sobota, 13 grudnia 2014

15. I can't sleep 'cause my bed's on fire


Z powodu trwającej żałoby Lily i Skyler postanowiły spędzić tę noc na kanapach w pokoju wspólnym, aby pozostawić Dorcas jak najwięcej wolnej przestrzeni. Nadal nie miały ochoty wejść do paszczy lwa i stanąć oko w oko z cierpiącą koleżanką.
Panująca sytuacja wprawiała Chenal w dziwnie melancholijny, obezwładniająco smutny nastrój. To, co musiała teraz przechodzić Meadowes, sprawiało, że jej dawno zagojone rany ponownie zaczęły krwawić. I choć rozumiała Dorcas lepiej niż inni w tym zamku, nie miała odwagi jej pomóc w obawie przed własnymi demonami. Mogłoby się wydawać, że Chenal już dawno pogodziła się ze stratą rodziców, lecz naprawdę taka zguba nigdy nie pozwalała o sobie zapomnieć. Atakowała w najbardziej niespodziewanych momentach – towarzyszyła zarówno wydarzeniom smutnym, a także tym szczęśliwym. Bo jak można nie pamiętać o stracie tych dwóch najważniejszych osób w życiu każdego dziecka, gdy wkoło widzi się radosne rodziny w komplecie? A gdy ci źle, czy to nie naturalne, że twój mózg przywołuje wspomnienie ramion matki? Niestety, w przypadku Skyler było to jednoznacznie połączone ze świadomością, że każdy matczyny uścisk należy już do przeszłości i nigdy nie mógł się powtórzyć. Oczywiście miała dziadków, ale babcine uściski, nie mogły się równać z matczynymi.
Dlatego też Chenal leżała teraz na wysłużonej kanapie, z dłonią zaciśniętą na pierścionku z perłą, obracając się z boku na bok, po raz kolejny zmagając się z sennym echem tamtego pamiętnego dnia, kiedy straciła wszystko.
Dorcas wymknęła się tymczasem z mroku dormitorium i przemknęła przez pokój wspólny. Zasadniczo fakt, że wymykała się z wieży Gryffindoru o tak późnej godzinie, nie był do końca uzasadniony. To, co zamierzała zrobić, mogłoby spokojnie poczekać do rana, ale Meadowes posiadała palącą potrzebę wywiązania się z tego obowiązku jak najszybciej. Jak gdyby dopiero później mogła zacząć sobie radzić z żałobą. To nie tak, że śmierć rodziców jej nie obeszła, wręcz przeciwnie, kompletnie ją zdruzgotała. Teraz jednak nikt nie pomoże jej zbierać odłamków. Musiała przynajmniej znaleźć powód, dla którego chciałaby się poskładać, mimo wszelkich trudności, jakie staną jej na drodze. I mimo tego, że będzie musiała to zrobić całkiem sama.
Minęła śpiące na kanapach współlokatorki i skierowała się do wyjścia. Jak na złość, portret Grubej Damy, strzegącej wejście do salonu Gryfonów, skrzypnął głośniej niż zazwyczaj, lecz może tylko Dorcas wydawało się tak przez panującą wokół ciszę.
Meadowes wzięła głęboki oddech, patrząc, jak obraz powracał na swoje miejsce, a przedstawiona na nim kobieta patrzyła na nią groźnie, zła za wyrwanie jej ze snu. Dorcas zmierzała w stronę gabinetu dyrektora, odrzucając uprzednio wszelkie argumenty mówiące, by mimo wszystko wstrzymać się z tym do rana. To nie mogło czekać. Musiała zająć się tym teraz.
Dorcas nie wiedziała tylko, że w ślad za nią ruszyła panna Evans, przebudzona z płytkiego snu przez skrzypnięcie portretu. Gdy tylko Lily zorientowała się, że wychodzącą osobą był nie kto inny, jak pogrążona w żałobie koleżanka, nie lada się przestraszyła. Choć może to i odrobinę irracjonalne, momentalnie do głowy przyszły jej wszystkie historie o samobójcach, ponieważ żaden inny powód opuszczania o takiej godzinie pokoju wspólnego przez Dorcas nie przychodził jej w obecnej sytuacji do głowy.
Mimo późnej godziny, Potter nie potrafił zmrużyć oka. Leżał na brzuchu pośród notatek na zbliżające się wielkimi krokami egzaminy. Wśród tych wszystkich papierzysk leżała również Mapa Huncwotów. Często zdarzało mu się w nią wpatrywać tylko po to, by sprawdzić, co w danej chwili robiła Lily. Rzucił okiem na odwzorowanie pokoju wspólnego, w pierwszym momencie odruchowo stwierdzając, że nadal leżała tam gdzie poprzednio. Przez myśl przebiegło mu pytanie, czy nadal przykrywał ją koc, jakim ją okrył. W następnej sekundzie ogarnęło go dziwne przekonanie, że uprzednio się mylił. Przyjrzał się mapie uważnie i rzeczywiście, przeczucie okazało się słuszne.
Lily już nie przebywała w pokoju wspólnym. James szybko przemknął wzrokiem po dormitorium dziewcząt, ale przebywała w nim jedynie Meredith. Zmartwiony niepowodzeniem, zaczął przeszukiwać inne miejsca. Gdy wreszcie odnalazł Evans w jednym z korytarzy, sięgnął po pelerynę-niewidkę, a następnie chwycił różdżkę i opuścił dormitorium.
Gdy przeszedł pod portretem Grubej Damy, rzuciła oburzonym tonem kilka uwag. Ostatecznie nie mogła zobaczyć intruza, dlatego obruszyła się jeszcze bardziej, z głośnym skrzypieniem powracając na swoje miejsce.
Lily prędko zorientowała się, że choć intencje może i miała dobre, to samo wykonanie podpadało pod karb fatalnych. Zanim udało jej się opuścić wieżę Gryffindoru, Dorcas znajdowała się już daleko z przodu, tak, że Evans ledwo wywnioskowała, w którą stronę powinna pójść. Nie dało się ukryć, że nie była najlepszym śledczym, ponieważ w okamgnieniu stało się jasne, że nie miała bladego pojęcia, gdzie mogła się udać koleżanka, kiedy Evans dotarła do jednego z kolejnych rozwidleń.
Nie chciała biec, obawiając się, że echo kroków niosące się w ciszy korytarzy spłoszy Meadowes i doprowadzi jedynie do tego, że będzie chciała doprowadzić swój plan szybciej do końca. Przyspieszyła kroku, zaglądając w kolejne odnogi, lecz nigdzie nie dostrzegła Dorcas. Wiedziała, że szukanie dziewczyny w ciemnościach zamku nie ma większego sensu, dlatego też postanowiła wrócić do wieży Gryffindoru, jednak wcześniej chciała jeszcze sprawdzić jedno miejsce, dla czystego spokoju ducha. Evans miała tylko głęboką nadzieję, że cel podróży Dorcas był w rzeczywistości inny, niż podejrzewała. Nerwowym krokiem ruszyła w kierunku Wieży Astronomicznej.
Ucieszyła się, gdy na końcu korytarza zobaczyła skąpaną w mroku sylwetkę, przekonana, że to jej koleżanka. W miarę, jak zbliżała się do postaci, początkowa ulga coraz bardziej przeradzała się w przenikającą zimnem obawę. Im bliżej podchodziła, tym dosadniej zdawała sobie sprawę, że postura, sylwetka i wzrost sugerował, że na pewno nie Dorcas.
Lily powoli zaczęła się wycofywać, licząc, że ten ktoś jeszcze jej nie zauważył. Przekonana, że to jeden z nauczycieli patrolujących korytarze, zaczęła na poczekaniu wymyślać jakieś wytłumaczenie, dlaczego znajdowała się o tak późnej porze poza granicami pokoju wspólnego.
I gdy już miała już prawie całkowitą pewność, że jakoś udało jej się wymigać od kary i odejść niezauważoną, z mroku dobiegł ją lodowaty głos, mrożący krew w żyłach.
– Co tu robisz, myszko?
To, że rodzicie zdradzili jej hasło do gabinetu dyrektora, by mogła go użyć w skrajnych przypadkach, nie znaczyło, że przedostanie się dalej będzie równie łatwe. Zapukała do drzwi prowadzących bezpośrednio do gabinetu dyrektora, lecz musiała odczekać kilka minut, zanim jej otworzył. Dyrektor nie wydawał się zachwycony faktem, że jego uczniowie szwendali się w nocy po szkole i do tego postanawiali go odwiedzać. Panna Meadowes tego dnia wyjątkowo mogła zostać potraktowana odrobinę inaczej niż reszta uczniów. Albus dobrze wiedział, co oznaczała strata i jak mogła czuć się teraz dziewczyna. Grzebanie najbliższych nigdy nie należało do łatwych.
 – Panno Meadowes, co pani tu robi? – spytał Dumbledore, poprawiając okulary-połówki, wciąż ubrany w dzienne szaty.
– Przepraszam, że nachodzę pana o tak późnej porze – mruknęła, przeczesując włosy palcami, poniekąd ciesząc się, że profesor jeszcze nie spał.
Spojrzała na Dumbledore’a z po części udawaną skruchą. Czuła, że mężczyzna spróbuje odwieźć ją od tego, co postanowiła, jednak wiedziała, że nie mogła mu na to pozwolić. Musiała wytrwać w podjętym postanowieniu.
– Wnioskuję, że w takim razie to sprawa niezwykłej wagi. Proszę, usiądź – powiedział spokojnie, wycofując się w głąb gabinetu, a następnie siadając za biurkiem i wskazując dziewczynie fotel naprzeciw siebie.
Dorcas rozejrzała się po gabinecie. Nigdy wcześniej w nim nie przebywała i uderzył ją osobliwy wystój. Na stole za biurkiem turkotały srebrne instrumenty, a co poniektóre wypuszczały przy tym kłęby pary. Większość powierzchni ścian okrągłego pomieszczenia zajmowały portrety poprzednich dyrektorów Hogwartu, przeważnie śpiących teraz w swoich ramach, oraz wysokie półki zastawione w całości egzemplarzami ksiąg przeróżnych wielkości i objętości.
Gdy dziewczyna zajmowała miejsce, dyrektor bacznie się jej przyglądał. Nie tak to wszystko powinno wyglądać; oni wszyscy są tacy młodzi, powinni się cieszyć młodością, a nie żyć z dnia na dzień, wyczekując kolejnej tragedii, pomyślał Albus.
– A więc, o co chodzi, panno Meadowes? – spytał w końcu, opierając łokcie na blacie i splatając palce.
– Chcę wstąpić do Zakonu Feniksa – odparła na jednym wydechu. 
Strach wydawał się irracjonalny – w końcu to tylko prefekt, którego rozpoznała jako Abraxasa Wilkesa. Chłopak zawsze wywoływał w niej niemiłe uczucia, zdawało się, że wokół niego krążyła zła energia, sprawiając, że ciężko odnaleźć w nim przyjaciela. Poza tym ton, jakiego użył, sprawił, że wypowiedziane zdanie nie wróżyło niczego dobrego. Evans nie wiedziała, czego się spodziewać.
W miarę jak chłopak się zbliżał, Lily zaczęła przetrząsać kieszenie szaty w poszukiwaniu różdżki. Abraxas przeszywał ją spojrzeniem, obracając w palcach różdżkę, jakby grzecznie czekając na jej ruch. – Proszę, sama ułatwiasz mi zadanie – powiedział cicho, przeciągając sylaby, gdy wyczytał z jej oczu rozpacz.
Zorientowała się, że różdżka musiała zostać gdzieś na kanapie w pokoju wspólnym.
– Jakie zadanie? – spytała cicho, usiłując zachować spokój. Spojrzała na niego, starając się ukryć obawy. Choć szlaban wcale jej nie satysfakcjonował, miała nadzieję, że zleci jej jedynie krótkie prace na rzecz szkoły i każe wracać do wieży.
– Wiesz… Bardzo nie lubię, gdy się ze mnie żartuje… – powiedział, każde słowo cedząc przez zęby.
Lily spojrzała na niego, nie do końca rozumiejąc, o czym mówił. Czyżby kiedyś zażartowała z niego, choćby nieświadomie? Wilkes z każdą chwilą upewniał Lily w przekonaniu, że nawet w koszmarach nie chciałaby mu podpaść. – A już żartowanie ze mnie na oczach całej szkoły… To coś absolutnie niedopuszczalnego – dodał, akcentując ostatnie słowo. Spojrzał na Evans przenikliwie i w sekundzie dotarło do niego, jak prosta miała się okazać nauczka dla Huncwotów. Tak prosta, że to aż nieprzyzwoite.
Abraxas cieszył się, że będzie w stanie upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Ta szlama nadawała się idealnie do pokazania, że idee Czarnego Pana dotarły również do Hogwartu. Wilkes jednak postępować z dużą dozą ostrożności. Nie mógł otwarcie napiętnować Evans. A już na pewno nie mógł się ujawnić, ale tu z pomocą miało mu przyjść wyćwiczone zawczasu zaklęcie zapomnienia.
Lily z każdą sekundą zatapiała się bardziej w jeziorze strachu. Z każdą sekundą nabierała przekonania, że czekało ją coś o wiele gorszego od zwykłego szlabanu. Rozsądkiem byłoby ratowanie się ucieczką, ale opanowana przerażeniem nie potrafiła ruszyć się z miejsca. Do tego obawiała się, że bieg jedynie rozjuszyłby napastnika, który na pewno zdołałby ugodzić ją jakimś zaklęciem podczas tego długiego, prostego odcinka, jaki musiałaby pokonać, zanim dotrze do najbliższego zakrętu.
– To jest zbyt proste – powiedział jeszcze, unosząc dłoń trzymającą różdżkę.
– Przecież nie możesz mi zrobić krzywdy – stwierdziła dobitnie, odrobinę zbyt głośno. Liczyła, że uda jej się tym ściągnąć jakąkolwiek pomoc, bo to, co miała przed sobą, zdecydowanie wykraczało poza kompetencje prefekta patrolującego korytarze. W tej chwili przestało ją interesować, z jak długim szlabanem będzie wiązać się interwencja woźnego lub któregokolwiek nauczyciela. W tej chwili liczyło się jedynie uniknięcie tego, co miało nadejść, gdyż obawiała się, że zaklęcia, jakie znał Wilkes, zdecydowanie wkraczają na tereny czarnej magii. – Prędzej czy później ktoś zacząłby zadawać pytania.
– Niekoniecznie, myszko. Nie, gdy ktoś wprawnie posługuje się Obliviate, szlamo.
Ostatnie słowo sprawiło, że w głowie Lily zaskoczyły odpowiednie zapadki, a cała historia nabrała sensu. Abraxas całym sobą wyrażał niechęć do jej podobnych. Gdzieś w tym wszystkim kryła się czysta nienawiść – dostrzegła to w jego oczach. Ujrzała w nich dokładnie to samo, co tamtego pamiętnego popołudnia w oczach Severusa.
Abraxas zrobił krok w przód, przenosząc ciężar ciała na prawą nogę i już miał wykonać odpowiedni ruch różdżką, kiedy zorientował się, że nie był w stanie się poruszyć. Dla dziewczyny ułamek sekundy, kiedy dostrzegła w jego oczach zagubienie, a nie wyniosłą nonszalancję, okazał się wystarczający, by rzucić się do ucieczki. Nie miała pojęcia, kto sprawił, że napastnik został zamrożony, ale posiadała niejasne wrażenie, że zawdzięczała tej osobie zdrowie, a może nawet życie.
Zaklęcie mrożące, choć należało do stosunkowo prostych, spełniło swoją rolę. Spojrzał na mapę; w ich stronę zmierzała właśnie opiekunka Gryffindoru. Lily przyspieszyła, lecz James miał świadomość, że nawet takie tempo nie uratuje jej przed gniewem profesor McGonagall.
Starając się biec jak najciszej, dogonił Lily i objął ramieniem za barki, a drugą ręką zatykając jej usta. Nie spodziewał się jednak, że Evans ugryzie go w palce i będzie chciała rzucić się do dalszej ucieczki, korzystając z chwilowego rozproszenia przeciwnika. Jako że nadal nie mogła się ruszyć, przytrzymywana w mocnym uścisku, który nawet odrobinę się nie rozluźnił. Rogacz po ruchu jej klatki piersiowej wyczuł, jak nabrała tchu w płuca, dlatego momentalnie wyszeptał jej do ucha:
– Lily, proszę, bądź cicho.
Evans momentalnie odwróciła się w jego stronę. Spojrzała na niego ogromnymi ze zdziwienia oczami i zamilkła z oszołomienia. Potter wiedział, że nie mieli wiele czasu, dlatego korzystając z jej milczenia, skrył ich oboje pod nieprzenikalnym materiałem niewidki.
McGonagall przeszła tuż obok, nie zwracając na nich najmniejszej uwagi. Gdy tylko nauczycielka się oddaliła, James pociągnął Lily za rękę w kierunku najbliższego z tajnych przejść, mającego zapewnić im stosunkowo szybki powrót do wieży Gryffindoru. Po krótkim marszu, wciąż schowani pod peleryną, podali hasło Grubej Damie, która otworzyła przejście, nadal trwając w stanie półsnu. Rogacz miał nadzieję, że portret nie będzie pamiętać tego zdarzenia.
Kilka sekund po tym, jak udało im się przekroczyć próg pokoju wspólnego, woźny ogłosił alarm blokujący wszystkie wejścia do domów. Był to jedyny sposób, by wyłapać uczniów znajdujących się poza dormitoriami. Rozwiązanie to należało do o wiele efektywniejszych niż bieganie po zamku w poszukiwaniu winnego. Wystarczyło sprawdzić, kogo nie ma tam, gdzie powinien się znajdować.
– Skąd pani wie o stowarzyszeniu? – spytał najpierw dyrektor, bacznie przyglądając się jej znad okularów-połówek, w żaden sposób nie ustosunkowując się do jej prośby.
– Śmiem sądzić, że wiem o wiele więcej, niż chciałby pan, żebym wiedziała – powiedziała cicho Dorcas, patrząc uważnie na profesora. Nie przypuszczała, że będzie musiała zająć stanowisko w wojnie tak szybko. – Wiem, czym jest Zakon i dlaczego działa. Wiem również, kto stoi na jego czele, dlatego właśnie tu przyszłam. Ponadto wiem, jakie problemy są ze znalezieniem miejsca spotkań, dlatego też chciałabym zaofiarować dom moich rodziców. Wiem, że oni też by tego chcieli – dodała, po czym zamilkła, wbijając wzrok w splecione na podołku dłonie.
 – Wiem, że ich strata strasznie cię zabolała, Dorcas. Nie ty jedna straciłaś bliskich. Z czasem ból, jaki teraz odczuwasz, będzie słabnąć, aż w końcu nauczysz się z nim żyć – powiedział Albus z ciężkim westchnieniem, ściągając, a następnie przecierając szkła swoich okularów.
– Dlaczego pan mi to mówi? – spytała, nie do końca rozumiejąc, w jakim kierunku zmierzała ta rozmowa.
Postawiła sprawę jasno: chcę wstąpić do Zakonu. Mam już siedemnaście lat i chcę to zrobić. Dla rodziców, ale też dla dobra przyszłego świata.
– Bo nie chcę, abyś podejmowała pochopne decyzje. Rozgoryczenie i zapewne lęk bardzo wpływają na twój osąd – odparł, wiedząc, że młodych ciężko odciągnąć od ich postanowień. Musiał jednak spróbować.
– Panie dyrektorze, z całym szacunkiem, ale wiem więcej o tej wojnie niż większość uczniów. Chcę walczyć, by uczcić pamięć rodziców i dlatego, że tak mnie wychowali. Nie można czekać i sądzić, że wszystko zostanie zrobione za nas – dodała, wzdychając, jakby właśnie zdała sobie sprawę, że jej życie już nigdy nie będzie tak proste jak dotychczas. Spojrzała w górę, wprost na światło świec, jakby mając nadzieję, że powstrzyma to kolejną falę łez.
– Panno Meadowes, sądzę, że pomimo wszystko jest pani za młoda… – zaczął Dumbledore, próbując odwieść ją od podjętej decyzji.
– Musi pan mieć świadomość, że w ten czy inny sposób postawię na swoim. Będę walczyć, czy to w pana szeregach, czy na własną rękę. A to pewne, że na własną rękę zginę o wiele szybciej.
Albus zasmucił się; doskonale wiedział, że dziewczyna miała rację.
– Nawet jeśli, podkreślam, jeśli bym się zgodził, co chciałaby pani robić dla Zakonu? Nie ma pani żadnego doświadczenia, ba, nie skończyła pani nawet szkoły – stwierdził, pochylając się bardziej nad biurkiem i patrząc na Dorcas uważnie.
– Sądzę, że nie ma pan zielonego pojęcia, ilu z uczniów chciałoby walczyć, gdyby tylko otrzymali do tego okazję. A ja mogę pomóc ich zwerbować – stwierdziła pewnie, przekonana o słuszności swoich słów. Musiała wierzyć, że jest więcej osób jej podobnych, którzy z równym oddaniem chcieliby walczyć o lepsze jutro.
– Nie pozwolę… – zaczął dyrektor, ale Meadowes momentalnie mu przerwała, dobrze wiedząc, co miał na myśli.
– Aby umierali? W tych czasach nie wiadomo, gdzie czyha śmierć. Może chociaż warto zrobić z nią coś dobrego. Myślę, że powinien pan pozwolić młodszym walczyć. W końcu to przecież ich najbardziej dotyczy. Będą chcieli żyć normalnie, pozakładać rodziny, nie musząc przy tym każdego dnia drżeć w obawie o najbliższych. Wiem, że chce pan tylko najlepszych, wystarczająco dojrzałych, aby byli pewni, co robią. Ale uczniowie tutaj… – Rozłożyła ręce. – …są niejednokrotnie bardziej bystrzy i o wiele mądrzejsi, niż mógłby pan sądzić. Myślę, że i oni powinni dostać szanse na kierowanie własną przyszłością. Proszę, niech pan to przemyśli – dodała jeszcze, wstając.
Ruszyła w kierunku drzwi, gdy dyrektor kazał jej się zatrzymać. Miała nawet nadzieję, że zmienił zdanie, ale on jedynie podniósł się cicho z fotela i odeskortował ją bez słowa do samego portretu Grubej Damy.

Aktualizacja: 5 grudnia 2015.

14 komentarzy:

  1. "Albus zasmucił się; doskonale wiedział, że dziewczyna miał rację." - miała rację.

    Więcej błędów nie znalazłam - nic dziwnego, u Ciebie zawsze wszystko jest perfekcyjne.
    Rozdział jest naprawdę bardzo ciekawy. Nie miałam pojęcia co takiego chce zrobić Dorcas. Zdziwiłam się bardzo, że tak wiele wiedziała na temat Zakonu Feniksa. To normalne, że coś tam mogła podsłuchać w rozmowach rodziców, ale wychodzi na to, że państwo Meadowes gruntownie zapoznali córkę z zadaniami jakie wykonywał Zakon. Pewnie nie było to do końca na rękę Albusowi, no bo to miała być "tajna" organizacja.
    Jednak z drugiej strony, Dorcas ma rację, na pewno przyda się świeża i nowa krew w Zakonie. Tyle młodych, pełnych zapału i chęci do działania, ludzi znajduje się w murach Hogwartu.
    Mam nadzieje, że Dumbledor wyrazi w końcu zgodę na dołączenie młodzieży do Zakonu.
    Współczuję Dorcas straty rodziców, nikt nie powinien tego przeżywać.
    No i James... Ach, naprawdę go lubię. Gdyby nie jego mała mania prześladowcza, nie wiadomo do czego by doszło. Gdyby nie poszedł za Lily, Wilkes mógłby ją poważnie zranić, albo nawet zabić. Kto wie, co się tliło w jego głowie. Mam tylko nadzieję, że dostanie odpowiednią karę.
    No i oczywiście, strasznie mnie ciekawi, jak dalej potoczy się scena z Lily i Jamesem po powrocie do wieży Gryffindoru.
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poprawione ;)
      Mam świetną betę, która była załamana ilością błędów w tym rozdziale. Nie da się ukryć, że ja również.
      Cieszę się, że wywołało to zaskoczenie, taki miałam cel. Tak to prawda, że rodzice Dorcas mówili jej więcej niż Dumbledore’owi się to podobało, ale wynikało to głównie z faktu, że widzieli, że również ich córka chciałby się zaangażować w tę walkę. Ich śmierć jedynie to przyspieszyła.
      Niestety znacząca cześć ludzi, prędzej czy później to czeka. Tak kolej życia, że ludzie odchodzą.
      James, to mój taki mały stalker. Może i niezbyt to zdrowe, ale uwielbiam go takiego, jakim jest.
      Pozostaje mi jedynie zaprosić na kolejny rozdział ;)
      Pozdrawiam ciepło,
      maxie

      Usuń
    2. Ja zawsze lubiłam wszystkich Huncwotów, ale nie ukrywam, że uwielbiam Syriusza. Lubię tych niegrzecznych i pewnych siebie chłopców.;-)
      Tak, beta jest naprawdę świetna, sama też z nią współpracuję i bardzo sobie chwalę wszystkie jej rady. Każdy rozdział jest usiany komentarzami.
      Będę czekać na kolejny rozdział z wielką niecierpliwością.
      Pozdrawiam!
      Cathleen

      Usuń
  2. Hej.
    Czytając ten rozdział, cały czas zastanawiałam się nad słowami, które napisałaś w którymś z komentarzy, że myślisz o tym opowiadaniu jak o książce. Dziwne to wrażenie, bo taka skromna ilość żywej fabuły, zwrotów akcji, energicznie prowadzonych wydarzeń mogłaby niestety sprawić, ze Twoja książka byłaby bardzo nudna, moim zdaniem. Fanficki, oczywiście, mają swoją specyfikę i lepiej chyba, żebyś myślała o swoim pisaniu tutaj jak o zwykłym fanficku, może okazji do poćwiczenia, bo na książkę to o wiele za mało. Wystarczy zajrzeć do dowolnej części Harry'ego - tam akcja dosłownie gna, czytelnik ciągle jest zaskakiwany, ale jednocześnie - brzydko mówiąc - wszystko trzyma się kupy, nic nie ucieka i nigdy nie jest nudno. Moim zdaniem, ten rozdział nie był zbyt ciekawy. Decyzja Dorcas była łatwa do przewidzenia (jej przemowa bardzo sztuczna i nienaturalna!), wątek z Abraxasem mógłby coś wnieść (chociaż szczytem oryginalności nie jest), ale urwałaś go tak szybko jak zaczęłaś (domyślam się, oczywiście, że będzie tego dalszy ciąg, ale dlaczego tak szybko skończyłaś?) i to mniej więcej tyle. Nie jestem za tym, żeby na siłę wrzucać tonę nowych pomysłów do każdego rozdziału i sztucznie wywoływać jakieś problemy w życiu bohaterów, ale Twojej historii brak życia. Wracając do wizji książki, nie wyobrażam sobie tego jako "pełnoprawnego" rozdziału. Tak zgrabnie piszesz, że czasem mam wrażenie, że skupiasz się na tych efektach słownych zamiast zastanowić się o czym faktycznie powinien być rozdział. Oczywiście, to jest tylko moje zdanie, ale to efekt tego i kilku poprzednich rozdziałów, i wiecznych zapowiedzi, że teraz nic się nie dzieje, ale kiedyś tam się zadzieje.
    Pozdrawiam serdecznie - Huncwotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nigdy nie mówiłam, że traktuję to opowiadanie jak książkę. Umówmy się, żaden fanfik nie ma szansy na to, by stać się książką (tak, tak, 50 twarzy Grey’a to jakiś niesmaczny żart potwierdzający regułę). Mówiłam natomiast, że traktuje opowiadane jako całość – tak, żeby dało się je przeczytać rozdział za rozdziałem i nie mieć przy tym wrażenia, że czyta się zbiór miniaturek, które poza bohaterami i jakąś ledwo nakreśloną osią akcji niewiele mają ze sobą wspólnego, a większość wątków ma swój początek i koniec w tym samym rozdziale.
      Pisałam również i o kolejnym aspekcie – to nie thriller ani przygotówka – tu akcja nie musi biec na łeb na szyję.
      Nie wiem czy pamiętasz, ale wątek Abraxsa został wprowadzony już w rozdziale 10. To jest jego drugie wejście i raczej nie ostatnie. I też nie do końca mogę sobie wyobrazić, jak miałabym w tym konkretnym rozdziale pociągnąć go dalej. Miałam mu pozwolić zaatakować Lily, czy jak?
      Patrząc na to, że praktycznie pod każdym nowym rozdziałem piszesz, że jest w nim zbyt mało akcji (nawet pod takim, który wypełniony jest aż dwoma zwrotami akcji, dość ważnymi dla dalszej fabuły), to właśnie odnoszę wrażenie, że oczekujesz tony pomysłów w każdym rozdziale, albo żeby się działo dużo i szybko (i oczywiście z ogromną ilością biegania, jeśli mogę sobie pozwolić na taką małą dygresyjkę w kierunku Doctora Who). No bo jeśli nie o to chodzi, to nie wiem o co.
      A tak na marginesie – to jest ten rozdział w którym coś się dzieję. Przykro mi tylko, że uważasz, że to nadal zbyt mało. W kolejnych rozdziałach skupię się w dużej mierze na wątkach miłosnych, więc choć napędzą nam trochę historię, już teraz czuję, że to również będzie zbyt mało.
      Tak z ciekawości, zastanawiam się jaki byłby według Ciebie idealny schemat doskonale wypełnionego akcją rozdziału. Możesz podać jakiś zarys wydarzeń, żebym miała jakieś rozeznanie ilościowe. Może uda mi się kiedyś wykorzystać (oczywiście nie zarys, tylko rozwiązanie ilościowe) i trafić w Twoje gusta ;)
      Pozdrawiam,
      maximilienne

      Usuń
  3. Meh, w końcu trochę akcji (:
    Tak w ogóle: jak to jest, że często w najgorszych momentach czarodzieje nie zabierają różdżek? Halo, powinni mieć je w takich czasach do czoła przyklejone.
    Zmykam do matematyki i Muse, Wesołych Świąt (bo nie wiem czy będę mieć okazję i czas by to napisać - tak, wiem, oryginalnie) i trzymaj sie cieplutko c:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawo Murphy’ego :p
      Mam nadzieję, że uda mi się jeszcze coś opublikować do końca roku, ale na wszelki wypadek: Wesołych Świąt ;)
      Pozdrawiam,
      maxie

      Usuń
  4. Widzisz... aleś zapeszyła :p
    Powiedziałaś, że nie możesz uwierzyć, że komentuję każdy rozdział po kolei i oczywiście od razu przestałam. Mój narzeczony stale mówi, że to co zostanie wypowiedziane na głos często przestaje być prawdziwe (na szczęście jakoś nie obowiązuje to w kwestii związku i planów małżeńskich xD). Na swoje wytłumaczenie mam to, że Twojego bloga czytałam często na wykładach, a na telefonie tak średnio pisze się komentarze. Postaram się poprawić :)

    Na wstępie tak ogólnie: widziałam w komentarzach dużo zarzutów, że opowiadanie jest nudne,brakuje akcji itd. No cóż. Ja mam takie wrażenie, że po prostu ta historia (przynajmniej na początku) jest właśnie dość stateczna. Może nie ma spektakularnych wydarzeń, ale często te zwykłe, codzienne chwile są kluczowe do zrozumienia pewnych relacji i zależności między bohaterami oraz lepszego wczucia się w ich sytuacje.
    W każdym razie mnie się nie nudzi i lubię czytać o tej zwyczajnej, nastoletniej codzienności Huncwotów i ekipy.

    W ogóle powiem Ci, że kiedyś też miałam taki pomysł, żeby do każdego rozdziału dodawać muzykę (i to najlepiej taką z tamtych czasów) i tytułem robić cytat z tej piosenki. Myślę, że jak kiedyś zdecyduje się w końcu coś opublikować to jednak nie wcielę tego w życie. Ale aż nie mogę uwierzyć, że ktoś to w rzeczywistości zrealizował. Tym bardziej wątpię, że można stworzyć coś w 100% oryginalnego. Przepraszam, jeśli właśnie zniszczyłam Twój świat mówiąc, że miałam taki pomysł :D uznaj, że ściemniam proszę, w końcu byłaś pierwsza. Btw. spotkałaś się już gdzieś z tym czy to autorski pomysł?

    Teraz co do rozdziału: mnie się podoba :) są jakieś chyba dwa błędy stylistyczne (czy jak to się tam nazywa :p)...
    Początki Zakonu Feniksa są jednym z elementów, o którym za wiele nie wiemy. Można to dzięki temu różnie rozegrać. Właściwie nigdy nie zostało powiedziane jak to się stało, że Potterowie dołączyli do Zakonu. Ale wiadomo, że Dorcas powinna być istotnym jego członkiem, więc wszystko się zgadza ;)
    Nie mogę Ci wybaczyć, że rozdział się skończył i nie było konfrontacji Jamesa i Lily po tym, jak Rogacz ją uratował! Halo! Czekałam na jakąś chociaż krótką rozmowę, podziękowania, przełamanie lodów! Przecież to jest właśnie przełomowa chwila, w ich relacji, prawda? :D

    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. Będzie jeszcze w tym roku? :D

    Dużo weny i trochę odpoczynku w nadchodzącym czasie :)

    Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tam oj tam, mówi się trudno, cieszę się, że dotarłaś aż tutaj ;) I doskonale rozumiem, bo też nie lubię pisać komentarzy na telefonie.

      Cieszę się, że przynajmniej ktoś jest zadowolony ;) ja wiem, ze to huncwoci i w ogóle, ale prawda jest taka, że nasze codzienne życia nie obfitują w wiekopomne wydarzenia. Oczywiście mogę tu wciskać do każdego rozdziału jakąś wielką akcję, ale prawdopodobieństwo, że coś takiego miałoby miejsce w rzeczywistości duże nie jest.

      Chyba autorski, ale nie wykluczam, że inni wpadli na coś takiego. W obecnej chwili bardzo wielu blogerów dodaje do swoich rozdziałów muzykę albo cytaty, ale ten blog, jako że osadzony w innych czasach jest dla mnie dość szczególny. Choć przyznam, że czasami ciężko znaleźć odpowiedni kawałek, bo jeszcze nie udało mi się znaleźć dobrej tematycznej wyszukiwarki, która uwzględniałaby rok wydania.

      Takie podejście wydało mi się sensowne biorąc pod uwagę fakt, że Voldemort zamordował ją osobiście.

      To na co tak czekasz, jest w kolejnym rozdziale, więc spokojnie ;)

      Bardzo się przyda. I mam nadzieję, że wreszcie uda mi się wyjść z tego impasu dwudziestego rozdziału.

      Pozdrawiam gorąco,
      maximilienne

      Usuń
  5. Tak, jak wczoraj napisałam, udało mi się nadrobić wszelkie zaległości na Twoim blogu! Co do Twojego nowego opowiadania - obiecuję tam wpaść, gdy tylko znajdę nieco więcej wolnego czasu, tzn w Święta.
    To, co stało się z rodzicami Dorcas, jest co najmniej okropne. Tak, przeczuwałam, że ten rozdział będzie niesamowicie smutny, jednak nie przypuszczałam, że aż tak. Choć staram się czytać dla własnej satysfakcji, ostatnio utonęłam w lekturach i naprawdę nie spodziewałam się, że tak bardzo brakowało mi tylu emocji w opowiadaniach/książkach współczesnych. Dostarczyłaś mi więc mocną dawkę smutku... o dziwo, choć całe szczęście nie dotknęła mnie taka tragedia, poczułam się trochę tak, jakbym była w jej skórze. Szczególnie kiedy napisałaś (teraz nie zacytuję, bo już nie pamiętam), że jej życie już nigdy nie będzie takie, jak wcześniej, bo ilekroć będzie chciała przytulić się do swojej mamy, zda sobie sprawę, że to niemożliwe.
    Choć nie dziwię się dziewczynom z jej pokoju, bo czasem się nam wydaje, że cierpienie jest zaraźliwe i za wszelką chcemy uniknąć jakiegokolwiek kontaktu z osobami głęboko zranionymi, uważam, że powinny przyjść do Meadows. Jedynie Meredith się na to zdecydowała, choć sierota nie miała z nią zbyt dobrych kontaktów.
    Tak samo jak Dombledore uważam, że Dorcas nie powinna podejmować aż tak pochopnej decyzji, nie pod wpływem tak tragicznych wydarzeń, które z pewnością zaburzyły jej osąd rzeczywistości. Nie mniej jednak zdaję sobie sprawę, że magiczny świat potrzebuje osób do walki z czarnym panem. Obawiam się jednak, że większość uczniów Hogwartu jest zbyt młoda i porywa się z motyką na słońce (czy jakoś tak to się mówiło xD).
    Kurczę, przeraziłam się, kiedy wyszło na jaw, że jeden z nauczycieli dołączył do świty Voldemorta. I jeszcze chciał zrobić krzywdę Lily... całe szczęście, że Potter był w pobliżu. Gdyby nie jego obecność, ta sytuacja z pewnością nie zakończyłaby się szczęśliwie. I jeszcze obojgu udało się uciec przed profesor MacGonnagall :D
    Ostatnie dwa rozdziały wprowadziły do opowiadania pewnego rodzaju świeżość, bardzo mi się to spodobało. Uwielbiam czytać Twoje opisy uczuć! Mam nadzieję, że będzie się ich pojawiało równie wiele, jak w ostatnich notkach.
    Pozdrawiam serdecznie! Kawał dobrej roboty, kochana <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszelkie? Nie było tego znowu tak dużo, niemniej cieszę się, że ponownie zawitałaś w moje progi :) I w takim razie pozostaje mi czekać z niecierpliwością na Twój komentarz na papierowych-szeptach.
      A co tam czytasz za ciekawe lektury? Cieszę się, że udało mi się wzbudzić emocję. Co prawda akurat przytoczony fragment dotyczył Skyler, ale mniejsza.
      Abraxas nie jest nauczycielem, tylko szkolnym prefektem rok starszym od Evans.
      Dziękuję niezmiernie za komentarz i miłe słowa. Przepraszam tylko, że moja odpowiedź jest tak nieskładna, ale ostatnio pisanie komentarzy absolutnie mi nie wychodzi…
      Pozdrawiam,
      maxie

      Usuń
  6. Hej zostałaś nominowana do LBA! :-)
    http://evansuszm.blogspot.com/2014/12/nominacja-do-lba.html?m=1

    OdpowiedzUsuń
  7. Przepraszam,ze tak długo nie komentowalam. Nowosc na Twoim blogu najwyraźniej musiała mi umknąć, co jest naprawde denerwujące,szczegonie,ze jest ona naprawde dobra. Meadows zaimponowała mi z tym rozdziale...nie sadze,żeby juz sie pozbierała, mysle,ze zajmie to nieco czasu i sama ja to zdziwi,ale żałoba przyjęła u niej dosc interesujący i bardzo...społeczny,jesli mozna tak powiedzieć,kształt. Mysle,ze jakby jeszcze powiedziała dumbledorowi,ze w szkole moga byc poplecznicy Czarnego Pana,to moze szybciej uzyskałaby odpowiedz twierdząca. Ale chyba sama tego jeszcze nie wie...za to dzieki Twojemu świetnemu pomysłowi Lily,i zapewne niedługo pi Rogacz, beda tego świadomi...całe szczescie ze Rogacz patrzy,co robi ta jego Lily,nawet jesli jest to troche nienormalne...coz milosc xD teraz prefekt bedzie miał kłopot....ciekawe, co z tego wynikńie,ńie moge doczekać sie ciagu dalszęgo. Notka b.dobrze napisana. Wlasciwie nic mi nie zgrzytało.czekam na ńowoc tutaj i na drugim blogu i zapraszam na nowe opowiadanie na zapiski-condawiramurs

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dorcas nie ma świadomości, że w szkole są poplecznicy Voldemorta, przynajmniej nie tak na poważnie. A jeśli o taki domyślanie chodzi, to myślę, że i Dumbledore’owi to przez myśl przemknęło.
      Potter to mój mały prześladowca i to się raczej nie zmieni :)
      Nowy rozdział jest już u bety, powinien pojawić się na dniach (co prawda miał być na święta, a na sylwestra planowałam co innego, ale jak zwykle moje plany szlag trafił).
      Dziękuję bardzo za komentarz i pozdrawiam gorąco,
      maxie

      Usuń