Długo
wyczekiwana sobota wreszcie nadeszła. I to nie byle jaka sobota. Co prawda
pogoda nie była aż tak doskonała, jak można by to sobie wymarzyć, ale Skyler i
tak głęboko wciągnęła chłodne, pachnące jesiennymi liśćmi powietrze. Mimo że
musiała wrócić się do wieży Gryffindoru po gruby sweter i wcisnąć dłonie w
kieszenie, uśmiechała się szeroko i nieśpiesznym krokiem kierowała się ku Hogsmeade.
To
ubiegłe półtora miesiąca okazało się bardzo trudne. Właściwie spodziewała się,
że nie będzie lekko, ale nie przypuszczała, że los zrzuci jej na głowę aż tyle.
Jej dni szczelnie wypełniały lekcje, quidditch i zadania domowe. Kiedy już
udawało jej się dokończyć pracę, miała siłę tylko na to, by doczołgać się do
łóżka. Była tak zmęczona, że nawet nic jej się nie śniło. Choć to
prawdopodobnie akurat lepiej.
Jakby
tego było mało, temat Remusa wciąż pozostawał otwarty, zupełnie jakby jej umysł
postawił sobie za cel rozdrapanie się do krwi. Wciąż nie potrafiła tego
wszystkiego poukładać. Coś, co z jednej strony było tak proste, z drugiej…
Potrząsnęła głową, czując uciążliwy ucisk w piersiach. Niestety zachowanie
samego zainteresowanego wcale a wcale niczego nie ułatwiało.
Mocniej
zacisnęła pięści ukryte w kieszeniach. Bacznie zwracała uwagę na jego
zachowanie podczas ostatniej pełni. Nie potrafiła przejść do porządku dziennego
nad tym, że jego słowa okazały się prawdą. Bo przecież to nie mogło być
jednym ogromnym zbiegiem okoliczności. Prawda?, spytała samą siebie. Miała
ochotę krzyczeć. Dlaczego musiała wkopać się akurat w coś takiego? Mimo
wszystko, wciąż nie pozbyła się tej resztki nadziei, że uroiła sobie tamtą
rozmowę i wyłącznie szukała drugiego dna
tam, gdzie go nie było. A Lupin tylko zaśmiałby się głośno z jej głupoty.
Czuła,
że powinna się go bać. Że tak wyglądałaby zdrowa reakcja na takie rewelacje.
Ale z drugiej strony… to właśnie przy nim czuła się tak naprawdę bezpieczna.
Jakby całe zło miało omijać ich szerokim łukiem.
Ale przecież to niczego nie zmienia. To wciąż Remus. Mimo jego zapewnień, że
był groźnym potworem, że nigdy nie mogłaby czuć się przy nim bezpieczna… w
dziwny i niezrozumiały dla niej sposób, ufała mu. W gruncie rzeczy trochę ją to
przerażało.
Wciąż
nie potrafiła sobie wybaczyć, że przez te wszystkie lata była aż tak ślepa, że
nie zauważyła zupełnie niczego. Jak mogła… Przecież ich sypialni nie dzieliło
więcej niż kilkadziesiąt stóp.
Pozostawało
jedno pytanie – co, jeżeli Remus wcale jej nie chciał…? Drobna wątpliwość, niby
nic, ale za nic nie potrafiła wyrzucić jej z głowy. Bo co, jeśli to całe jestem
potworem miało być jedynie zasłoną dymną? Albo kolejnym żartem? Dziwacznym
sposobem, żeby nie mówić wprost, co naprawdę o niej myślał? A pobyt w skrzydle
szpitalnym to jedynie efekt pakowania się w kłopoty, dziwnym zbiegiem
okoliczności pokrywający się z pełnią? Westchnęła głośno.
Złapała
się za szyję, krzywiąc się z bólu. Przystanęła na moment i zatoczyła głową
koło, raz w jedną, raz w drugą stronę. Syknęła cicho, ale po chwili przyszła
ulga.
Ta
nadmierna ilość treningów zdawała się jej nie służyć. Mecz ze Slytherinem
zbliżał się coraz większymi krokami, a James wpadł w istny treningowy szał.
Nawet ta jedna wolna sobota kosztowała ją wiele próśb – James oczywiście uznał,
że jeśli odpuszczą choć na chwilę, to z pewnością… Ślizgoni rozłożą ich na
łopatki. A przecież wiesz, Skyler, jak bardzo potrzebujemy tej wygranej, powtarzał
niczym mantrę.
W
rzeczywistości nie chodziło o zwykłą rozgrywkę między domami. Raczej o
możliwość oglądania meczu przez rekruterów i szansę na zostanie zawodowym
graczem quidditcha, co byłoby… spełnieniem marzeń.
Weszła
do Miodowego Królestwa, gdzie już czekały na nią Lily i Meredith. Więcej nie
pomyślę tego dnia o Remusie Lupinie, postanowiła. Uśmiechnęła się szeroko i
przepchnęła się przez zgromadzonych wewnątrz uczniów, i dołączyła do nich przy
stoisku z nowościami. Z zaciekawieniem przyglądały się kandyzowanym jabłkom
pływającym w syropie. Skyler lekko przechyliła głowę. Jak to możliwe? –
miska z syropem lewitowała prawie dwie stopy nad półką. Dnem do góry.
–
Chcecie tego spróbować? – spytała, spoglądając na Lily i Meredith. – Ja
stawiam!
–
Jak ty stawiasz, to niech będzie! – Meredith, klasnęła w dłonie.
–
Muszę jeszcze tylko znaleźć moje miotełki. Mam nadzieję, że dalej je robią. –
Skyler, stanęła na palcach i rozejrzała się po zatłoczonej cukierni.
–
Masz na myśli te miotełki, które Black zaraz wyniesie razem ze stolikiem ze
sklepu? – spytała Lily, zniesmaczona wskazując na Syriusza układającego sobie w
ramionach piramidę pudełek.
–
Może lepiej się pośpieszę, zanim zdąży zabrać wszystkie. – Pokręciła głową z
pobłażaniem. – Weźmiecie trzy porcje i spotkamy się przy kasie? – rzuciła do
nich na odchodnym.
–
Jasne. – Lily przełożyła trzy pudełka różowych lodów kokosowych na stertę słodyczy
w ramionach Meredith i sięgnęła po chochlę, po czym zamarła, zabawnie
przekrzywiając głowę.
Ciekawe, w jaki sposób należy je uwolnić? A może to jedynie
przedwczesna halloweenowa pułapka?
–
Przepraszam, przepraszam, przepraszam. – Spojrzała w stronę półki z
czekoladowymi miotełkami i zauważyła, że Syriusz zdążył splądrować je prawie do
reszty.
Co to, to nie! Szybko zaczęła się przepychać w jego stronę.
–
Zostaw coś dla mnie, łakomczuchu! – upomniała go.
Uderzyła
go w dłoń sięgającą po ostanie leżące na ladzie pudełko i sama je podniosła.
Zastanowiła się przez ułamek sekundy, po czym zabrała mu jeszcze dwa pudełka ze
szczytu stosu ułożonego w ramionach.
–
Ej! – wypalił. – To moje ulubione – powiedział smutno, patrząc, jak pudełka
zniknęły w ramionach Skyler. Wykrzywił usta w podkówkę i zamrugał kilkakrotnie.
–
Och, przestań! Myślisz, że weźmiesz mnie na litość? Przecież i tak tego
wszystkiego nie zjesz. – Wywróciła oczyma. – Poza tym nikt cię w domu nie
nauczył, że ładnie się dzielić z innymi? – spytała, machając mu przed nosem
jednym z pudełek.
–
Tak. – Skrzywił się. – I właśnie dlatego miałem zamiar podzielić się z Jamesem,
Remusem i Peterem.
Skyler
uniosła brew, słysząc w jego głosie fałszywą nutę.
–
Tak… A nie raczej schować głęboko w kufrze i podjadać po kryjomu…? – spytała
rozbawiona.
–
Winny – przyznał, wzruszając ramionami. – Mówiłem już, że to moje ulubione…? –
Ściszył głos, nachylając się w jej stronę. – A to twoja wina! – Zmarszczył nos.
Pokręciła
głową.
–
Wybacz. A teraz przepraszam, dziewczyny na mnie czekają. – Już miała się
odwrócić, ale dostrzegła sylwetki pozostałych Huncwotów, którzy porzucili
stanowisko z musami-świstusami. – Za to ty chyba musisz wymyślić, w jaki sposób
schować miotełki przed chłopakami, bo właśnie tu idą. To pa! – dodała
konspiracyjnie, pochylając się w stronę Syriusza.
Spojrzała
krótko na Remusa i serce zakłuło ją boleśnie. Potrząsnęła głową, zupełnie jakby
w jakikolwiek sposób miało to pomóc jej wyrzucić Remusa z głowy. Przecież
postanowiła, że dziś nie będzie o nim nie myśleć. Rzuciła mu jeszcze jedno
spojrzenie i z trudem odwróciła się w kierunku dziewczyn.
–
Co tak długo? – rzuciła zniecierpliwiona Lily, gdy Skyler udało się przedrzeć
do kasy.
–
Musiałam pertraktować!
Lily
wywróciła oczami.
–
Możemy już iść, zanim zajmą wszystkie miejsca w Trzech Miotłach?
–
Już idziemy, nerwusie, już idziemy. – Skyler skierowała się do kasy.
–
Czy ty przypadkiem o czymś nie zapomniałaś? – spytała rozbawiona Lily,
wkładając jej w dłonie woreczek z jabłkami wciąż mokrymi od syropu. – Obiecałaś
zapłacić, nie pamiętasz?
Mam nadzieję, że w pewnej odległości będzie trochę łatwiej, pomyślała z ciężkim
sercem, całą siłą woli zmuszając się, by nie obejrzeć się za siebie i nie
zacząć szukać Remusa wzrokiem.
♠
Zgodnie
z przewidywaniami Lily, większość miejsc w Trzech Miotłach została już dawno
zajęta.
–
Tam! – wykrzyknęła nagle Meredith, wskazując jedne z ostatnich wolnych miejsc.
Szybko ruszyła w stronę stolika, bojąc się, że ktoś mógłby je ubiec.
Lily
wzdrygnęła się, kiedy dotarło do niej chłodne powietrze wpadające przez otwarte
przed chwilą drzwi. Czym prędzej podążyła za Meredith. W głębi lokalu było
znacznie cieplej, choć nie na tyle, by chciała ściągnąć wierzchnią szatę.
Spojrzała na Skyler ze współczuciem – energicznie rozcierała sobie ramiona.
–
Aż tak ci zimno? – zmartwiła się. – Przecież ubierałaś dzisiaj ten ciepły
sweter z kangurem!
–
Ciepły nie ciepły, nie zmienia to faktu, że strasznie tu zimno.
–
Wydaje mi się, że odrobinę przesadzasz – westchnęła Meredith, wieszając płaszcz
na oparciu krzesła i ściągając szalik z szyi.
–
Chyba właśnie ty – zaśmiała się Lily. – Przecież nie jest tutaj aż tak ciepło.
–
Mnie jest. – Wzruszyła ramionami.
–
Co wam podać, moje drogie? – Stanęła obok nich Madame Rosmerta, z łatwością
utrzymując w powietrzu tacę wypełnioną pustymi kuflami. Prawie tak, jakby wcale
nie jej nie zauważała. Lily przy każdej wizycie nie mogła wyjść z podziwu, z
jaką lekkością manewrowała z nią pomiędzy gośćmi. – To co zawsze? Jeden napar
korzenny, dwa piwa kremowe?
–
Tak – odparła Lily, wpatrując się jak zauroczona w kufel, który już miał się
zsunąć z czubka piramidy, ale Rosmerta w ostatniej chwili przekrzywiła tacę w
taki sposób, że ten wrócił na poprzednie miejsce.
–
Już podaję. – Rosmerta obdarzyła je szerokim uśmiechem i odeszła w kierunku
kuchni, powabnie kręcąc biodrami.
–
Napisałyście pracę na Zielarstwo? – spytała Lily, mimowolnie bawiąc się
leżącymi na stoliku rękawiczkami Skyler.
–
Na Merlina, Lily, jest sobota! Jesteśmy w Hogsmeade, czy ty chociaż na chwilę
nie potrafisz przestać myśleć o nauce? Zarządzam zakaz rozmawiania o szkole! To
całe gadanie o nadchodzących owutemach na każdej lekcji już wychodzi mi bokiem.
Chciałam tylko jeden, normalny dzień. Bez lekcji, zadań domowych, egzaminów i
quidditcha – odpowiedziała Skyler.
–
Ktoś tu mówił coś o quidditchu?
Lily
nieznacznie podskoczyła na krześle, kiedy znikąd za jej plecami wyrósł Potter.
Dreszcz przebiegł jej po kręgosłupie, starała się jednak wyglądać na zupełnie
niezainteresowaną.
–
Tak, James, mówiłyśmy właśnie, że dzisiaj nie rozmawiamy o quidditchu! –
stwierdziła Skyler gwałtownie.
Lily
nie musiała się nawet odwracać, by wiedzieć, że James już chciał wtrącić swoje
pięć knutów. Jak zawsze w gorącej wodzie kąpany. Wywróciła oczami. Tylko
dlaczego, mimo tych wszystkich lat, wciąż działał na nią dokładnie tak samo?
Dopiero
kiedy zauważyła pytający wzrok Meredith i skonsternowaną minę Skyler,
zorientowała się, że to nie wydarzyło się tylko w jej głowie.
–
Możemy się przysiąść? – Syriusz obszedł stolik i, stanąwszy pomiędzy Skyler a
Meredith, położył dłonie na oparciu wolnego krzesła. – Nie ma już innych
wolnych miejsc.
–
Jasne – rzuciła od razu Skyler, uśmiechając się lekko do Blacka.
Lily
gwałtownie wciągnęła powietrze, rzucając Skyler oburzone spojrzenie. Jak tak
mogła decydować za nie wszystkie? Przecież… wcale a wcale nie chciała spędzać
tego południa z Potterem. Wzdrygnęła się.
–
Ale nie ma aż tyle miejsc! – żachnęła się, zaplatając dłonie na piersiach.
–
Spokojnie, Lily, zaraz załatwimy jakieś krzesła – powiedział Remus, ściskając
jej ramię. Jakby odrobinę zbyt mocno. Obrzucił szybkim spojrzeniem stolik. Lily
zmarszczyła brwi. Zupełnie jak gdyby coś było nie tak. Nie miała tylko
pojęcia, o co mogło chodzić. Przecież gdyby coś się stało, Remus by jej
powiedział, tego była pewna.
–
Wiesz, Lily, jeśli tylko chcesz, zawsze mogę wziąć cię na kolana! – wtrącił
entuzjastycznie James, lekko się nachylając w jej stronę.
–
W twoich snach, Potter. – Skrzywiła się z powodu tego, jak zareagowało jej
serce, ściskając się boleśnie na jego bliskość. Kiedyś była pewna, że wszystkie
podobne reakcje jej ciała szybko się skończą. Och, jakże się myliła. Westchnęła
ciężko w duchu.
Kątem
oka dostrzegła bystre spojrzenie remusowych oczu i dreszcz przeszedł ją po
plecach. Czasami odnosiła wrażenie, że Remus doskonale wiedział o wszystkim, co
działo się w jej głowie. Że dobrze znał prawdę o jej uczuciach do Pottera.
Chociaż tak bardzo starała się ją ukryć nawet przed samą sobą.
–
Zrobiliście już zadanie na zielarstwo? – spytał, gdy już wszyscy usiedli.
Lily
cieszyła się w duchu, że Jamesowi przypadło miejsce po przeciwnej stronie
stołu, między Meredith a Syriuszem.
Skyler
ukryła twarz w dłoniach, aż trzęsąc się ze śmiechu.
–
Na Merlina, od razu widać, że prefekci – stwierdziła, gdy już udało jej się
uspokoić, ocierając łzy z kącików oczu.
Co z tego, że wyniki są dla mnie ważne? Przecież to ostatni rok! Muszę
dobrze napisać egzaminy, żeby móc w ogóle myśleć o zostaniu magomedykiem!, pomyślała Lily,
prychając cicho.
–
Zupełnie tak, jakbyś ty się nigdy nie uczyła, Skyler – rzuciła obrażona, marszcząc
brwi.
Skyler
machnęła na nią ręką.
–
Nie rozmawiajmy o szkole, błagam.
–
Tak, tak się umawiałyśmy – poparła ją Meredith w chwili, kiedy do ich stolika
podeszła Madame Rosmerta z ich napojami.
–
Proszę… – Postawiła kubek i kufle przed nimi. – A panom co podać?
–
Cztery razy piwo? – zapytał James, spoglądając na pozostałych.
Każdy
z nich kiwnął głową. Lily zaśmiała się w duchu na widok ich niezwykle pewnych
min, jakby decydowali co najmniej o kolejnym kawale.
–
Cztery kremowe piwa poprosimy – powtórzył James do Madame Rosmerty, uderzając
dłońmi o blat stolika.
–
Wiesz, że wyglądasz dzisiaj olśniewająco? Ta zieleń tak niesamowicie podkreśla
twoje oczy – wtrącił Black, obracając się całym ciałem w jej stronę i posyłając
jej olśniewający uśmiech.
Lily
wywróciła oczami. To nie w porządku, że niektórzy załatwiają wszystko na
piękne oczy, a inni, by osiągnąć to samo, muszą harować jak woły, skrzywiła
się, potrząsając głową.
–
Zaraz przyniosę – odparła Rosmerta promiennie i szybko odeszła w swoją stronę.
Lily
mogłaby przysiąc, że przez ten ułamek sekundy, zanim zdążyła się odwrócić,
zauważyła płomienny rumieniec na jej policzkach.
Lily
upiła łyk swojego naparu korzennego i od razu poczuła, jak ciepło przyjemnie
rozpływało jej się po całym ciele. Uśmiechnęła się lekko, przez chwilę
przyglądając się każdemu z przyjaciół. Wreszcie wszystko było w porządku.
Opóźnienie jest tak ogromne, że może po prostu je przemilczę i napiszę tylko: przepraszam.
Opóźnienie opóźnieniem, ale... dlaczego tak krótko? :( Wiem, wiem, sesja i te sprawy. Spoko, rozumiem. Ale naprawdę tęsknię za Twoim opowiadaniem w większej częstotliwości. Obecnie to jedyne o huncwotach, które czytam, więc czasem zapominam jak bardzo lubię tę ekipę :) Z niecierpliwością oczekuję kolejnych wydarzeń między Remusem i Skyler. Nie sądziłam, że kiedyś ten niepozorny Lupin aż tak skradnie mi serce, jak w Twojej historii ;)
OdpowiedzUsuńPowodzenia w sesji! Buziaki!
Miało być dłużej, ale ostatecznie wyleciała jedna scena, która mało co wnosiła, a była strasznie ekspozycyjna.
UsuńMam nadzieję, że kolejny rozdział już niedługo, ale przez to,m że uwaliłam jeden egzamin, ten tydzień wolnego, który miałam mieć, muszę poświęcić na naukę, także nie wiem, jak to będzie… :(
Pozdrawiam gorąco,
maxie
Spoko, w zupełności rozumiem... :/ Dużo sił dla Ciebie do walki z sesją-sresją!
UsuńJak się cieszę widząc tu nową notkę! Świetnie się czyta, jak zawsze z resztą. Taki spokojny, przyjemny rozdział. Czekam na więcej Remusa i Skyler oraz na Jily :) mam nadzieję, że nie każesz nam znów tyle czekać ;) pozdrawiam serdecznie! Drama&Furia
OdpowiedzUsuńDziękuję niesamowicie za komentarz :) Obawiam się, że jednak każę, bo sesja nie zna litości :(
UsuńPozdrawiam cieplutko,
maxie
Czekam i czekam i doczekać się nie mogę! Mam nadzieję, że skoro po zimowej sesji już dwa miesiące, a do letniej jeszcze chwila, to może pojawi się tu jakiś malutki chociaż rozdzialik...
UsuńJakbyś znalazła chwilę, to zapraszam do mnie: http://qwertzxcvb.blog.pl/2017/04/03/7-syriusz-strach-stan-silnego-napiecia-emocjonalnego-pojawiajacy-sie-w-sytuacjach-zagrozenia-realnego-lub-wyimaginowanego/
Bardzo bym się cieszyła z kilku słów, wskazówki, czy konstruktywnej krytyki.
Serdecznie pozdrawiam i życzę duuużo weny ❤
Rozdział jest już napisany od jakiegoś półtorej miesiąca, tylko nie umiem uporać się z betą… Ale postaram się ogarnąć jakoś, obiecuje. Przynajmniej będę się starać.
UsuńPozdrawiam gorąco,
maxie
Kochana, mam nadzieję, że w wakacje pojawi się jakaś notka. Nie przeżyję pozostawienia opowieści na tym etapie... Dalej czekam ❤
UsuńDrama
Kolejny rozdział strasznie mnie przyblokował, ale wczoraj (wreszcie!) to niego usiadłam i udało mi się poprawić scenę, z którą się tak męczyłam. Poszło już do bety, która powiedziała, że postara się do tego usiąść na dniach, więc o ile się nie okaże, że scena dalej jest beznadziejna, to mam nadzieję, że w tym tygodniu uda się opublikować ten rozdział.
UsuńA przy okazji będę mieć dla Was małą niespodziankę ;)
I nawet nie wiesz jak niesamowicie miło czytać, że jednak ktoś jeszcze na to opko czeka ♥
Pozdrawiam gorąco,
maxie
OK, wciąż cierpię na nie-umiem-w-komentarze, ale odkładanie tego nie ma sensu, bo potem nie skomentuję wcale. Ładny ten rozdział. Taki ciepły, przyjemny i czuć w nim ten magiczny klimat Hogsmeade i widać więź pomiędzy bohaterami. I co do tej więzi - poprzedni (?) rozdział urzekł mnie totalnie, w sensie ta huncwocka przyjaźń. Była taka odczuwalna, silna i chwytająca za serce. No...
OdpowiedzUsuńDziękuję gorąco za komentarz, tym bardziej, że mimo wszystko jednak zdecydowałaś się go napisać ;)
UsuńPozdrawiam cieplutko,
maxie
Przybywam z "drobnym" opóźnieniem, ale mam nadzieję, że mi to wybaczysz ;)
OdpowiedzUsuńBardzo przyjemny rozdział, taki pozytywny, błogi. Fajnie tak poobserwować bohaterów w takich z pozoru nieistotnych sytuacjach.
Czekam na mecz z Ślizgonami, mam nadzieję, że te wszystkie treningi nie pójdą na marne!
PS. Podoba mi się określenie "Wtrącić swoje pięć knutów" - jest na swój sposób urocze ^^
Pozdrawiam i powodzenia na wszystkich egzaminach, a jeśli już po - to mam nadzieję, że poszły dobrze!
Cassandra
Ja również z „drobnym” opóźnieniem, więc doskonale Cię rozumiem.
UsuńDziękuję Ci bardzo za komentarz ♥
Teraz już wreszcie po i trochę udało mi się odsapnąć i wreszcie zebrałam się dziś do pisania!
Pozdrawiam gorąco,
maxie