♪
Pełnia wypadała pierwszego czerwca, tego samego dnia, kiedy
urodziny obchodziła Skyler. Remus wiedział, że nie będzie mógł uczestniczyć w
organizowanym z tej okazji przyjęciu z powodu swojego futerkowego problemu, a sumienie nakazywało mu przynajmniej
złożenie życzeń.
W przeciągu ostatniego miesiąca nadal starał się odciąć od
wrażenia, jakie wywarła na nim na krótka, pozornie nieznacząca chwila spędzona
z Chenal tamtej deszczowej nocy. Niestety, im bardziej próbował się od tego
odciąć, tym mocniej wspomnienie go atakowało, namawiając do choć chwilowego
ulegnięcia pragnieniom. Mimo że Remus nie chciał tego przed sobą przyznać,
gdzieś w głębi czuł, że jego mózg przestaje mieć siłę, by walczyć z upartym
sercem.
Przedostatniego maja, późnym popołudniem zerknął więc na
Mapę Huncwotów, odnajdując kropkę symbolizującą postać Skyler w szkolnej
bibliotece. Na szafce nocnej położył wydobyty z kufra prezent, zamówiony
uprzednio z jednego z katalogów, przywiezionych przez Petera po przerwie
świątecznej. Szafirowa folia, w którą podarek został zapakowany, skrzyła się
tajemniczo w promieniach popołudniowego słońca.
Wziął głęboki wdech, po czym szybkim krokiem wkroczył do
toalety w celu opryskania twarzy lodowatą wodą. Coraz bardziej wątpił w sens
tego spotkania. Czy to właśnie nie po to, by nie kusić losu, omijał Chenal
przez tak długi okres?
Ponownie ochlapał wodą twarz, po czym starannie wytarł ją
ręcznikiem. W lustrze wiszącym nad umywalką dostrzegł wyraźnie podkrążone oczy
– pierwsze oznaki zbliżającej się pełni, a do tego niezaprzeczenie doświadczał
kłębiącego się pod czaszką nadchodzącego zmęczenia. Wyraźnie czuł, że jutro
raczej nie ruszy się z łóżka. Liczył, że wykonany przed momentem zabieg pomoże
mu zachować trzeźwość umysłu i pozwoli wytrwać w swoich postanowieniach. Nie
mógł się dać pokonać coraz intensywniej dążącemu do głosu sercu.
Powtarzając swoje postanowienie trzymania się z dala od
wszystkich przedstawicielek płci pięknej niczym mantrę, poprawił mankiety
koszuli, po czym energicznym krokiem przeszedł przez dormitorium. Chwycił prezent,
wsuwając go do kieszeni spodni, jeszcze raz rzucił okiem na Mapę Huncwotów, a
następnie szybkim krokiem opuścił dormitorium.
Zgodnie z wskazaniami Mapy, odnalazł jutrzejszą solenizantkę
w szkolnej bibliotece; ku jego zdziwieniu Skyler buszowała właśnie po dziale z
mugolską literaturą. W pomieszczeniu panowała jak zwykle pozorna cisza,
wypełniona szumem kartek, pomrukiem szeptanych rozmów i ciężkimi westchnieniami
uczących się.
Skyler wodziła palcem po grzbietach ustawionych w równych
rzędach tomów, bezgłośnie poruszając ustami; najwyraźniej bezgłośnie
odczytywała tytuły książek. Jej uroda ponownie spadła na niego niczym grom z
jasnego nieba – zupełnie nie potrafił zrozumieć, dlaczego od dokonania tego
odkrycia uderzała go za każdym razem z taką samą mocą. Wciągnął powietrze
głęboko do płuc, po raz kolejny powtarzając sobie, że umysł wygra z emocjami.
Chenal zatrzymała palec na półce, dokonawszy wyboru. Jako że
książka znajdowała się zbyt wysoko, by była w stanie ją ściągnąć o własnych
siłach, rozejrzała się wkoło w poszukiwaniu drabinki. Nie chciała używać zaklęć
na ściśniętych tomach, ryzykowałaby by bowiem, że oprócz wybranej pozycji
spadną również te sąsiednie.
– Remusie! – powiedziała, rozpromieniając się wyraźnie na
jego widok. – Mógłbyś mi pomóc? – spytała, patrząc na niego prosząco z zalotnym
uśmiechem.
Serce Huncwota zdawało się rozpuścić o wiele zbyt mocno.
Kiwnął głową, na ledwo dostrzegalnie unosząc kąciki ust, po raz kolejny
powtarzając w myślach swoje postanowienie. Gdy znalazł się blisko Skyler, na
moment wstrzymał oddech, ale i tak dotarła do niego intensywna woń wanilii.
Ściągnął z półki wskazaną książkę, a gdy podawał ją
dziewczynie, choć bardzo starał się tego uniknąć, jej palce przypadkowo musnęły
dłoń Remusa. Lupin odniósł wrażenie, że wszyscy zebrani mogli dosłyszeć tętent
jego pędzącego serca.
Zupełnie nie spodziewał się takiego obrotu sytuacji. W jego
wyobrażeniu spotkanie było krótkie i rzeczowe, a co najważniejsze, na pewno nie
zawierało cielesnego kontaktu. Po raz kolejny wypowiedział w myślach mantrę,
licząc na to, że rzeczywiście miał na tyle siły, by wytrwać przy swoich
postanowieniach.
– Dziękuję – stwierdziła, przytulając tom do piersi,
uśmiechając się promiennie do Lupina. – Wracasz do wieży? – spytała z
ciekawością, proponując tym samym wspólny powrót.
Po tamtej deszczowej nocy dręczyło ją nieodparte wrażenie,
że powinna lepiej poznać tego chłopaka. Skyler przyjrzała mu się uważnie, gdy
tak stał przed nią, skryty w cieniu wysokich bibliotecznych półek. Słońce
powoli chyliło się ku zachodowi, rzucając na wszystko magiczną pomarańczową
poświatę. W tym miejscu czuła się tak bardzo bezpieczna, schowana przed światem
i wścibskimi spojrzeniami. Dział mugolski nie należał do często odwiedzanego
przez uczniów, nie skrywających pogardy do książek, w których w ich mniemaniu
znajdowało się zbyt mało magii.
– Zasadniczo to szukałem ciebie – odparł szybko, uśmiechając
się delikatnie. Spojrzała na niego zaciekawiona, dlatego też pospieszył z
wyjaśnieniami, ściskając podarunek schowany w kieszeni. – Dostałem wiadomość od
mamy, że znowu ma nawrót choroby. – Remus wyraźnie posmutniał, choć z zupełnie
innego powodu. Za każdym razem, gdy wypowiadał to kłamstwo, przypominało mu
się, dlaczego tak naprawdę musi opuścić szkolne tereny, co każdorazowo
napełniało go przygnębieniem – Dumbledore organizuje dla mnie powrót do domu,
ale przed zniknięciem chciałem ci złożyć życzenia urodzinowe, skoro nie będę
mógł tego zrobić we właściwym czasie. W takim razie, wszystkiego najlepszego, Skyler
– zakończył, przesuwając pakunek leżący na otwartej dłoni w stronę dziewczyny.
Gdy uśmiechnęła się tak promiennie, palcami zasłaniając usta
w wyrazie zdziwienia i przyjemnego zaskoczenia, a w jej srebrzystych oczach
rozbłysły iskierki szczęścia, coś wyraźnie wywinęło fikołka we wnętrznościach Remusa.
Chłopaka opanowało przekonanie, że to wilk czyhający gdzieś w jego wnętrzu
domagał się swoich racji i czaił się na swoją ofiarę.
Kiedy wypowiedziała słowa podziękowania, Lupin przez moment
poczuł się jak Święty Mikołaj; nie sądził, że Chenal aż tak ucieszy się z
otrzymania prezentu. Dziewczyna z palącą ciekawością sięgnęła po paczuszkę i
odwinęła szafirowy papier, skrzętnie skrywający jej zawartość. We wnętrzu
znajdowała się kulka mieszcząca się w dłoni, wyglądem stosunkowo zbliżona do
przypominajki, jednak zamiast białego lub czerwonego dymu wypełniała ją czarna
maź.
– Co to? – spytała, na sekundę marszcząc brwi. Nigdy
wcześniej nie spotkała się z takim przedmiotem, dlatego też absolutnie nie
miała pojęcia, do czego i w jaki sposób mogłaby jej użyć.
– Przepowiadajka. Odpowiedź na wszelkie problemy. Zamknij
oczy, zamknij ją w dłoni, zadaj pytanie, ona odpowie. Nie na każde, to
oczywiste, ale na podobno pomaga podjąć decyzję.
– Dziękuję raz jeszcze – odparła z wdzięcznością, wspinając
się na palce i składając na Lupinowym policzku delikatny pocałunek.
Ogień zapłonął tym razem nie tylko w miejscu, gdzie znalazły
się jej usta, ale Remusowi zdawało się, że i na całej twarzy. Lunatyk poczuł
się, jakby stanął zdecydowanie zbyt blisko ogromnego ogniska i dotarło do
niego, że musiał wyglądać niczym burak, Skyer jednak w żaden sposób tego nie
skomentowała. Tylko uśmiechnęła się lekko, bo w gruncie rzeczy reakcja Remusa
niezmiernie jej schlebiała.
– Sprawdźmy w takim razie, czy to maleństwo działa –
wznowiła, podnosząc wzrok na Lupina.
Sam nie wiedział, co takiego jest w tej dziewczynie, że aż
tak na niego działa. W głowie odliczał właśnie od stu w dół, starając się
ochłonąć i ponownie dojść do siebie, po kolejnym niby nic nie znaczącym
pocałunku. Nie mógł pozwolić, by jego postanowienia zostały złamane przez
jakieś głupie reakcje układu współczulnego.
– Co powinnam teraz zrobić? – zapytała Skyler, potrząsając
kulką z nieskrywaną ciekawością.
Zapytaj jego –
słowa wypłynęły na powierzchnię cieczy, jakby ktoś napisał je światłem. Przez
kilka sekund utrzymywały się niczym na falach, delikatnie rozmazując swoje
kruche krawędzie, a następnie znikły, zupełnie jakby utonęły w czarnym oceanie.
Skyler spojrzała na Remusa, który właśnie przerwał powtarzanie w myślach swojej
mantry i wyglądał na równie zdziwionego, co sama Chenal. W odpowiedzi na
niezadane na głos pytanie, tylko wzruszył ramionami i nieznacznie pokręcił
głową, dobitnie pokazując, że i on nie wie, co ustrojstwo mogło mieć na myśli.
– Chyba jest zepsute – zaczął nieśmiało Lunatyk, w duchu
karcąc się za to, że nie sprawdził zawczasu tego bubla. Spuścił wzrok na
sznurówki, nie chcąc spojrzeć w oczy Skyler.
Może rzeczywiście przyjście tutaj było złym pomysłem,
przemknęło mu przez myśl.
– A może… – zaczęła Chenal, urywając w pół zdania.
Przygryzła wargę, jakby intensywnie się nad czymś zastanawiając. Czyżby…? – Ty spróbuj – stwierdziła
nagle, zmuszając go tym samym do ponownego zwrócenia na nią uwagi.
Remus wziął oddech i delikatnie, tak by na pewno nie zetknąć
się z jej skórą, przejął od niej kulkę. Zadał to samo pytanie, które wcześniej
wypowiedziała Skyler, energicznie potrząsając przepowiadajką. Zastanawiał się,
czego tak naprawdę oczekiwał w chwili podjęcia decyzji o skierowaniu kroków do
biblioteki. Sam gubił się już we własnych postanowieniach i uczuciach.
Rozchylił dłoń dokładnie w momencie, gdy na powierzchnię
wypłynęły świetliste słowa: pocałuj ją,
idioto. To proste stwierdzenie tak bardzo zachwiało wszystkimi jego
fundamentalnymi zasadami, że bił się z myślami, czy rzeczywiście nie wyszłoby
mu na dobre, gdyby postąpił zgodnie z zaleceniami przepowiadajki. Po prostu
odrzucić wszelkie postanowienia, tak jakby za moment miał skończyć się świat,
choć na chwilę zapomnieć o całym świecie i roztopić się w słodyczy pocałunku.
Świat jednak wcale nie zmierzał ku zagładzie, a Remus, choć posiadał tylko
jedno życie, nie chciał, wręcz nie potrafiłby żyć z poczuciem, że na którymkolwiek
etapie istnienia musiał ponosić odpowiedzialność za skrzywdzenie tak kruchej
istoty jak Skyler. Remus nie mógł przyłożyć do tego ręki. I co ważniejsze, nie
mógł później żyć z poczuciem odpowiedzialności za jej krzywdę.
Wszystkie myśli kłębiły się w nim niczym burzowe chmury,
strzelając kolejnymi wnioskami szybciej niż błyskawice. Podjęcie decyzji zajęło
mu zaledwie ułamek sekundy. Szklana kulka wypełniona czarną mazią upadła z
brzdękiem na podłogę biblioteki, a Remus zerwał się do wyjścia, rzucając przez
ramie tylko krótkie: przepraszam, muszę
już iść. Nie ufał sobie na tyle, by tam zostać, bo nie miał pewności, czy
posiadałby wystarczająco dużo siły, by odejść stamtąd spokojnym krokiem,
wytrwawszy w swoich postanowieniach. W tamtej chwili ucieczka wydawała się
jedyną możliwą opcją.
Skyler stała wmurowana w miejscu, zdezorientowana
wydarzeniem, w jakiego właśnie była świadkiem. Nie miała najmniejszego pomysłu
na to, co takiego stało się Lupinowi, że uciekł tak nagle. Myśli krążyły jej po
głowie, starając się odnaleźć możliwe wytłumaczenie zaistniałej sytuacji, ale
nie potrafiła odnaleźć niczego, co wydawałoby się mieć sens.
Westchnęła, schylając się po kulkę leżącą na podłodze. Gdy
pierwszy raz przemknęła wzrokiem po świetlistych literach, wciąż pływających na
powierzchni mazi, ich znaczenie gdzieś się zatraciło. Dopiero za trzecim razem
dotarło do niej, jaki był przekaz przepowiadajki. Nie potrafiła tylko
wyklarować, jakie są jej odczucia co do całującego ją Remusa Lupina.
♠
Nic nie zapowiadało nadchodzących zmian. Gdy wieczorem
dziewczęta układały się do snu po przyjęciu urodzinowym, nie oczekiwały, że
przez tę jedną noc życie którejkolwiek z nich może się diametralnie zmienić.
Promienie czerwcowego słońca raniły wciąż zmęczone oczy Skyler.
Teraz żałowała, że kładąc się do łóżka, zapomniała o zasłonięciu kotar.
Spojrzała na swoje stopy ze zdziwieniem – na jednej z nich nadal trzymał się
nieściągnięty wieczorem but. Przed przyjęciem obiecywała sobie, że nie wypije
zbyt wiele, ale rola solenizantki sprawiała, że nie wypadało odmówić udziału we
wznoszonych dla niej toastach. Skryła twarz w dłoniach, wzdychając przy tym
ciężko. Aż bała się spojrzeć na budzik – posiadała niezachwianą pewność, że
żadna z nich nie pamiętała, aby go nastawić. Z drugiej strony cieszyła się, że
tak się stało, ponieważ nie miała pewności, czy jej czaszka nie wybuchłaby
podczas kontaktu z tak irytującym dźwiękiem.
Nawet teraz, kiedy jedynymi dźwiękami dobiegającymi do jej
uszu były oddechy nadal śpiących koleżanek, czuła intensywne pulsowanie
wewnątrz czaszki. Niepewnie otworzyła oczy, ale szybko zmieniła zdanie, gdy
głowa eksplodowała bólem w reakcji na kontakt z jasnym światłem.
Po omacku sięgnęła po budzik, ku jej uldze wcale nie
wskazujący tak późnej godziny, jak się spodziewała. Co prawda dziewczyny
powinny wstać już godzinę temu, ale dziesięć po ósmej nie wydawało się takie
złe, w szczególności biorąc pod uwagę, że zasnęły kilka godzin później niż
zazwyczaj. Powoli podniosła się na łokciach, a gdy wreszcie wstała, zawartość
żołądka gwałtownie wywinęła fikołka, upewniając ją we wcześniejszej myśli, że
raczej odpuści sobie śniadanie.
Mimo że Chenal podjęła taką, a nie inną decyzję, nie chciała
pozbawiać możliwości wyboru pozostałych dziewcząt, dlatego też po kolei
obudziła każdą z nich, a dopiero później udała się do toalety.
Zimna woda odrobinę zmniejszyła jej cierpienie i dzięki temu
myśli, tak uporczywie krążące po głowie, nie potrafiące znaleźć swojego miejsca
i rozwiązania, uderzyły z całą mocą. Tamto spotkanie z Remusem w przeddzień
urodzin nadal pozostawało wielką zagadką. Wciąż wałkowała je w myślach,
starając się znaleźć odpowiedź na pytanie, czy chciała, by Lupin ją całował?
Jako że bardzo chciała poznać odpowiedź na to pytanie,
postanowiła wybrać optymalne wyjście z sytuacji.
Musiała zaprzyjaźnić się z Remusem Lupinem. Skyler wyraźnie
czuła, że jeśli tylko pozna go lepiej, uda jej się rozwikłać tą niewiadomą.
Kończyła właśnie myć zęby, kiedy w dormitorium rozległo się
stanowcze pukanie. Chenal nie przejęła się nim zbytnio, przekonana, że to
zapewne jedna z uczennic z prośbą o pożyczenie jakiegoś artykułu nagłej
potrzeby. Rzadko, bo rzadko, ale takie odwiedziny się zdarzały.
Skyler zdziwiła się niezmiernie, gdy wyszła z toalety i w
drzwiach zauważyła, wyglądającą na bardzo poruszoną, profesor McGonagall. Chenal
wydukała słowa powitania, zastanawiając się, o co mogło chodzić. Opiekunka
Gryffindorru odwiedzała dormitoria swoich studentów tylko w nagłych wypadkach. Skyler
przez moment głowiła się, czy przypadkiem czegoś nie przeskrobały, ale mina
pani profesor wcale nie wskazywała na jej złość – McGonagall wyglądała raczej
na przejętą lub smutną.
– Panno Meadowes, będzie pani tak dobra i pójdzie pani teraz
ze mną – powiedziała McGonagall, spoglądając na Dorcas znacząco.
– Ale o co chodzi, pani profesor? – spytała, wyraźnie
zdezorientowana. Zmarkotniała, zastanawiając się, ile punktów szkolnego
regulaminu złamała, będąc poprzedniego wieczora w stanie upojenia alkoholowego.
Palcami przeczesała włosy, starając się doprowadzić splątane kosmyki do jako takiego
ładu.
– Wszystkiego dowie się pani na miejscu – odparła Minerva,
splatając dłonie.
– Dobrze… – powiedziała Meadowes, bardziej do siebie samej
niż do kogokolwiek z zebranych, chaotycznymi ruchami sięgając po rzeczy
potrzebne jej podczas pierwszych zajęć i wrzucając je nerwowo do znalezionej
pod łóżkiem torby. Na wczorajszy strój narzuciła szatę wierzchnią, licząc, że
zakryje ona dostrzeżoną kątem oka plamę na koszuli.
Profesor McGonagall patrzyła na dziewczynę w milczeniu,
nawet jednym słowem nie komentując zastanej sytuacji. Skyler rozejrzała się
niepewnie po przyjaciółkach, mimowolnie sięgając do zawieszonego na szyi
pierścionka. Coś w tym wszystkim bardzo jej nie pasowało i coraz mocniej
obawiała się, że w gabinecie opiekunki na Dorcas czekało coś o wiele gorszego
niż szlaban.
♠
Tymczasem Lunatyk przebywał zamknięty w swoim dormitorium. W
pomieszczeniu panowała ciemność poprzecinana gdzieniegdzie wiązkami światła, w
których tańczyły drobinki kurzu; promienie wpadały tu przez mikroskopijne
szparki między szczelnie zaciągniętymi kotarami, oddzielającymi Remusa od
świata poza wieżą.
Nie dość, że okna zostały zasłonięte, to Lupin znajdował się
w swoim łóżku, gdzie również zaciągnął czerwono-złote kotary. Wiedział, że owy
zabieg był irracjonalny, w końcu dzień był jego sprzymierzeńcem, to nocy bał
się naprawdę. Tak źle nie czuł się już od dawna. Leżał na posłaniu, zwijając
się z bólu. Cierpienie fizyczne zostało okraszone również psychicznym tak
odmiennym od tego, jakie odczuwał, gdy Lily dowiedziała się o jego futerkowym problemie oraz tego, jakie
pojawiło się po tej pamiętnej pełni, kiedy po raz pierwszy dołączyli do niego
przyjaciele pod postacią zwierząt. Wtedy dotarło do niego, że wreszcie ma
kogoś, na kogo może liczyć niezależnie od wszystkiego, kto trwał przy nim na
dobre i na złe, kto nie spisał go na straty tylko przez pryzmat tego, kim się
stawał raz w miesiącu.
Lecz Skyler… Ona wydawała zupełnie inna, taka delikatna,
jawiła się być niczym potłuczone szkło. Nie mogła się dowiedzieć. Nigdy,
przenigdy nie mogła się dowiedzieć.
Remusowi udało mu się wymóc na Lily obietnicę, że nic nie
powie. A pozostali Huncwoci… Dobrze wiedział, że tę tajemnicę zabiorą ze sobą
do grobu, a jeśli już będą mieli konieczną potrzebę zdradzenia jej komuś,
najpierw przyjdą poprosić o przyzwolenie. Pozostawała jedynie kwestia Lupinowej
osoby.
Stwierdził, że tak będzie dla dziewczyny najlepiej. To
dlatego jej unikał, przecież nie mógł dopuścić do tego, aby się przywiązała. On
i tak zabrnął już za daleko. Chciał zakopać uczucia w najgłębszych zakamarkach
mózgu, ale dziwnym trafem, nie potrafił. Nie miał jednak innego wyboru,
przecież to on ponosił całą winę. Gdy z całej tej bezradności i złości chciał
odwrócić się na drugi bok, aż jęknął z bólu. Przez to wszystko niemalże udało
mu się zapomnieć, jak źle się czuł.
Przyjaciele wielokrotnie mówili mu, że to nie jego wina, że
nie chciał takiego losu, że nie prosił o klątwę wilkołactwa. Sądził, że nie
rozumieli sedna sprawy; on był potworem. Dla nich każda comiesięczna wyprawa to
jedynie kolejny powód do złamania szkolnego regulaminu i pewnego rodzaju
zabawy. Niczym bracia wyruszający na niedzielne polowanie na kaczki w ramach
zacieśniania rodzinnych więzów. Dla niego to kolejny dzień, kiedy bał się, że
może wyrządzić komuś krzywdę. Ale jak to mawiał James: bez ryzyka nie ma zabawy.
Nie zasługiwał na bycie jednym z Huncwotów, nie zasługiwał
na naukę w Hogwarcie, nie zasługiwał na żaden związek, a już na pewno nie
zasługiwał na miłość.
Aktualizacja: 5 grudnia 2015.
Pierwsza!
OdpowiedzUsuńCiąg dalszy nastąpi.
Po pierwszym fragmencie czuję spory niedosyt. Rozumiem, że starasz się nakreślić historię bohaterów i przedstawić ich charaktery, ale oprócz znaczącego uśmiechu Ślizgońskiego prefekta nie ma w nim nic znaczącego dla fabuły. Przez te kilkanaście akapitów budujesz nastrój, opisujesz wydarzenia i... ucinasz w połowie. Przynajmniej ja odnoszę takie wrażenie.
UsuńWydaje mi się też, że za szybko przeskakujesz w czasie i, równie dobrze, mogłabyś sobie darować tą wyżej wymienioną scenę i od razu przejść do czerwca, bohaterów opisując przy innej okazji.
Dalej nie rozumiem czemu Sky nie zna dobrze Remusa, są przecież na tym samym roku. Poza tym James jest kapitanem drużyny i do tego przyjacielem Lupina, więc wniosek nasuwa się sam - muszą się znać. Poza tym odniosłam wrażenie, że Sky jest otwartą osobą, więc...
W sumie, cały czas narzekam. Powinnam przestać. Teraz trochę będę wzdychać nad moją niespełnioną miłością, więc spokojnie możesz pominąć ten fragment, bo, uwaga!, dotyczy mojego niezdrowego wielbienia Lunatyka.
Jest taki cudowny. Przedstawiasz go w tak idealny sposób, że aż mam ochotę go przytulić. Chciałbym, żeby to opowiadanie było tylko o nim...
Ten drugi fragment to prawdziwy majstersztyk i - wiem, że zabrzmię jak niedojrzała psycho-fanka - czytam go w nieskończoność!
Życzę dużo weny i, jeśli znajdziesz kiedyś czas, zapraszam do siebie:
http://lorem-plenitudinis.blogspot.com
Czy sądzisz, że książki powinny składać się z samej akcji? Moje opowiadanie to nie thriller, gdzie atmosfera stopniowo się zagęszcza, ani nie przygodówka, gdzie akcja towarzyszy bohaterom na każdym kroku. W swojej historii zależy mi przede wszystkim na przedstawieniu charakterów bohaterów i tego jak się zmieniają z biegiem czasu. Dlatego opowiadanie może się wydawać trochę przegadane. Gdyby akcja goniła akcję, nie byłoby czasu na budowanie gruntu pod każdą z nich i w wyniku tego otrzymałabyś historię pociachaną na kawałki, praktycznie nie mające ze sobą spójności. Trochę będzie się działo w kolejnych rozdziałach i mam nadzieję, że to choć w pewnym stopniu zaspokoi Twoją żądzę akcji.
UsuńA jeśli za każdym razem będzie się przeskakiwać fragment, który ma za zadanie bohaterów, to w końcu mogłoby dojść do tego, że opowiadanie się kończy, a bohaterowie ledwo nakreśleni - widomo, znasz ich imiona, kolor włosów, czasami nawet oczu, ale nic ponad to. Czasami, mają jakieś określone cechy czy zachowania, ale nie ma czasu na wytłumaczenie, czemu się zachowują tak a nie inaczej. Nie sądzisz, że również takie fragmenty skupiające się jedynie na opisie bohaterów również są potrzebne? Poza tym, przecież ten drugi fragment wcale nie służy tylko na pokazaniu charakteru bohaterów, jest dość ważnym momentem, można by powiedzieć zwrotnym, w relacji Remus-Skyler. Przecież w końcu musze to przepchnąć do przodu, w jedną stronę, albo w drugą.
To nie tak, że ona nie wiem kim jest... Po prostu nie znają się zbyt dobrze. Remus z założenia unika dziewcząt, poza Lily, więc jest poniekąd uznawany odrobinę za dziwaka, przez płeć przeciwną. Skoro chłopak unika kontaktu, to inni przestali próbować. Fakt, że Remus przyjaźni się z Jamesem, nie ma tu nic do tego. Na samym początku historii dość wyraźnie pisałam, że dziewczyny i chłopcy zazwyczaj nie spędzają czasu wolnego wspólnie, a raczej w obrębie własnej płci, co wydaje mi się, jest dość nietypowe na tle innych ff potterowskich.
Powiem szczerzę, że ja też żałuję, że to opowiadanie nie jest tylko o nim w tej chwili. Zdecydowanie Remus jest w tej chwili moim ulubionym bohaterem. Szkoda, że jestem już przy pisaniu 17 rozdziału i że pisanie tej historii od nowa, chyba by mnie zabiło, bo przyznam szczerze, że bardzo chętnie zrobiłabym z tej historii opowiadanie przede wszystkim o Lupinie.
Jakoś ciężko mi w to uwierzyć, ale muszę przyznać, że sprawiłaś mi tym stwierdzeniem ogromną radość. Musicie dziękować mojej becie, bez pomocy której, fragment ten były co najmniej ciężkostrawny.
Coś długi mi wyszedł ten komentarz, trzeba się chyba zabrać za jakieś pisanie, co by lepiej spożytkować tę energię ;)
Pozdrawiam gorąco,
maxie
Jaka szkoda, ze tylko dwa kawałki! Wprawdzie pierwszy wniósł tyle co nic, poza ostatnim zdaniem. Znacznie lepiej by było, gdybyś opisywała zupełnie nam nieznanych bohaterów lub chociaż zupełnie nieznane strony osobowości tych, których znamy. Myśli Lily, które postanowiłaś opisać, nie były w żaden sposób zaskakujące, to trochę tak, jakbyś próbowała od nowa opisać wygląd Slughorna, za pomocą wszystkich szczegółów, które znalazłaś w książkach. To ma sens tylko dla tych, którzy kompletnie nie czytali serii, dla pozostałych wystarczy odpowiednia sygnalizacja.
OdpowiedzUsuńAle, ale, drugi fragment bardzo ciekawy, emocjonalny, zaskakujący i uroczy. W pewnym sensie zestawiłaś ten rozdział na zasadzie kontrastu, być może dlatego pierwszy kawałek wypadł tak kiepsko. Skyler była centrum wszystkich zalet i cnót, ale łatwo zauważyć, że to perspektywa Remusa i tak właśnie powinna wyglądać. Własny, choć nieco znajomy pomysł z Przepowiadajką. Burzliwe zakończenie, reakcja Lupina zupełnie na miejscu no i jeszcze fakt, że Skyler jednak zobaczyła napis.
Krótko, ale mimo wszystko obiecująco ;)
Z pozdrowieniami
Huncwotka
Niestety, kolejny rozdział jak najbardziej przejściowy, ale równoczesnie niezmiernie potrzebny, właśnie ze względu na końcówki fragmentów. Zarówno jeden jak i drugi watek będą rozwijane w kolejnych rozdziałach i mogę też obiecać, że troche więcej będzie się działo :)
UsuńDziękuję za ciepłe słowa,
maxie
Ojeju.. Remus jak słodko <3 Im więcej Remusa tym lepiej ;-) Rozdział bardzo mi się podobał, czekam na nexta ;3
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz :)
UsuńJeżu, Remus, taka okazja marnowana...ale teraz przynajmniej Skyler bedzie wiedziec, jakie odczucia ma wobec niej chłopak i mysle, ze sa,a zacznie sie nim bardziej interesować, zycze jej przy tym zdecydowania, bo inaczej do Lupna nie dotrze... Cżekam z niecierpliwoscia na wiecej Suriusza, czyli mojego drugiego ulubionego bohatera tutaj i wlasciwie wszedzie. Drugim jest Remus, taki słodziak xD
OdpowiedzUsuńNo cóż, trzeba było tą sytuację popchnąć po przodu wreszcie... :p
UsuńObawiam się, że na Syriusza trzeba będzie teraz trochę poczekać, bo w kolejnych rozdziałach nie pojawia się zbyt często...
Pozdrawiam gorąco,
maxie
aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa Remus *-* <3 <3 <3 tak słodkooooo <3 cały rozdział bardzo mi sie podoba, teraz jeszcze bardziej nie moge sie doczekać tej zemsty xddd no cóż... weny życze i do następnego :D <3
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz :)
UsuńZaczynam czytać twojego bloga :) Dam znać jak skończe.
OdpowiedzUsuńlily-evans-i-james-potter.blogspot.com
Jeeeejku <33 Remus jest taki kochany... i tak mi go żal. Dlaczego, do jasnej cholery, nie zdecydował się na pocałunek?! Naprawdę uważam, że powinien wreszcie się przełamać. Jestem pewna, że Skyler zrozumiałaby jego przypadłość i mimo wszystko nie miałaby z tym większego problemu. Musi przestać się zadręczać, przełamać bariery, które nie pozwalają cieszyć się mu pełnią życia. Szczerze mówiąc, jego historia jest niesamowicie dobijająca.
OdpowiedzUsuńOch, ile ja bym dała za taką przepowiadajkę... mam często taki mętlik w głowie, że sama nie wiem, o czym myślę. A dzięki takiemu urządzeniu nie dość, że byłabym bardziej ogarnięta, to jeszcze łatwiej i szybciej podejmowałabym decyzje. Szkoda, że takie rzeczy nie istnieją...
Rozdział bardzo mi się podobał, a szczególnie jego druga część :D Kocham Remusa po prostu :D
Co do pierwszej... to naprawdę okropne ze strony Severusa, że potraktował Lily w ten sposób. Niby jaki wpływ dziewczyna ma na to, w jakiej rodzinie się urodziła?! I powiedział jej to po tylu latach przyjaźni... nie potrafię pojąć co nim kierowało :/ W chwili obecnej wątpię, by udało im się odbudować tą relację. Zwłaszcza, że Severus nie wygląda na zbytnio przejętego.
pozdrawiam :*
No bo Remus... to Remus. Na razie nie mogę obiecać, żee szybko się to zmieni. Mówię tu oczywiście o jego unikach w sprawie miłości.
UsuńNo szkoda, szkoda. Sama również nie pogardziłabym podobnym urządzeniem ;)
Dziękuję bardzo za komplement :)) Z Severusem jest tak, że (i wydaje mi się, że pisałam o tym gdzieś wcześniej) on Lily nie klasyfikuje jako mugolki, równocześnie potępiając wszystkich innych urodzinych w niemagicznych rodzinach. To że wtedy zranił Lily, możnaby nazwac przypadkiem - tak naprawdę wcale nie chciał jej obrażać, ale w nerwach powiedział coś, czego później żałował. Bo tak, Snape bardzo żałował i bardzo długo próbował przeprosić Lily, ta jednak dała myu wyraźnie do zrozumienia, że ich przyjaźń jest skończona. Tak więc, tak jak mówisz, ta relacja nie ma już racji bytu, co nie zmienia faktu (a co wiemy z sagi HP), że Severus nadal kocha Evans, choć ona zdaje się tego nie dostrzegać, i to uczucie nie zmieni się aż do śmierci.
Pozdrawiam gorąco,
maxie