Z powodu trwającej żałoby Lily i Skyler postanowiły spędzić
tę noc na kanapach w pokoju wspólnym, aby pozostawić Dorcas jak najwięcej
wolnej przestrzeni. Nadal nie miały ochoty wejść do paszczy lwa i stanąć oko w
oko z cierpiącą koleżanką.
Panująca sytuacja wprawiała Chenal w dziwnie melancholijny,
obezwładniająco smutny nastrój. To, co musiała teraz przechodzić Meadowes,
sprawiało, że jej dawno zagojone rany ponownie zaczęły krwawić. I choć
rozumiała Dorcas lepiej niż inni w tym zamku, nie miała odwagi jej pomóc w obawie
przed własnymi demonami. Mogłoby się wydawać, że Chenal już dawno pogodziła się
ze stratą rodziców, lecz naprawdę taka zguba nigdy nie pozwalała o sobie
zapomnieć. Atakowała w najbardziej niespodziewanych momentach – towarzyszyła
zarówno wydarzeniom smutnym, a także tym szczęśliwym. Bo jak można nie pamiętać
o stracie tych dwóch najważniejszych osób w życiu każdego dziecka, gdy wkoło
widzi się radosne rodziny w komplecie? A gdy ci źle, czy to nie naturalne, że
twój mózg przywołuje wspomnienie ramion matki? Niestety, w przypadku Skyler
było to jednoznacznie połączone ze świadomością, że każdy matczyny uścisk
należy już do przeszłości i nigdy nie mógł się powtórzyć. Oczywiście miała
dziadków, ale babcine uściski, nie mogły się równać z matczynymi.
Dlatego też Chenal leżała teraz na wysłużonej kanapie, z
dłonią zaciśniętą na pierścionku z perłą, obracając się z boku na bok, po raz
kolejny zmagając się z sennym echem tamtego pamiętnego dnia, kiedy straciła
wszystko.
Dorcas wymknęła się tymczasem z mroku dormitorium i
przemknęła przez pokój wspólny. Zasadniczo fakt, że wymykała się z wieży
Gryffindoru o tak późnej godzinie, nie był do końca uzasadniony. To, co
zamierzała zrobić, mogłoby spokojnie poczekać do rana, ale Meadowes posiadała
palącą potrzebę wywiązania się z tego obowiązku jak najszybciej. Jak gdyby
dopiero później mogła zacząć sobie radzić z żałobą. To nie tak, że śmierć
rodziców jej nie obeszła, wręcz przeciwnie, kompletnie ją zdruzgotała. Teraz
jednak nikt nie pomoże jej zbierać odłamków. Musiała przynajmniej znaleźć
powód, dla którego chciałaby się poskładać, mimo wszelkich trudności, jakie
staną jej na drodze. I mimo tego, że będzie musiała to zrobić całkiem sama.
Minęła śpiące na kanapach współlokatorki i skierowała się do
wyjścia. Jak na złość, portret Grubej Damy, strzegącej wejście do salonu
Gryfonów, skrzypnął głośniej niż zazwyczaj, lecz może tylko Dorcas wydawało się
tak przez panującą wokół ciszę.
Meadowes wzięła głęboki oddech, patrząc, jak obraz powracał
na swoje miejsce, a przedstawiona na nim kobieta patrzyła na nią groźnie, zła
za wyrwanie jej ze snu. Dorcas zmierzała w stronę gabinetu dyrektora,
odrzucając uprzednio wszelkie argumenty mówiące, by mimo wszystko wstrzymać się
z tym do rana. To nie mogło czekać. Musiała zająć się tym teraz.
Dorcas nie wiedziała tylko, że w ślad za nią ruszyła panna Evans,
przebudzona z płytkiego snu przez skrzypnięcie portretu. Gdy tylko Lily
zorientowała się, że wychodzącą osobą był nie kto inny, jak pogrążona w żałobie
koleżanka, nie lada się przestraszyła. Choć może to i odrobinę irracjonalne,
momentalnie do głowy przyszły jej wszystkie historie o samobójcach, ponieważ
żaden inny powód opuszczania o takiej godzinie pokoju wspólnego przez Dorcas
nie przychodził jej w obecnej sytuacji do głowy.
♠
Mimo późnej godziny, Potter nie potrafił zmrużyć oka. Leżał
na brzuchu pośród notatek na zbliżające się wielkimi krokami egzaminy. Wśród
tych wszystkich papierzysk leżała również Mapa Huncwotów. Często zdarzało mu
się w nią wpatrywać tylko po to, by sprawdzić, co w danej chwili robiła Lily.
Rzucił okiem na odwzorowanie pokoju wspólnego, w pierwszym momencie odruchowo
stwierdzając, że nadal leżała tam gdzie poprzednio. Przez myśl przebiegło mu
pytanie, czy nadal przykrywał ją koc, jakim ją okrył. W następnej sekundzie
ogarnęło go dziwne przekonanie, że uprzednio się mylił. Przyjrzał się mapie
uważnie i rzeczywiście, przeczucie okazało się słuszne.
Lily już nie przebywała w pokoju wspólnym. James szybko
przemknął wzrokiem po dormitorium dziewcząt, ale przebywała w nim jedynie Meredith.
Zmartwiony niepowodzeniem, zaczął przeszukiwać inne miejsca. Gdy wreszcie
odnalazł Evans w jednym z korytarzy, sięgnął po pelerynę-niewidkę, a następnie
chwycił różdżkę i opuścił dormitorium.
Gdy przeszedł pod portretem Grubej Damy, rzuciła oburzonym
tonem kilka uwag. Ostatecznie nie mogła zobaczyć intruza, dlatego obruszyła się
jeszcze bardziej, z głośnym skrzypieniem powracając na swoje miejsce.
♠
Lily prędko zorientowała się, że choć intencje może i miała
dobre, to samo wykonanie podpadało pod karb fatalnych. Zanim udało jej się
opuścić wieżę Gryffindoru, Dorcas znajdowała się już daleko z przodu, tak, że Evans
ledwo wywnioskowała, w którą stronę powinna pójść. Nie dało się ukryć, że nie
była najlepszym śledczym, ponieważ w okamgnieniu stało się jasne, że nie miała
bladego pojęcia, gdzie mogła się udać koleżanka, kiedy Evans dotarła do jednego
z kolejnych rozwidleń.
Nie chciała biec, obawiając się, że echo kroków niosące się
w ciszy korytarzy spłoszy Meadowes i doprowadzi jedynie do tego, że będzie
chciała doprowadzić swój plan szybciej do końca. Przyspieszyła kroku,
zaglądając w kolejne odnogi, lecz nigdzie nie dostrzegła Dorcas. Wiedziała, że
szukanie dziewczyny w ciemnościach zamku nie ma większego sensu, dlatego też
postanowiła wrócić do wieży Gryffindoru, jednak wcześniej chciała jeszcze
sprawdzić jedno miejsce, dla czystego spokoju ducha. Evans miała tylko głęboką
nadzieję, że cel podróży Dorcas był w rzeczywistości inny, niż podejrzewała.
Nerwowym krokiem ruszyła w kierunku Wieży Astronomicznej.
Ucieszyła się, gdy na końcu korytarza zobaczyła skąpaną w
mroku sylwetkę, przekonana, że to jej koleżanka. W miarę, jak zbliżała się do
postaci, początkowa ulga coraz bardziej przeradzała się w przenikającą zimnem
obawę. Im bliżej podchodziła, tym dosadniej zdawała sobie sprawę, że postura,
sylwetka i wzrost sugerował, że na pewno nie Dorcas.
Lily powoli zaczęła się wycofywać, licząc, że ten ktoś
jeszcze jej nie zauważył. Przekonana, że to jeden z nauczycieli patrolujących
korytarze, zaczęła na poczekaniu wymyślać jakieś wytłumaczenie, dlaczego
znajdowała się o tak późnej porze poza granicami pokoju wspólnego.
I gdy już miała już prawie całkowitą pewność, że jakoś udało
jej się wymigać od kary i odejść niezauważoną, z mroku dobiegł ją lodowaty
głos, mrożący krew w żyłach.
– Co tu robisz, myszko?
♠
To, że rodzicie zdradzili jej hasło do gabinetu dyrektora,
by mogła go użyć w skrajnych przypadkach, nie znaczyło, że przedostanie się
dalej będzie równie łatwe. Zapukała do drzwi prowadzących bezpośrednio do
gabinetu dyrektora, lecz musiała odczekać kilka minut, zanim jej otworzył.
Dyrektor nie wydawał się zachwycony faktem, że jego uczniowie szwendali się w
nocy po szkole i do tego postanawiali go odwiedzać. Panna Meadowes tego dnia
wyjątkowo mogła zostać potraktowana odrobinę inaczej niż reszta uczniów. Albus
dobrze wiedział, co oznaczała strata i jak mogła czuć się teraz dziewczyna.
Grzebanie najbliższych nigdy nie należało do łatwych.
– Panno Meadowes, co pani tu robi? – spytał
Dumbledore, poprawiając okulary-połówki, wciąż ubrany w dzienne szaty.
– Przepraszam, że nachodzę pana o tak późnej porze –
mruknęła, przeczesując włosy palcami, poniekąd ciesząc się, że profesor jeszcze
nie spał.
Spojrzała na Dumbledore’a z po części udawaną skruchą.
Czuła, że mężczyzna spróbuje odwieźć ją od tego, co postanowiła, jednak
wiedziała, że nie mogła mu na to pozwolić. Musiała wytrwać w podjętym
postanowieniu.
– Wnioskuję, że w takim razie to sprawa niezwykłej wagi.
Proszę, usiądź – powiedział spokojnie, wycofując się w głąb gabinetu, a
następnie siadając za biurkiem i wskazując dziewczynie fotel naprzeciw siebie.
Dorcas rozejrzała się po gabinecie. Nigdy wcześniej w nim
nie przebywała i uderzył ją osobliwy wystój. Na stole za biurkiem turkotały
srebrne instrumenty, a co poniektóre wypuszczały przy tym kłęby pary. Większość
powierzchni ścian okrągłego pomieszczenia zajmowały portrety poprzednich
dyrektorów Hogwartu, przeważnie śpiących teraz w swoich ramach, oraz wysokie
półki zastawione w całości egzemplarzami ksiąg przeróżnych wielkości i objętości.
Gdy dziewczyna zajmowała miejsce, dyrektor bacznie się jej
przyglądał. Nie tak to wszystko powinno wyglądać; oni wszyscy są tacy młodzi,
powinni się cieszyć młodością, a nie żyć z dnia na dzień, wyczekując kolejnej
tragedii, pomyślał Albus.
– A więc, o co chodzi, panno Meadowes? – spytał w końcu,
opierając łokcie na blacie i splatając palce.
– Chcę wstąpić do Zakonu Feniksa – odparła na jednym
wydechu.
♠
Strach wydawał się irracjonalny – w końcu to tylko prefekt,
którego rozpoznała jako Abraxasa Wilkesa. Chłopak zawsze wywoływał w niej
niemiłe uczucia, zdawało się, że wokół niego krążyła zła energia, sprawiając,
że ciężko odnaleźć w nim przyjaciela. Poza tym ton, jakiego użył, sprawił, że
wypowiedziane zdanie nie wróżyło niczego dobrego. Evans nie wiedziała, czego
się spodziewać.
W miarę jak chłopak się zbliżał, Lily zaczęła przetrząsać
kieszenie szaty w poszukiwaniu różdżki. Abraxas przeszywał ją spojrzeniem,
obracając w palcach różdżkę, jakby grzecznie czekając na jej ruch. – Proszę,
sama ułatwiasz mi zadanie – powiedział cicho, przeciągając sylaby, gdy wyczytał
z jej oczu rozpacz.
Zorientowała się, że różdżka musiała zostać gdzieś na
kanapie w pokoju wspólnym.
– Jakie zadanie? – spytała cicho, usiłując zachować spokój.
Spojrzała na niego, starając się ukryć obawy. Choć szlaban wcale jej nie
satysfakcjonował, miała nadzieję, że zleci jej jedynie krótkie prace na rzecz
szkoły i każe wracać do wieży.
– Wiesz… Bardzo nie lubię, gdy się ze mnie żartuje… –
powiedział, każde słowo cedząc przez zęby.
Lily spojrzała na niego, nie do końca rozumiejąc, o czym
mówił. Czyżby kiedyś zażartowała z niego, choćby nieświadomie? Wilkes z każdą
chwilą upewniał Lily w przekonaniu, że nawet w koszmarach nie chciałaby mu
podpaść. – A już żartowanie ze mnie na oczach całej szkoły… To coś absolutnie
niedopuszczalnego – dodał, akcentując ostatnie słowo. Spojrzał na Evans
przenikliwie i w sekundzie dotarło do niego, jak prosta miała się okazać
nauczka dla Huncwotów. Tak prosta, że to aż nieprzyzwoite.
Abraxas cieszył się, że będzie w stanie upiec dwie pieczenie
na jednym ogniu. Ta szlama nadawała się idealnie do pokazania, że idee Czarnego
Pana dotarły również do Hogwartu. Wilkes jednak postępować z dużą dozą
ostrożności. Nie mógł otwarcie napiętnować Evans. A już na pewno nie mógł się
ujawnić, ale tu z pomocą miało mu przyjść wyćwiczone zawczasu zaklęcie
zapomnienia.
Lily z każdą sekundą zatapiała się bardziej w jeziorze
strachu. Z każdą sekundą nabierała przekonania, że czekało ją coś o wiele
gorszego od zwykłego szlabanu. Rozsądkiem byłoby ratowanie się ucieczką, ale
opanowana przerażeniem nie potrafiła ruszyć się z miejsca. Do tego obawiała
się, że bieg jedynie rozjuszyłby napastnika, który na pewno zdołałby ugodzić ją
jakimś zaklęciem podczas tego długiego, prostego odcinka, jaki musiałaby
pokonać, zanim dotrze do najbliższego zakrętu.
– To jest zbyt proste – powiedział jeszcze, unosząc dłoń
trzymającą różdżkę.
– Przecież nie możesz mi zrobić krzywdy – stwierdziła
dobitnie, odrobinę zbyt głośno. Liczyła, że uda jej się tym ściągnąć
jakąkolwiek pomoc, bo to, co miała przed sobą, zdecydowanie wykraczało poza
kompetencje prefekta patrolującego korytarze. W tej chwili przestało ją
interesować, z jak długim szlabanem będzie wiązać się interwencja woźnego lub
któregokolwiek nauczyciela. W tej chwili liczyło się jedynie uniknięcie tego,
co miało nadejść, gdyż obawiała się, że zaklęcia, jakie znał Wilkes,
zdecydowanie wkraczają na tereny czarnej magii. – Prędzej czy później ktoś
zacząłby zadawać pytania.
– Niekoniecznie, myszko. Nie, gdy ktoś wprawnie posługuje
się Obliviate, szlamo.
Ostatnie słowo sprawiło, że w głowie Lily zaskoczyły
odpowiednie zapadki, a cała historia nabrała sensu. Abraxas całym sobą wyrażał
niechęć do jej podobnych. Gdzieś w tym wszystkim kryła się czysta nienawiść –
dostrzegła to w jego oczach. Ujrzała w nich dokładnie to samo, co tamtego
pamiętnego popołudnia w oczach Severusa.
Abraxas zrobił krok w przód, przenosząc ciężar ciała na
prawą nogę i już miał wykonać odpowiedni ruch różdżką, kiedy zorientował się, że
nie był w stanie się poruszyć. Dla dziewczyny ułamek sekundy, kiedy dostrzegła
w jego oczach zagubienie, a nie wyniosłą nonszalancję, okazał się
wystarczający, by rzucić się do ucieczki. Nie miała pojęcia, kto sprawił, że
napastnik został zamrożony, ale posiadała niejasne wrażenie, że zawdzięczała
tej osobie zdrowie, a może nawet życie.
Zaklęcie mrożące, choć należało do stosunkowo prostych,
spełniło swoją rolę. Spojrzał na mapę; w ich stronę zmierzała właśnie opiekunka
Gryffindoru. Lily przyspieszyła, lecz James miał świadomość, że nawet takie
tempo nie uratuje jej przed gniewem profesor McGonagall.
Starając się biec jak najciszej, dogonił Lily i objął
ramieniem za barki, a drugą ręką zatykając jej usta. Nie spodziewał się jednak,
że Evans ugryzie go w palce i będzie chciała rzucić się do dalszej ucieczki,
korzystając z chwilowego rozproszenia przeciwnika. Jako że nadal nie mogła się
ruszyć, przytrzymywana w mocnym uścisku, który nawet odrobinę się nie
rozluźnił. Rogacz po ruchu jej klatki piersiowej wyczuł, jak nabrała tchu w
płuca, dlatego momentalnie wyszeptał jej do ucha:
– Lily, proszę, bądź cicho.
Evans momentalnie odwróciła się w jego stronę. Spojrzała na
niego ogromnymi ze zdziwienia oczami i zamilkła z oszołomienia. Potter
wiedział, że nie mieli wiele czasu, dlatego korzystając z jej milczenia, skrył
ich oboje pod nieprzenikalnym materiałem niewidki.
McGonagall przeszła tuż obok, nie zwracając na nich
najmniejszej uwagi. Gdy tylko nauczycielka się oddaliła, James pociągnął Lily
za rękę w kierunku najbliższego z tajnych przejść, mającego zapewnić im
stosunkowo szybki powrót do wieży Gryffindoru. Po krótkim marszu, wciąż
schowani pod peleryną, podali hasło Grubej Damie, która otworzyła przejście,
nadal trwając w stanie półsnu. Rogacz miał nadzieję, że portret nie będzie
pamiętać tego zdarzenia.
Kilka sekund po tym, jak udało im się przekroczyć próg
pokoju wspólnego, woźny ogłosił alarm blokujący wszystkie wejścia do domów. Był
to jedyny sposób, by wyłapać uczniów znajdujących się poza dormitoriami.
Rozwiązanie to należało do o wiele efektywniejszych niż bieganie po zamku w
poszukiwaniu winnego. Wystarczyło sprawdzić, kogo nie ma tam, gdzie powinien
się znajdować.
♠
– Skąd pani wie o stowarzyszeniu? – spytał najpierw
dyrektor, bacznie przyglądając się jej znad okularów-połówek, w żaden sposób
nie ustosunkowując się do jej prośby.
– Śmiem sądzić, że wiem o wiele
więcej, niż chciałby pan, żebym wiedziała – powiedziała cicho Dorcas, patrząc
uważnie na profesora. Nie przypuszczała, że będzie musiała zająć stanowisko w
wojnie tak szybko. – Wiem, czym jest Zakon i dlaczego działa. Wiem również, kto
stoi na jego czele, dlatego właśnie tu przyszłam. Ponadto wiem, jakie problemy
są ze znalezieniem miejsca spotkań, dlatego też chciałabym zaofiarować dom moich
rodziców. Wiem, że oni też by tego chcieli – dodała, po czym zamilkła, wbijając
wzrok w splecione na podołku dłonie.
– Wiem, że ich strata strasznie cię zabolała, Dorcas.
Nie ty jedna straciłaś bliskich. Z czasem ból, jaki teraz odczuwasz, będzie
słabnąć, aż w końcu nauczysz się z nim żyć – powiedział Albus z ciężkim
westchnieniem, ściągając, a następnie przecierając szkła swoich okularów.
– Dlaczego pan mi to mówi? – spytała, nie do końca
rozumiejąc, w jakim kierunku zmierzała ta rozmowa.
Postawiła sprawę jasno: chcę wstąpić do Zakonu. Mam już
siedemnaście lat i chcę to zrobić. Dla rodziców, ale też dla dobra przyszłego
świata.
– Bo nie chcę, abyś podejmowała pochopne decyzje.
Rozgoryczenie i zapewne lęk bardzo wpływają na twój osąd – odparł, wiedząc, że
młodych ciężko odciągnąć od ich postanowień. Musiał jednak spróbować.
– Panie dyrektorze, z całym szacunkiem, ale wiem więcej o
tej wojnie niż większość uczniów. Chcę walczyć, by uczcić pamięć rodziców i
dlatego, że tak mnie wychowali. Nie można czekać i sądzić, że wszystko zostanie
zrobione za nas – dodała, wzdychając, jakby właśnie zdała sobie sprawę, że jej
życie już nigdy nie będzie tak proste jak dotychczas. Spojrzała w górę, wprost
na światło świec, jakby mając nadzieję, że powstrzyma to kolejną falę łez.
– Panno Meadowes, sądzę, że pomimo wszystko jest pani za
młoda… – zaczął Dumbledore, próbując odwieść ją od podjętej decyzji.
– Musi pan mieć świadomość, że w ten czy inny sposób
postawię na swoim. Będę walczyć, czy to w pana szeregach, czy na własną rękę. A
to pewne, że na własną rękę zginę o wiele szybciej.
Albus zasmucił się; doskonale wiedział, że dziewczyna miała
rację.
– Nawet jeśli, podkreślam, jeśli bym się zgodził, co
chciałaby pani robić dla Zakonu? Nie ma pani żadnego doświadczenia, ba, nie
skończyła pani nawet szkoły – stwierdził, pochylając się bardziej nad biurkiem
i patrząc na Dorcas uważnie.
– Sądzę, że nie ma pan zielonego pojęcia, ilu z uczniów
chciałoby walczyć, gdyby tylko otrzymali do tego okazję. A ja mogę pomóc ich
zwerbować – stwierdziła pewnie, przekonana o słuszności swoich słów. Musiała
wierzyć, że jest więcej osób jej podobnych, którzy z równym oddaniem chcieliby
walczyć o lepsze jutro.
– Nie pozwolę… – zaczął dyrektor, ale Meadowes momentalnie
mu przerwała, dobrze wiedząc, co miał na myśli.
– Aby umierali? W tych czasach nie wiadomo, gdzie czyha
śmierć. Może chociaż warto zrobić z nią coś dobrego. Myślę, że powinien pan
pozwolić młodszym walczyć. W końcu to przecież ich najbardziej dotyczy. Będą
chcieli żyć normalnie, pozakładać rodziny, nie musząc przy tym każdego dnia
drżeć w obawie o najbliższych. Wiem, że chce pan tylko najlepszych,
wystarczająco dojrzałych, aby byli pewni, co robią. Ale uczniowie tutaj… –
Rozłożyła ręce. – …są niejednokrotnie bardziej bystrzy i o wiele mądrzejsi, niż
mógłby pan sądzić. Myślę, że i oni powinni dostać szanse na kierowanie własną
przyszłością. Proszę, niech pan to przemyśli – dodała jeszcze, wstając.
Ruszyła w kierunku drzwi, gdy dyrektor kazał jej się
zatrzymać. Miała nawet nadzieję, że zmienił zdanie, ale on jedynie podniósł się
cicho z fotela i odeskortował ją bez słowa do samego portretu Grubej Damy.
Aktualizacja: 5 grudnia 2015.
"Albus zasmucił się; doskonale wiedział, że dziewczyna miał rację." - miała rację.
OdpowiedzUsuńWięcej błędów nie znalazłam - nic dziwnego, u Ciebie zawsze wszystko jest perfekcyjne.
Rozdział jest naprawdę bardzo ciekawy. Nie miałam pojęcia co takiego chce zrobić Dorcas. Zdziwiłam się bardzo, że tak wiele wiedziała na temat Zakonu Feniksa. To normalne, że coś tam mogła podsłuchać w rozmowach rodziców, ale wychodzi na to, że państwo Meadowes gruntownie zapoznali córkę z zadaniami jakie wykonywał Zakon. Pewnie nie było to do końca na rękę Albusowi, no bo to miała być "tajna" organizacja.
Jednak z drugiej strony, Dorcas ma rację, na pewno przyda się świeża i nowa krew w Zakonie. Tyle młodych, pełnych zapału i chęci do działania, ludzi znajduje się w murach Hogwartu.
Mam nadzieje, że Dumbledor wyrazi w końcu zgodę na dołączenie młodzieży do Zakonu.
Współczuję Dorcas straty rodziców, nikt nie powinien tego przeżywać.
No i James... Ach, naprawdę go lubię. Gdyby nie jego mała mania prześladowcza, nie wiadomo do czego by doszło. Gdyby nie poszedł za Lily, Wilkes mógłby ją poważnie zranić, albo nawet zabić. Kto wie, co się tliło w jego głowie. Mam tylko nadzieję, że dostanie odpowiednią karę.
No i oczywiście, strasznie mnie ciekawi, jak dalej potoczy się scena z Lily i Jamesem po powrocie do wieży Gryffindoru.
Pozdrawiam serdecznie!
Poprawione ;)
UsuńMam świetną betę, która była załamana ilością błędów w tym rozdziale. Nie da się ukryć, że ja również.
Cieszę się, że wywołało to zaskoczenie, taki miałam cel. Tak to prawda, że rodzice Dorcas mówili jej więcej niż Dumbledore’owi się to podobało, ale wynikało to głównie z faktu, że widzieli, że również ich córka chciałby się zaangażować w tę walkę. Ich śmierć jedynie to przyspieszyła.
Niestety znacząca cześć ludzi, prędzej czy później to czeka. Tak kolej życia, że ludzie odchodzą.
James, to mój taki mały stalker. Może i niezbyt to zdrowe, ale uwielbiam go takiego, jakim jest.
Pozostaje mi jedynie zaprosić na kolejny rozdział ;)
Pozdrawiam ciepło,
maxie
Ja zawsze lubiłam wszystkich Huncwotów, ale nie ukrywam, że uwielbiam Syriusza. Lubię tych niegrzecznych i pewnych siebie chłopców.;-)
UsuńTak, beta jest naprawdę świetna, sama też z nią współpracuję i bardzo sobie chwalę wszystkie jej rady. Każdy rozdział jest usiany komentarzami.
Będę czekać na kolejny rozdział z wielką niecierpliwością.
Pozdrawiam!
Cathleen
Hej.
OdpowiedzUsuńCzytając ten rozdział, cały czas zastanawiałam się nad słowami, które napisałaś w którymś z komentarzy, że myślisz o tym opowiadaniu jak o książce. Dziwne to wrażenie, bo taka skromna ilość żywej fabuły, zwrotów akcji, energicznie prowadzonych wydarzeń mogłaby niestety sprawić, ze Twoja książka byłaby bardzo nudna, moim zdaniem. Fanficki, oczywiście, mają swoją specyfikę i lepiej chyba, żebyś myślała o swoim pisaniu tutaj jak o zwykłym fanficku, może okazji do poćwiczenia, bo na książkę to o wiele za mało. Wystarczy zajrzeć do dowolnej części Harry'ego - tam akcja dosłownie gna, czytelnik ciągle jest zaskakiwany, ale jednocześnie - brzydko mówiąc - wszystko trzyma się kupy, nic nie ucieka i nigdy nie jest nudno. Moim zdaniem, ten rozdział nie był zbyt ciekawy. Decyzja Dorcas była łatwa do przewidzenia (jej przemowa bardzo sztuczna i nienaturalna!), wątek z Abraxasem mógłby coś wnieść (chociaż szczytem oryginalności nie jest), ale urwałaś go tak szybko jak zaczęłaś (domyślam się, oczywiście, że będzie tego dalszy ciąg, ale dlaczego tak szybko skończyłaś?) i to mniej więcej tyle. Nie jestem za tym, żeby na siłę wrzucać tonę nowych pomysłów do każdego rozdziału i sztucznie wywoływać jakieś problemy w życiu bohaterów, ale Twojej historii brak życia. Wracając do wizji książki, nie wyobrażam sobie tego jako "pełnoprawnego" rozdziału. Tak zgrabnie piszesz, że czasem mam wrażenie, że skupiasz się na tych efektach słownych zamiast zastanowić się o czym faktycznie powinien być rozdział. Oczywiście, to jest tylko moje zdanie, ale to efekt tego i kilku poprzednich rozdziałów, i wiecznych zapowiedzi, że teraz nic się nie dzieje, ale kiedyś tam się zadzieje.
Pozdrawiam serdecznie - Huncwotka
Nigdy nie mówiłam, że traktuję to opowiadanie jak książkę. Umówmy się, żaden fanfik nie ma szansy na to, by stać się książką (tak, tak, 50 twarzy Grey’a to jakiś niesmaczny żart potwierdzający regułę). Mówiłam natomiast, że traktuje opowiadane jako całość – tak, żeby dało się je przeczytać rozdział za rozdziałem i nie mieć przy tym wrażenia, że czyta się zbiór miniaturek, które poza bohaterami i jakąś ledwo nakreśloną osią akcji niewiele mają ze sobą wspólnego, a większość wątków ma swój początek i koniec w tym samym rozdziale.
UsuńPisałam również i o kolejnym aspekcie – to nie thriller ani przygotówka – tu akcja nie musi biec na łeb na szyję.
Nie wiem czy pamiętasz, ale wątek Abraxsa został wprowadzony już w rozdziale 10. To jest jego drugie wejście i raczej nie ostatnie. I też nie do końca mogę sobie wyobrazić, jak miałabym w tym konkretnym rozdziale pociągnąć go dalej. Miałam mu pozwolić zaatakować Lily, czy jak?
Patrząc na to, że praktycznie pod każdym nowym rozdziałem piszesz, że jest w nim zbyt mało akcji (nawet pod takim, który wypełniony jest aż dwoma zwrotami akcji, dość ważnymi dla dalszej fabuły), to właśnie odnoszę wrażenie, że oczekujesz tony pomysłów w każdym rozdziale, albo żeby się działo dużo i szybko (i oczywiście z ogromną ilością biegania, jeśli mogę sobie pozwolić na taką małą dygresyjkę w kierunku Doctora Who). No bo jeśli nie o to chodzi, to nie wiem o co.
A tak na marginesie – to jest ten rozdział w którym coś się dzieję. Przykro mi tylko, że uważasz, że to nadal zbyt mało. W kolejnych rozdziałach skupię się w dużej mierze na wątkach miłosnych, więc choć napędzą nam trochę historię, już teraz czuję, że to również będzie zbyt mało.
Tak z ciekawości, zastanawiam się jaki byłby według Ciebie idealny schemat doskonale wypełnionego akcją rozdziału. Możesz podać jakiś zarys wydarzeń, żebym miała jakieś rozeznanie ilościowe. Może uda mi się kiedyś wykorzystać (oczywiście nie zarys, tylko rozwiązanie ilościowe) i trafić w Twoje gusta ;)
Pozdrawiam,
maximilienne
Meh, w końcu trochę akcji (:
OdpowiedzUsuńTak w ogóle: jak to jest, że często w najgorszych momentach czarodzieje nie zabierają różdżek? Halo, powinni mieć je w takich czasach do czoła przyklejone.
Zmykam do matematyki i Muse, Wesołych Świąt (bo nie wiem czy będę mieć okazję i czas by to napisać - tak, wiem, oryginalnie) i trzymaj sie cieplutko c:
Prawo Murphy’ego :p
UsuńMam nadzieję, że uda mi się jeszcze coś opublikować do końca roku, ale na wszelki wypadek: Wesołych Świąt ;)
Pozdrawiam,
maxie
Widzisz... aleś zapeszyła :p
OdpowiedzUsuńPowiedziałaś, że nie możesz uwierzyć, że komentuję każdy rozdział po kolei i oczywiście od razu przestałam. Mój narzeczony stale mówi, że to co zostanie wypowiedziane na głos często przestaje być prawdziwe (na szczęście jakoś nie obowiązuje to w kwestii związku i planów małżeńskich xD). Na swoje wytłumaczenie mam to, że Twojego bloga czytałam często na wykładach, a na telefonie tak średnio pisze się komentarze. Postaram się poprawić :)
Na wstępie tak ogólnie: widziałam w komentarzach dużo zarzutów, że opowiadanie jest nudne,brakuje akcji itd. No cóż. Ja mam takie wrażenie, że po prostu ta historia (przynajmniej na początku) jest właśnie dość stateczna. Może nie ma spektakularnych wydarzeń, ale często te zwykłe, codzienne chwile są kluczowe do zrozumienia pewnych relacji i zależności między bohaterami oraz lepszego wczucia się w ich sytuacje.
W każdym razie mnie się nie nudzi i lubię czytać o tej zwyczajnej, nastoletniej codzienności Huncwotów i ekipy.
W ogóle powiem Ci, że kiedyś też miałam taki pomysł, żeby do każdego rozdziału dodawać muzykę (i to najlepiej taką z tamtych czasów) i tytułem robić cytat z tej piosenki. Myślę, że jak kiedyś zdecyduje się w końcu coś opublikować to jednak nie wcielę tego w życie. Ale aż nie mogę uwierzyć, że ktoś to w rzeczywistości zrealizował. Tym bardziej wątpię, że można stworzyć coś w 100% oryginalnego. Przepraszam, jeśli właśnie zniszczyłam Twój świat mówiąc, że miałam taki pomysł :D uznaj, że ściemniam proszę, w końcu byłaś pierwsza. Btw. spotkałaś się już gdzieś z tym czy to autorski pomysł?
Teraz co do rozdziału: mnie się podoba :) są jakieś chyba dwa błędy stylistyczne (czy jak to się tam nazywa :p)...
Początki Zakonu Feniksa są jednym z elementów, o którym za wiele nie wiemy. Można to dzięki temu różnie rozegrać. Właściwie nigdy nie zostało powiedziane jak to się stało, że Potterowie dołączyli do Zakonu. Ale wiadomo, że Dorcas powinna być istotnym jego członkiem, więc wszystko się zgadza ;)
Nie mogę Ci wybaczyć, że rozdział się skończył i nie było konfrontacji Jamesa i Lily po tym, jak Rogacz ją uratował! Halo! Czekałam na jakąś chociaż krótką rozmowę, podziękowania, przełamanie lodów! Przecież to jest właśnie przełomowa chwila, w ich relacji, prawda? :D
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. Będzie jeszcze w tym roku? :D
Dużo weny i trochę odpoczynku w nadchodzącym czasie :)
Pozdrowienia!
Oj tam oj tam, mówi się trudno, cieszę się, że dotarłaś aż tutaj ;) I doskonale rozumiem, bo też nie lubię pisać komentarzy na telefonie.
UsuńCieszę się, że przynajmniej ktoś jest zadowolony ;) ja wiem, ze to huncwoci i w ogóle, ale prawda jest taka, że nasze codzienne życia nie obfitują w wiekopomne wydarzenia. Oczywiście mogę tu wciskać do każdego rozdziału jakąś wielką akcję, ale prawdopodobieństwo, że coś takiego miałoby miejsce w rzeczywistości duże nie jest.
Chyba autorski, ale nie wykluczam, że inni wpadli na coś takiego. W obecnej chwili bardzo wielu blogerów dodaje do swoich rozdziałów muzykę albo cytaty, ale ten blog, jako że osadzony w innych czasach jest dla mnie dość szczególny. Choć przyznam, że czasami ciężko znaleźć odpowiedni kawałek, bo jeszcze nie udało mi się znaleźć dobrej tematycznej wyszukiwarki, która uwzględniałaby rok wydania.
Takie podejście wydało mi się sensowne biorąc pod uwagę fakt, że Voldemort zamordował ją osobiście.
To na co tak czekasz, jest w kolejnym rozdziale, więc spokojnie ;)
Bardzo się przyda. I mam nadzieję, że wreszcie uda mi się wyjść z tego impasu dwudziestego rozdziału.
Pozdrawiam gorąco,
maximilienne
Tak, jak wczoraj napisałam, udało mi się nadrobić wszelkie zaległości na Twoim blogu! Co do Twojego nowego opowiadania - obiecuję tam wpaść, gdy tylko znajdę nieco więcej wolnego czasu, tzn w Święta.
OdpowiedzUsuńTo, co stało się z rodzicami Dorcas, jest co najmniej okropne. Tak, przeczuwałam, że ten rozdział będzie niesamowicie smutny, jednak nie przypuszczałam, że aż tak. Choć staram się czytać dla własnej satysfakcji, ostatnio utonęłam w lekturach i naprawdę nie spodziewałam się, że tak bardzo brakowało mi tylu emocji w opowiadaniach/książkach współczesnych. Dostarczyłaś mi więc mocną dawkę smutku... o dziwo, choć całe szczęście nie dotknęła mnie taka tragedia, poczułam się trochę tak, jakbym była w jej skórze. Szczególnie kiedy napisałaś (teraz nie zacytuję, bo już nie pamiętam), że jej życie już nigdy nie będzie takie, jak wcześniej, bo ilekroć będzie chciała przytulić się do swojej mamy, zda sobie sprawę, że to niemożliwe.
Choć nie dziwię się dziewczynom z jej pokoju, bo czasem się nam wydaje, że cierpienie jest zaraźliwe i za wszelką chcemy uniknąć jakiegokolwiek kontaktu z osobami głęboko zranionymi, uważam, że powinny przyjść do Meadows. Jedynie Meredith się na to zdecydowała, choć sierota nie miała z nią zbyt dobrych kontaktów.
Tak samo jak Dombledore uważam, że Dorcas nie powinna podejmować aż tak pochopnej decyzji, nie pod wpływem tak tragicznych wydarzeń, które z pewnością zaburzyły jej osąd rzeczywistości. Nie mniej jednak zdaję sobie sprawę, że magiczny świat potrzebuje osób do walki z czarnym panem. Obawiam się jednak, że większość uczniów Hogwartu jest zbyt młoda i porywa się z motyką na słońce (czy jakoś tak to się mówiło xD).
Kurczę, przeraziłam się, kiedy wyszło na jaw, że jeden z nauczycieli dołączył do świty Voldemorta. I jeszcze chciał zrobić krzywdę Lily... całe szczęście, że Potter był w pobliżu. Gdyby nie jego obecność, ta sytuacja z pewnością nie zakończyłaby się szczęśliwie. I jeszcze obojgu udało się uciec przed profesor MacGonnagall :D
Ostatnie dwa rozdziały wprowadziły do opowiadania pewnego rodzaju świeżość, bardzo mi się to spodobało. Uwielbiam czytać Twoje opisy uczuć! Mam nadzieję, że będzie się ich pojawiało równie wiele, jak w ostatnich notkach.
Pozdrawiam serdecznie! Kawał dobrej roboty, kochana <3
Wszelkie? Nie było tego znowu tak dużo, niemniej cieszę się, że ponownie zawitałaś w moje progi :) I w takim razie pozostaje mi czekać z niecierpliwością na Twój komentarz na papierowych-szeptach.
UsuńA co tam czytasz za ciekawe lektury? Cieszę się, że udało mi się wzbudzić emocję. Co prawda akurat przytoczony fragment dotyczył Skyler, ale mniejsza.
Abraxas nie jest nauczycielem, tylko szkolnym prefektem rok starszym od Evans.
Dziękuję niezmiernie za komentarz i miłe słowa. Przepraszam tylko, że moja odpowiedź jest tak nieskładna, ale ostatnio pisanie komentarzy absolutnie mi nie wychodzi…
Pozdrawiam,
maxie
Hej zostałaś nominowana do LBA! :-)
OdpowiedzUsuńhttp://evansuszm.blogspot.com/2014/12/nominacja-do-lba.html?m=1
Przepraszam,ze tak długo nie komentowalam. Nowosc na Twoim blogu najwyraźniej musiała mi umknąć, co jest naprawde denerwujące,szczegonie,ze jest ona naprawde dobra. Meadows zaimponowała mi z tym rozdziale...nie sadze,żeby juz sie pozbierała, mysle,ze zajmie to nieco czasu i sama ja to zdziwi,ale żałoba przyjęła u niej dosc interesujący i bardzo...społeczny,jesli mozna tak powiedzieć,kształt. Mysle,ze jakby jeszcze powiedziała dumbledorowi,ze w szkole moga byc poplecznicy Czarnego Pana,to moze szybciej uzyskałaby odpowiedz twierdząca. Ale chyba sama tego jeszcze nie wie...za to dzieki Twojemu świetnemu pomysłowi Lily,i zapewne niedługo pi Rogacz, beda tego świadomi...całe szczescie ze Rogacz patrzy,co robi ta jego Lily,nawet jesli jest to troche nienormalne...coz milosc xD teraz prefekt bedzie miał kłopot....ciekawe, co z tego wynikńie,ńie moge doczekać sie ciagu dalszęgo. Notka b.dobrze napisana. Wlasciwie nic mi nie zgrzytało.czekam na ńowoc tutaj i na drugim blogu i zapraszam na nowe opowiadanie na zapiski-condawiramurs
OdpowiedzUsuńDorcas nie ma świadomości, że w szkole są poplecznicy Voldemorta, przynajmniej nie tak na poważnie. A jeśli o taki domyślanie chodzi, to myślę, że i Dumbledore’owi to przez myśl przemknęło.
UsuńPotter to mój mały prześladowca i to się raczej nie zmieni :)
Nowy rozdział jest już u bety, powinien pojawić się na dniach (co prawda miał być na święta, a na sylwestra planowałam co innego, ale jak zwykle moje plany szlag trafił).
Dziękuję bardzo za komentarz i pozdrawiam gorąco,
maxie