiek sposób pomóc rozszyfrować prezent od Alpharda.
Jeśli w ogóle kryło się w tym jakieś drugie dno. Może wyłącznie efekt schorowanego umysłu? Co, jeśli wcale nie chodziło o nic więcej?
Zszedł nawet do lochów, czym właściwie prosił się o kłopoty. Ale w końcu… bez ryzyka nie ma zabawy, zwykł mawiać James.
Chyba gdzieś pod skórą czuł, że raczej nie spotka Rega samego (choć z drugiej strony zawsze istniała możliwość, że po drodze napatoczy się Snape i nadarzy się okazja, by trochę się z nim podroczyć). Zawrócił wreszcie i ruszył w górę schodów, w stronę sali starożytnych runów. Spojrzał na zegarek. Do końca lekcji zostało jeszcze trochę czasu. Powinien zdążyć zanieść ten piekielny pierścień do dormitorium.
Przeskakiwał po dwa stopnie naraz, chcąc jak najszybciej pozbyć się tego ciężaru. Skoro i tak nie uda mu się porozmawiać z Regiem, to chyba już na nic mu się on nie przyda.
Energicznie otworzył drzwi dormitorium.
Co do…?, przemknęło mu przez myśl, kiedy z środka na podest wysypały się czerwone i złote balony, obijając mu się o stopy. Obejrzał się za tym, który zupełnie niczym w zwolnionym tempie, spadał w dół kamiennych schodów.
Niepewnie zajrzał do środka, nie bardzo wiedząc, czego mógł się tam spodziewać – i równocześnie spodziewał się wszystkiego. Cała powierzchnia dormitorium zasłana była do wysokości kolan balonami, równie gruba warstwa lewitowała pod sufitem. Uniósł brew, a potem uśmiechnął się szeroko.
Nie przestają mnie zaskakiwać.
Machnął różdżką, starając się oczyścić drogę, ale ledwo udawało mu się stworzyć rodzaj korytarza prowadzącego do łóżka. Znikąd wypączkowywały w nim kolejne balony. Remus pomyślał o wszystkim. Wzruszył ramionami i zaczął się przedzierać, co okazało się o wiele trudniejsze, niż się spodziewał.
Rozsunął kotary, choć dałby sobie głowę uciąć, że wcale ich rano nie zaciągał, i jego oczom ukazały się kolejne niespodzianki. Oprócz estetycznie zapakowanych prezentów (to na pewno robota Remusa!) znalazł tam tort wyglądający jak obraz nędzy i rozpaczy. Uśmiechnął się mimowolnie, gdy dotarło do niego, dlaczego posłali go wczoraj wieczorem do Hogsmeade po kremowe piwo.
Bez większego skrępowania zebrał palcem grubą warstwę kremu.
Przynajmniej smakuje o wiele lepiej, niż wygląda.
Opróżnił swoją torbę prosto na podłogę, gdzie jej zawartość momentalnie zniknęła pod grubą warstwą balonów. Pewnie będę tego żałować, wzruszył ramionami i wcisnął do torby przywołaną pelerynę niewidkę i Mapę Huncwotów. Już miał wyjść, ale w ostatniej chwili zreflektował się i porwał ze sobą ciasto.
♠
Zanim Remus i Peter wyszli z sali do starożytnych runów, Syriusz zdążył już zjeść prawie ćwierć tortu i choć zaczynało go mdlić, wciąż wkładał do ust kolejne kęsy.
– Uważaj, bo robisz się zielony – zaśmiał się Remus.
Syriusz wzruszył ramionami i, nie odrywając wzroku od Remusa, wsadził kolejny kawałek do ust.
– Wiesz, że będziesz tego potem żałować, prawda?
– Evans na pewno ma gdzieś na to schowany eliksir.
– I co, myślisz, że tak po prostu ci go da? – Remus uniósł brew. – Przecież…
– Mam dzisiaj urodziny! – przerwał mu. – A jeśli ten argument nie zadziała, to znam kogoś, komu na pewno go da! – Wyszczerzył się do Remusa, który potrząsnął głową i wywrócił oczami.
Peter zachichotał, wymierzając Syriuszowi kuksańca. Najpewniej myśląc, że żaden z nich tego nie widzi, zerkał z ukosa na resztę ciasta.
Remus zbliżył się do Syriusza. Z przebiegłym uśmiechem transmutował pióro w widelec i podebrał mu kawałek ciasta przez ramię.
– O, rzeczywiście dobre. – Uśmiechnął się szeroko. – Trochę się bałem… no, bo wyglądało jak wyglądało. O ile magia kuchenna jeszcze mi wychodzi, to ciasta zdecydowanie nie są moją mocną stroną.
– Bobłe jeszt, to najfaszniejsze!
– Masz czekoladę… – zaczął Peter, ale urwał, machając ręką.
Syriusz zmarszczył brwi i przejrzał się w oknie.
– O co ci chodzi? Przecież jestem czysty. – Dla pewności przybliżył się do tafli i uważnie przyjrzał się obu policzkom.
Kątem oka uchwycił jakiś ruch, mimowolnie podążył za nim wzrokiem. Zobaczył swoje ciasto w dłoniach Petera. Spojrzał na parapet i jeszcze raz na Petera. Zmrużył oczy.
– Wystarczyło poprosić! Ty… kradzieju ty! Przecież bym cię poczęstował. Ty wiesz, że bym go poczęstował – zwrócił się do Remusa, dramatycznie wskazując na Petera.
– Tak, tak, wszyscy to wiemy. Oddaj mu jego ciasto, Peter. – Remus wywrócił oczami, choć nie potrafił ukryć rozbawienia.
– Dziękuję – powiedział kwaśno Syriusz, kiedy Peter wyciągnął talerz w jego stronę. Zanim jednak całkiem mu go przekazał, urwał sobie pokaźny kawałek. – Co jest takiego trudnego w proszę, na Merlina?
– O co ci chodzi? Jakoś nigdy wcześniej nie wymagałeś takich rzeczy. – Peter odłożył kawałek z powrotem.
– Teraz to wiesz… teraz to już możesz go sobie wziąć!
– Na pewno?
Syriusz niechętnie kiwnął głową.
– Przecież i tak byś całego nie zjadł – skwitował Remus, kręcąc głową z pobłażaniem. – Co teraz?
– Idziemy do wieży? – zaproponował Peter.
– Dlaczego chcesz wracać? – zapytał Syriusz zaskoczony.
Ostatnio byli zdecydowanie zbyt spokojni. A gdy już coś robili, to nie trzymali poziomu ubiegłych lat, ale Syriusz liczył, że jeszcze się rozkręcą. Może właśnie dzisiaj było świetną okazją, by zacząć?
Smarkerus ma zdecydowanie za dużo spokoju. Koniec tego dobrego.
– No bo James jest na eliksirach… – odparł niepewnie Peter,
– I co z tego? Od kiedy to nie możemy się nigdzie ruszyć bez niego? Chodźmy na dwór! – wykrzyknął Syriusz entuzjastycznie, nie zważając na niezbyt zachwyconą minę Glizdogona.
– Ale… zimno. I w ogóle!
– Przeszkadza ci to jakoś bardzo? – wpadł mu w słowo Syriusz tonem nie dającym możliwości sprzeciwu.
– Nie. – Peter jednak nie wydawał się do końca przekonany.
– To chodźmy, trzeba wymyślić jakiś nowy plan. W tej szkole jest zdecydowanie za cicho. – Położył im dłonie na ramionach i pokierował w stronę wyjścia ze szkoły.
♠
– Rogacz, tu jesteś! – krzyknął Peter trochę zbyt głośno, gdy wraz z Remusem i Syriuszem wpadli spóźnieni do Wielkiej Sali.
Kilka osób siedzących nieopodal odwróciło głowy w jego kierunku, odrywając się na chwilę od jedzenia, czytania, rozmowy czy czym tam się w danej chwili zajmowali. Jedną z tych osób była Lily, która ostentacyjnie wywróciła oczami i westchnęła ciężko, ale Peter zdążył już oddalić się do Jamesa. Remus rzucił jej krótkie, przepraszające spojrzenie, na co potrząsnęła głową z politowaniem i wróciła do stawiania jakichś znaczków w podręczniku do eliksirów. A przynajmniej Syriusz tak przypuszczał, że była to książka do eliksirów. Spojrzał na nią krótko, zmarszczył brew i dogonił pozostałych Huncwotów, właśnie wychodzących z pomieszczenia, ku dobitnie wyrażanemu niezadowoleniu Rogacza, który zostawił za sobą prawie pełny talerz.
– …nie uwierzysz, ale wymyśliliśmy! Może nie będzie to bardzo proste, ale za to jaki efekt!
Peter niesamowicie się emocjonował, zupełnie jakby pierwszy raz miał czegoś takiego dokonać. Remus, nachylając się nad Rogaczem z drugiej strony, co chwilę syczał i gestem nakazywał ściszyć Glizdogonowi głos o przynajmniej kilka tonów.
Syriusz żałował, że nie mieli przy sobie Mapy Huncwotów, kiedy przemierzali szkolne korytarze dość szybkim i zdecydowanym krokiem, starając się znaleźć jakieś ustronne miejsce.
– Łapo, powiedz mu, co wymyśliliśmy! – ponaglił go Peter.
– Dlaczego ty tego nie zrobisz, skoro już zacząłeś? – Syriusz posłał mu pytające spojrzenie.
– Bo ty to na pewno zrobisz lepiej. Poza tym, to był twój pomysł. – Peter wzruszył ramionami.
– No więc… Miałem dziś naprawdę zły dzień i tak sobie pomyślałem, że jakiś żart na Ślizgonach powinien poprawić mi humor. No dobra, kogo ja oszukuję, głównie na Smarkerusie. No, ale na Ślizgonach też! No i słuchaj…! – Teraz i Syriusza ogarnął wcześniejszy entuzjazm Petera. To nie mogło się nie udać. – Musimy zacząć od zdobycia albo zrobienia, tego jeszcze do końca nie wymyśliliśmy – zamachał ręką w powietrzu i spojrzał po Remusie i Peterze – farby w proszku. Różową. Koniecznie musi być różowa. No i klej. A także zaklęcie tęczy…
– Zatrzymaj się w tym miejscu. – James przerwał mu gwałtownie; potrząsnął głową i uniósł dłoń.
Syriusz wciągnął powietrze z głośnym świstem. Wielu rzeczy mógł się po Jamesie spodziewać, ale nie tego. Zupełnie jak wtedy, kiedy chciał przefarbować futro niuchaczy. A to przecież był taki dobry pomysł!
– Syriuszu, nie. Nie uważasz, że to nie najlepsza pora na takie wygłupy? – James zaplótł ręce na piersiach i spojrzał na niego wyczekująco.
– Wiesz co? Wyglądasz zupełnie jak Evans! – rzucił gniewnie, celując palcem w błyszczącą plakietkę prefekta naczelnego. – Nie tego się po tobie spodziewałem, na pewno nie tego, James. Już ci tak odwaliło? Przecież jesteś prefektem ledwo dwa miesiące!
– To nie chodzi o moje bycie czy nie bycie prefektem. – James wywrócił oczami. – Tylko o to, co dzieje się wkoło. Nie widzisz, co się wyprawia tam na zewnątrz? W prawdziwym świecie? Nie sądzisz, że może jednak wypadałoby dorosnąć? Że już na to najwyższy czas? – Zbliżył się do Łapy o pół kroku.
Syriusz potrząsnął głową; nie dowierzał własnym uszom. Co tu się właściwie odpieprzało?!
– Dorosnąć to nie oznacza wcisnąć sobie kij w dupę, James! – krzyknął, czując jak złość w nim wzbierała. – Wiesz, bez łaski, sam sobie poradzę ze wszystkim! Wcale nie potrzebuję twojej zasranej pomocy. To co, idziecie, chłopaki? – rzucił jeszcze na odchodne, obrzucając Jamesa takim spojrzeniem, jakby był co najmniej odchodami sklątki tylnowybuchowej.
Remus, zamiast ruszyć się z miejsca, cofnął się o krok.
Oczywiście. Dlaczego mnie dziwi, że i ten wszarz stoi po jego stronie?
Dopiero po chwili, kiedy szedł w absolutnej ciszy z Peterem u boku, dotarło do niego, kto patrzył w dokładnie ten sam sposób. Jego matka.
– Cholera – zaklął pod nosem, jeszcze bardziej wściekły niż przed chwilą. – Cholerny, zasrany dzień. Nienawidzę tego dnia.
Nie masz pojęcia jak się cieszę, że rozdział się pojawił. Na bloga wpadłam stosunkowo nie dawno i bardzo mi się spodobał, urozmaicił mi moją smutną, szarą egzystencje. Muzyka dodawana w rozdziałach dużo daje, robi klimacik;)Co do samej treści rozdziału to uważam, że James i Syriusz źle podeszli do sprawy huncwockich psikusów. Z jednej strony czasy faktycznie niezbyt sprzyjają kawałom ale może właśnie dlatego warto by jakiś zrobić. W końcu nawet Lord Voldemort nie jest w stanie zdominować wszystkich aspektów życia i trochę rozrywki się młodym ludziom należy. Z wielką chęcią przeczytam spin-off, będzie służył za miły przerywnik.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Alex
Niezmiernie mnie to cieszy i to niesamowicie miło, że ktoś pojawił się z komentarzem i to w dodatku tak szybko ♥
UsuńA co do żartów Huncwotów, to nie do końca chodzi wyłącznie o to, że to nieodpowiedni czas, ale bardziej o to, że trzeba wreszcie dorosnąć.
Dziękuję za odzew i pozdrawiam gorąco,
maxie
Witaj! Ale super, że pojawił się nowy rozdział! Nie mogę powiedzieć, że straciłam nadzieję, bo przecież sprawdzałam, czy czasem nie ma nowej notki wytrwale co kilka dni... Ale warto było tyle czekać ❤
OdpowiedzUsuńTrochę mnie dziwi, że Syriusz nie cierpi swoich urodzin. Nie były takie najgorsze na świecie. Prezent i niespodzianka od Huncwotów były z pewnością miłym akcentem. Sama pewnie byłabym smutna, wspominając w takiej chwili swoją uttaconą rodzinę, ale w końcu nie wszyscy o nim zapomnieli. Regulus nawet "złożył życzenia". Prezent od wuja był rzeczywiście nietrafiony. Myślę jednak, że najgorsza w tym dniu była reakcja Jamesa na nowy pomysł zgnębienia Smarkerusa. Czy gadka o dorastaniu naprawdę wyszła na światło dzienne przez sytuację w kraju, czy większy wpływ miała na to Lily Evans?
A gdzie była Skyler?????? Tak na nią czekałam :(
A teraz czekam na kolejne wpisy z niecierpliwością, mając nadzieję, że będą pojawiać się częściej. Serdecznie pozdrawiam ❤
Drama
Ps. Umieściłam link do Twojego bloga na liście moich ulubionych :) naprawdę go uwielbiam ❤
Strasznie mi miło, że zaglądałaś tu co kilka dni, ale zastanawiam się, czemu nie dołączysz do obserwatorów – jest też opcja dla osób nie korzystających z bloggera, można dostawać powiadomienia na maila.
UsuńTo nie do końca tak, że Syriusz ich nie cierpi, po prostu akurat te konkretne od rana mu dołożyły.
Gadka o dorastaniu: tak, głównie chodzi o Evans, nie będę ukrywać. Przecież James sam w poprzednim roku wychodził z założenia, że innym potrzeba trochę rozrywki w tych mrocznych czasach.
A co do Skyler, to będzie jej dużo w kolejnym rozdziale.
I też mam nadzieję, że uda się publikować częściej ♥ tymczasem zapraszam na spin-off ♥
Pozdrawiam gorąco,
maxie
A wiesz, że nawet o tym nie pomyślałam, ale już dołączyłam ;) na spin-off na pewno zerknę! Pozdrawiam ❤
UsuńŁołołołoło, co ja tutaj widzę, nowy rozdział!
OdpowiedzUsuńPo pierwsze muszę wyrazić swą niezmierzoną radość na jego widok po takiej przerwie. Choć ostatnio zaglądałam tu z mniejszą częstotliwością, tracąc powoli nadzieję na nowe posty, to ten tak mnie zaskoczył i ucieszył, że dzisiejszy deszczowy, szary i depresyjny dzień stał się o niebo piękniejszy!
No, a teraz najważniejsze.
Syriusz, dużo Syriusza, to takie urocze! Szkoda mi go, że spotkało go tyle rozczarowań jedynego w roku dnia (choć oczywiście było też wiele cudnych niespodzianek). Wydaje mi się, że ostatnia scena jest bardzo ważna dla rozwoju psychiki Syriusza i Jamesa. Mam nadzieję, że nie skończy się jakąś poważną kłótnią. Choć trochę szkoda, że James odmówił Syriuszowi akurat w jego urodziny... Ale cóż, ktoś tu nam się naprawdę zmienia, to się musi skończyć dobrze (przynajmniej w relacjach z pewną panną)!
Liczę na szybkie pojawienie się kolejnych rozdziałów, życzę mnóstwo weny i szczęścia na nowym kierunku na studiach! <3
Cass
Dziękuję niezmiernie za komenatarz, wywołał duży uśmiech na mojej twarzy :) I (nie)dziękuję, mam nadzieję, że wszystko się uda, a studia okażą się tak cudowne, jak je sobie wyobrażam, bo już się nie mogę doczekać pierwszych zajęć ♥
UsuńPozdrawiam gorąco,
maxie