♪
– Teraz milcz – powiedział James cicho, lecz stanowczo do Lily,
ciągnąc ją za rękę w kierunku kanapy, na której wcześniej spała. Dalej leżał na
niej porzucony w nieładzie koc. – Kładź się – nakazał ściszonym głosem.
– Ale…
– To nie czas na żadne ale.
Chcesz dostać szlaban? – spytał nagląco. Naprawdę nie mieli teraz czasu na jej
humory, jeśli mieli uniknąć przyłapania. Evans, choć bardzo niechętnie,
posłusznie położyła się na kanapie, opierając głowę tuż obok kolan Pottera. – I
udawaj, że śpisz – dodał jeszcze Rogacz.
Po kilku chwilach portret skrzypnął i do pokoju weszła
profesor McGonagall. Strumieniem światła oświetliła pomieszczenie, zauważając
kilku pogrążonych we śnie uczniów. Wiedziała, że powinna teraz obudzić i
przywołać wszystkich Gryfonów, ale chociaż nie miała do tego serca, przepisy to
przepisy. Kobieta zgasiła różdżkę, po czym zatoczyła nią w powietrzu szerokie
koło. W tym samym momencie do drzwi każdego z dormitoriów zapukała tajemnicza
siła, budząc śpiących uczniów.
Powoli, jeden za drugim, ziewając, przecierając oczy oraz
potykając się o przydługie szlafroki lub piżamy, uczniowie schodzili do pokoju
wspólnego.
– Prefekt patrolujący korytarz został zaatakowany
niegroźnym, bardzo prostym zaklęciem. Zarządzono sprawdzenie, kto za tym stoi,
stąd też musieliście się zebrać – powiedziała nauczycielka, gdy wszyscy
zgromadzili się w salonie. Wyczarowała pergamin, po czym zaczęła po kolei
odczytywać z niego listę obecności. Musiała mówić stosunkowo głośno, by
zagłuszyć przyciszone rozmowy poruszonych Gryfonów.
– Dorcas Meadowes? – wyczytała kolejne nazwisko. Na krótką
chwilę w pomieszczeniu zapadła cisza, przerwana głośnym ziewnięciem jednego z
drugorocznych, któremu McGonagall posłała karcące spojrzenie. – Meadowes? –
wywołała po raz kolejny, rozglądając się po pokoju. – Czy Dorcas opuściła
dormitorium? – spytała, przenosząc wzrok ze Skyler na Lily, a następnie na Meredith.
– Spałyśmy dzisiaj w pokoju wspólnym, pani profesor.
Chciałyśmy dać Dorcas trochę przestrzeni – powiedziała Skyler zaspanym głosem.
Ręka Lily wystrzeliła w górę. Nic ją nie obchodził Potter,
rzucający właśnie karcące spojrzenie, ani czekający ją szlaban. Nadal martwiły
ją wcześniejsze przypuszczenia odnośnie celu podróży Meadowes. A co, jeśli dziewczyna rzeczywiście chciała
się skrzywdzić? Ciarki przebiegły Lily po plecach.
– Tak, panno Evans? – Profesor utkwiła w niej swoje
spojrzenie.
– Ja… – zaczęła niepewnie, nakręcając kosmyk włosów na palec
wskazujący. – Ja widziałam, jak Dorcas wychodziła z wieży. I martwię się, że
mogła zrobić sobie coś złego.
– Czemu od razu nie przyszła pani do mnie? – spytała
nauczycielka z niedowierzaniem i oburzeniem. Lily, zła na samą siebie,
pokręciła głową, z wyrazem zagubienia w oczach, na co Minerwa westchnęła
ciężko. – No dobrze, jak widać sprawa najprawdopodobniej została rozwiązana… Możecie
wracać… – dodała.
– Nie! – krzyknęła Lily, gdy dotarło do niej, co właśnie
zrozumiała McGonagall. Wcale nie chciała zrzucić winy na pogrążoną w żałobie
koleżankę – tylko chronić. – Dorcas nie zaatakowała tego prefekta – dodała
stanowczo Evans, ściągając na siebie wzrok każdej osoby znajdującej się w
pomieszczeniu.
– Co ma pani na myśli? – spytała opiekunka Gryffindoru,
spoglądając na swoją podopieczną, nerwowo przeczesującą palcami włosy.
– To… – zaczęła Lily, lecz głos jej się załamał. Marzyła, by
znaleźć się w innym miejscu, gdzie nie czułaby tych wszystkich spojrzeń. – Ja
to zrobiłam – dodała stanowczo, wypuszczając z płuc całe zgromadzone powietrze.
Ku swojej rozpaczy, wcale nie poczuła się lepiej.
Po kim jak po kim, ale po Evans się tego nie spodziewała.
McGonagall była prawie pewna, że Lily kogoś kryła. Wzorowa uczennica, prefekt, nigdy wcześniej nie sprawiała kłopotów.
Dlaczego nagle miałaby zacząć atakować innych uczniów?
– Panno Evans, proszę do mnie podejść. Reszta może się
rozejść do łóżek – stwierdziła Minerwa głosem nieznoszącym sprzeciwu.
Wszyscy zebrani niechętnie skierowali się do dormitoriów
nadstawiając przy tym uszu, licząc, że uda im się wyłowić jeszcze jakieś
fragmenty rozmowy.
Lily już chciała ruszyć w kierunku nauczycielki, gdy James
chwycił ją za rękę.
– I co jej powiesz? Przecież nawet nie miałaś różdżki –
spytał Potter, patrząc jej głęboko w oczy. Wiedział, że McGonagall raczej nie
uwierzy w tłumaczenia Evans. Mimo że nie znał Dorcas zbyt dobrze, nie mógł
przecież pozwolić, by dziewczyna cierpiała za jego błędy.
Evans spojrzała na niego groźnie, po czym wyszarpnęła dłoń i
podeszła do opiekunki. Ku ich zaskoczeniu, James nie opuścił Lily na krok.
– A co pan tu robi, panie Potter? Proszę wracać do łóżka –
ponagliła opiekunka, odprawiając go ruchem dłoni.
Rogacz nie dał się tak łatwo zbyć.
– To nie ona rzuciła zaklęcie, tylko ja. – Profesor
spojrzała na niego, nawet nie kryjąc zaskoczenia. Zamieszanie w tę sprawę
jednego z Huncwotów wydawało się więcej jak prawdopodobne. – Delatrius – powiedział cicho James na
potwierdzenie swoich słów. Z różdżki wyłoniło się mgliste wspomnienie
ostatniego z użytych zaklęć.
– Cóż, różdżka nie kłamie. Proszę ze mną – stwierdziła
opiekunka, wzdychając. Choć czyn Pottera ściągał winę z Evans, Minerwa czuła,
że dziewczyna nie bez powodu chciała wziąć odpowiedzialność na siebie.
McGonagall pchnęła obraz Grubej Damy i skierowała koki do gabinetu.
– No i co jej powiesz? – Lily szeptem powtórzyła
wcześniejsze słowa Jamesa, gdy podążali za nauczycielką zimnymi korytarzami.
– Prawdę – odszepnął James, w momencie, gdy Lily odwróciła
się zaskoczona, by spojrzeć za Dorcas mijającą ich właśnie w towarzystwie
dyrektora.
♠
– A czy teraz któreś z was mogłoby mi wytłumaczyć o co tak
naprawdę chodzi? Potter, czemu zaatakowałeś prefekta?! Czy ciebie Merlin
opuścił?! A ty, Evans? Co w ogóle robiłaś poza wieżą Gryffindoru? Przecież to
zupełnie do ciebie nie podobne! – wyrzuciła McGonagall, gdy stanęła za biurkiem
w swoim gabinecie, a oni zdążyli już usiąść we wskazanych fotelach.
Lily aż zakręciło się w głowie, a żołądek jakby podskoczył
do gardła. Wyrzuty sumienia sprawiły, że na policzkach wykwitły czerwone plamy.
Zawsze starała się być wzorową uczennicą, żeby pokazać, że zasługiwała na pobyt
w Hogwacie. Ostatecznie pochodziła z rodziny mugoli i z tego powodu na każdym
kroku czuła powinność udowodnienia, że nie popełniono błędu tego dnia, kiedy
jej imię znalazło się na liście przyszłych studentów.
W gabinecie wciąż zalegała gęsta cisza. Evans wbiła wzrok w
kolana.
– Dostanę wreszcie odpowiedź na swoje pytanie? – ponagliła
nauczycielka, siadając naprzeciw.
– To nie Lily rzuciła zaklęcie – odparł tępo James,
wpatrując się uparcie w dłonie splecione na podołku.
– To już wiemy, panie Potter. Bardziej interesuje mnie całe
zajście. A najbardziej odpowiedź na pytanie: jaki mieliście powód, aby
zaatakować prefekta patrolującego korytarze?
– W obronie własnej – odparł chłopak tym samym tonem, co
poprzednio, nadal nie podnosząc wzroku. Rzadko kiedy zachowywał się tak karnie,
ale coś mu podpowiadało, że tym razem może znajdować się w większych tarapatach
niż kiedykolwiek wcześniej. W końcu chodziło o napaść na ucznia – coś, co nie
ujdzie mu płazem. Miał świadomość, że za takie wykroczenie można nawet zostać
usuniętym ze szkoły. Musiał dobrze rozegrać tę partię, żeby wyjść z tego jak
najmniejszym szwankiem.
– Już prędzej byłabym skłonna uwierzyć, że wymknęliście się
na schadzkę i chcieliście uniknąć szlabanu – powiedziała Minerwa, wzdychając.
Chłopak już tyle razy siedział na tym miejscu, niezmiernie często starając się
wmówić niestworzone historyjki, tylko po to, by uniknąć kary, że teraz nie
chciała mu wierzyć. A jednak wyczuwała coś takiego w postawie i tonie głosu, z
czym jeszcze nigdy się u niego nie spotkała. Mogłaby nawet dać wiarę, że to
prawdziwa skrucha. – Niby przed czym mielibyście się bronić?
Lily wiedziała, że powinna cos powiedzieć, ale równocześnie
miała wrażenie, jakby umysł wymazał wszystkie niezbędne ku temu słowa. Bała
się, że cała historia okaże się jedynie początkiem. W dodatku czuła, że to nie
czas i nie miejsce na niepotrzebne wychylanie się z szeregu. Czuła wyrzuty
sumienia, bo przecież powinna mieć więcej odwagi; w końcu przydzielono ją do
domu lwa, lecz obezwładniający strach okazywał się w tej chwili silniejszy.
– Czy ty insynuujesz, że Wilkes chciał napaść na Evans? –
spytała w końcu McGonagall podnosząc głos, gdy nie otrzymywała od żadnego z
nich odpowiedzi. Niedowierzała, że Potter wysunął takie oskarżenia.
Kategorycznie odrzucała możliwość, jakoby chłopak mówił prawdę. – Panno Evans,
na Merlina! Proszę coś powiedzieć! Pan Potter wysuwa poważne oskarżenia, a
wychodzi na to, że tylko pani może nam cokolwiek wyjaśnić. – Uniosła się
opiekunka, zdenerwowana ich niechęcią do jakiejkolwiek współpracy. Fakt, że
milczeli, jedynie potęgował zdenerwowanie z powodu zaatakowania prefekta.
– Groził mi Obliviate
– odparła cicho Lily, wciąż nie podnosząc wzroku. Zachowywała się, jakby
znajdowała się w zupełnie innym miejscu. Dopadły ją fale sparaliżowania, tak
jakby dopiero teraz w pełni zdała sobie sprawę z całego zdarzenia. W oczach
krył się smutek i strach, lecz także poczucie przegranej. A tak bardzo starała
się wyjść na dobrą czarownicę.
– Czy mogłabyś nam powiedzieć, co się tak właściwie stało? –
spytała McGonagall, niespodziewanie spokojnie, zadowolona, że dziewczyna
wreszcie postanowiła zabrać głos.
Evans opowiedziała pokrótce całe wydarzenie, choć nie była
ku temu do końca przekonana. Bała się, że cała sytuacja może szybko obrócić się
w coś jeszcze gorszego.
– Niestety, mimo wszystko, muszę was ukarać. Znacie
regulamin, oboje chyba aż nazbyt dobrze, wiecie więc, że uczniom nie wolno
przebywać poza domami w trakcie ciszy nocnej. – Spojrzała na nich odrobinę
sceptycznie. – Proszę się zgłosić jutro po zajęciach, przekażę szczegóły
dotyczące szlabanu. Idźcie już. Ja muszę udać się do dyrektora – powiedziała
McGonagall, wzdychając ciężko. Nie sądziła, że kiedykolwiek dożyje czasów,
kiedy uczniowie będą się nawzajem atakować, nie w formie wzajemnego dokuczania.
Wprawdzie wydawało się to mało prawdopodobne, chciała się łudzić, że całe
zajście nie miało nic wspólnego z wojną tocząca się poza murami zamku.
James i Lily szybko opuścili gabinet nauczycielki
transmutacji, po czym ruszyli w stronę wieży Gryffindoru, nie odzywając się do
siebie. Za oknami powoli rozjaśniał się horyzont, aczkolwiek do wschodu
pozostało jeszcze trochę czasu. James westchnął głośno na myśl o kolejnym
czekającym go szlabanie. Chociaż jakby
popatrzeć na to z drugiej strony… przynajmniej spędzi go w miłym towarzystwie.
– Ciekawe, co wymyśli dla nas McGonagall… – spytał, chcąc
zagaić rozmowę. Spojrzał na Evans i dopiero wtedy dotarło do niego, że Lily
płakała. Szybko odwróciła wzrok, winiąc się za to, że pozwoliła sobie na takie
zachowanie przy Potterze. – Lily? – zapytał półgłosem, w przyjacielskim geście
kładąc dłoń na ramieniu.
– Proszę, nie mów nikomu – powiedziała szeptem, wciąż na
niego nie patrząc i starając się jakoś zapanować nad emocjami, raz po raz
ocierając wilgotniejące oczy.
– Oczywiście – odszepnął.
– Dziękuję – odpowiedziała jeszcze ciszej, łamiącym się
głosem.
James niepewnie objął ją ramieniem, prowadząc w stronę
wieży. Ku zdziwieniu Pottera, Evans nie opierała się, ale szybko zrzucił to na
karb dzisiejszych przeżyć. Kątem oka zauważył, że łez przybywało. Zupełnie nie
wiedział, jak się zachować.
Nikt nie potrafiłby przewidzieć zachowania Lily. Nagle
stanęła w pół kroku, po czym wykonała półobrót, w wyniku którego wylądowała
prosto w ramionach Jamesa, plamiąc mu koszulę łzami. Chłopak, niezmiernie
zaskoczony, delikatnie objął Evans, dłonią subtelnie gładząc jej włosy.
Płacz przybrał na sile; nawet ją samą to zdziwiło. Jednak,
gdy tak stała, a on szeptał uspokajające inkantacje, przez krótką chwilę
poczuła się, jakby już nikt nigdy nie mógł jej skrzywdzić.
♠
Nie było żadną tajemnicą, że w Hogwarcie ściany miały uszy.
Nie należało się więc dziwić, że wydarzenia wczorajszej nocy niezwykle szybko
obiegły szkolne mury.
Niestety od prefekta nie dało się wyciągnąć żadnych
konsekwencji, ponieważ de facto do niczego nie doszło, więc rada pedagogiczna
znalazła się w impasie. W tej chwili wszystko opierało się na zeznaniach Evans
i Pottera oraz zaprzeczaniu Wilkesa, jakoby cała sytuacja nie miała miejsca.
Słowo przeciwko słowu. I choć Dumbledore chciałby, nie mógł chłopaka ukarać
nawet szlabanem, bo ostatecznie to Abraxas, a nie Lily i James, miał prawo
przebywać na tamtym korytarzu.
James, zmierzając na śniadanie, co pewien czas przyjmował
powinszowania. Potter nie sądził, że zrobił w ostatnim czasie cokolwiek, co
sugerowałoby pochwały, nie znajdował również możliwości składania gratulacji z
powodu zamrożenia Wilkesa. Zaistniała sytuacja wprawiała wielu uczniów w
niedający się opanować niepokój.
Dopiero gdy do śniadania zasiadł Syriusz, jak zwykle
spóźniony, zagadka Rogacza została rozwiązana.
– Jak nie wiem, jak to zrobiłeś, ale strasznie się cieszę z
twojego szczęścia. Tylko wytłumacz mi łaskawie, dlaczego mi nie powiedziałeś,
że Evans wreszcie zgodziła się z tobą umówić?! Zaoferowałbym jakąś pomoc albo
wsparcie moralne… – powiedział, sięgając po koszyk z bułkami, a następnie
energicznie smarując wybraną masłem.
– Wsparcie moralne? Że niby od ciebie? – wpadł mu w słowo Remus
kpiąco. – Od wsparcia moralnego jestem ja, eejit!
– dodał, wywołując tym samym chichot Petera.
Potter przysłuchiwał się tej wymianie zdań, gdy nagle
wszystko połączyło się w zgrabną całość.
–To nieprawda – przerwał trwającą nadal rozmowę, przy czym
lekko posmutniał. Ile by dał, żeby te plotki okazały się prawdą.
– Wiedziałem! – wykrzyknął Syriusz tonem, sugerującym, że
było dokładnie na odwrót. Przerwał nakładanie pomidorów na podwójną warstwę
żółtego sera i wędliny, po czym spojrzał na przyjaciela z miną zbitego psa. –
Ale spokojnie, brachu. Jeszcze ci się uda – dodał, klepiąc przyjaciela po
plecach. Teraz zrobiło mu się głupio, że zareagował w taki sposób, dając Jamesowi
do zrozumienia, jakby zupełnie nie dawał mu szans. A przecież Łapa wierzył w Rogacza,
tylko nie w związek z rudowłosym potworkiem!
Nagle Syriusz niemalże podskoczył na ławie, gdy w stół tuż
obok niego uderzyła drobna dłoń.
– Czy możesz mi łaskawie wytłumaczyć, czemu wszyscy uważają,
że się zeszliśmy? – spytała Lily ostro, chyba odrobinę zbyt głośniej niż miała
w planie, ponieważ zwróciła na siebie uwagę siedzących nieopodal osób.
Czemu on zawsze musi
wszystko zepsuć?!, zastanawiała się. Nie potrafiła pojąć, jak można być tak
nadętym bałwanem.
– Ale… – zaczął James skołowany. Szczerze powiedziawszy, nie
bardzo miał pomysł, co miałby odpowiedzieć. Przecież to nie jego wina, że
ludzie wygadywali takie bzdury!
– Wiesz co? Nic nie mów. Nawet nie mam ochoty cię słuchać –
powiedziała, gestykulując gwałtownie. – Merlinie, daj mi siłę – wymamrotała
jeszcze pod nosem, odchodząc.
James patrzył za nią zdezorientowany, w miarę jak wychodziła
z Wielkiej Sali, przeczesując palcami włosy. Ta dziewczyna rzeczywiście robiła
z niego idiotę. Po prostu odbierała mu rozum. Nie miał zielonego pojęcia, jak
do niej podejść, żeby jej nie spłoszyć. Ponieważ James Potter posiadał
absolutną pewność, że cała niechęć i agresja Lily, to jedynie zasłona dymna
prawdziwych uczuć. Dlatego nie mógł się poddać. Nigdy.
– Lily! – krzyknął, wybiegając za nią z jadalni. Evans
jednak ani myślała się zatrzymywać. – Lily, zaczekaj! Lily… – zaczął ponownie,
zrównując się z Lily i stopniowo dopasowując się do nadanego tempa. Dziękował
Merlinowi, że w przeciwieństwie do Blacka nie miał nic przeciwko bieganiu.
– Daruj sobie, Potter! Jak mogłeś rozpuścić taką informację…
– urwała, po czym ze świstem nabrała powietrza w płuca. – Jak mogłam być taka
głupia!? – wykrzyknęła, równocześnie odwracając się i splatając ręce na
piersiach.
– Pewnie tego nie zrobisz, ale musisz mi uwierzyć, że
dzisiejszy poranek zaskoczył mnie równie mocno jak ciebie – stwierdził krótko,
co Evans skomentowała jedynie prychnięciem i pokręceniem głową. Powolnym
krokiem podeszła do jednego z okien, opierając dłonie na parapecie. Za szklaną
taflą rozciągały się szkolne błonia, prezentujące bajeczną pogodę. Zieleń aż
uderzała po oczach, a jezioro odbijało promienie porannego słońca. Dało się
nawet dostrzec Hagrida krzątającego się przy swojej chatce. Wierzba bijąca
poruszyła się lekko, powodując poderwanie się do lotu wielu ptaków, które
korowodem zatoczyły koło i przysiadły na gałęziach drzew Zakazanego Lasu.
Lily westchnęła ciężko, jakby słowa, jakie miała
wypowiedzieć, stanowiły nie lada problem.
– Dziękuję za wszystko, co zrobiłeś dla mnie ubiegłej nocy –
powiedziała nagle cicho, przerywając milczenie.
– Cała przyjemność po mojej stronie – odparł, podchodząc do
niej, po czym delikatnie położył dłoń na ramieniu w podnoszącym na duchu
geście. Ku zdziwieniu Rogacza, tym razem nie strząsnęła jej tak od razu.
♠
Po zajęciach James i Lily, zgodnie z obietnicą, stawili się
pod gabinetem opiekunki Gryffindoru. Rogacz zapukał, po czym energicznie
nacisnął na klamkę sądząc, że bez problemu ustąpi. Ku jego zaskoczeniu, tak się
jednak nie stało. Nim zdążyli zastanowić się, jaki jest tego powód, obok nich
pojawiła się McGonagall.
– Ze względu na egzaminy, wasza kara rozpocznie się w
przyszłą sobotę. Proszę stawić się w holu punktualnie o godzinie dziewiątej.
Odmaszerować – powiedziała szybko profesor. Położyła rękę na rączce, ale
zauważając, że uczniowie nadal nie odchodzą, spytała: – Wszystko jasne? Macie
jakieś pytania?
James już chciał wyrazić jakiś komentarz dotyczący wyjścia
do Hogsmeade, które przepadnie z powodu kary, lecz widząc ostrą minę opiekunki,
szybko ugryzł się w język. Pokręcili głowami, po czym Minerwa zniknęła we
wnętrzu swojego gabinetu, a Gryfoni skierowali się w stronę swojej wieży.
Lily milczała przez dłuższą chwilę, wyraźnie się nad czymś
zastanawiając.
– Możesz mi wytłumaczyć jeszcze jedno? – spytała nagle,
zatrzymując się w pół kroku i unosząc w górę palec wskazujący. Korytarz
pustoszał; gdzieniegdzie przemykali jeszcze pojedynczy uczniowie wracający do
dormitoriów.
– Tak, Lily? – spytał Potter, uśmiechając się. Wyglądała niezwykle
słodko, gdy tak intensywnie nad czymś myślała. Dodatkowo czuł dziwne, nieznane
wcześniej podniecenie perspektywą zbliżającego się szlabanu.
– Jak, na brodę Merlina, McGonagall nas wczoraj nie widziała
na tym piekielnym korytarzu? Przecież minęła nas, nie dalej jak o stopę!
– Ma się te sposoby! – odparł James z szerokim uśmiechem. Lily
natomiast ściągnęła usta i założyła ręce na piersiach, czekając, aż Potter
wszystko wytłumaczy.
– Spokojnie, złośnico – zaśmiał się. – Nie masz co tu stać;
teraz i tak niczego się nie dowiesz. Wszystko w swoim czasie, Lily – dodał,
oddalając się w kierunku wieży Gryffindoru.
Aktualizacja: 5 grudnia 2015.
Wróciłam do domu o czwartej nad ranem i zobaczyłam, że dodałaś nowy rozdział, ale nie miałam już siły go przeczytać. Teraz przeczytałam i już komentuję. ;-)
OdpowiedzUsuńTa nasza kochana Lily jak zwykle stara się być wzorową uczennicą, przez co wpakowała w kłopoty i siebie i Jamesa. Miejmy nadzieję, że szlaban jaki przygotowała dla nich McGonnagall nie będzie zbyt uciążliwy. Już sam fakt, że ominie ich sobotnie wyjście do Hogsmade powinno być karą.
Teraz, gdy Dumblledor ma, choć nikłe, dowody na to, że w zamku przebywają zwolennicy Voldemorta, powinien jeszcze raz przemyśleć propozycję Dorcas. Moim zdaniem to naprawdę dobry pomysł, by spróbować zrekrutować nowych, młodych i pałających wiarą w wygraną ludzi.
Lily jak zwykle przesadziła z reakcją. Od razu wyszła z założenia, że to James rozpuścił te głupie plotki, a znając życie na zamku, powinna się domyślić, że albo ktoś ich widział, albo to portrety rozniosły po zamku tę nowinę.
I naprawdę podoba mi się Potter, kurczę tak fajnie zachowuje się w stosunku do Lily. Mam nadzieję, że w następnym rozdziale pokażesz nam jak minie im szlaban.
Tobie również życzę wszystkiego co najlepsze w Nowym Roku i dużo weny twórczej. Pozdrawiam!
W powyższej sytuacji nie chodziło wcale o bycie dobrą uczennicą, ale raczej o bycie dobrą koleżanką, czy może nawet jeszcze prościej – dobrym człowiekiem.
UsuńJeśli chodzi o reakcje Lily, to czy Ty nie pomyślałabyś tego samego?
Tak, tak, w kolejnym rozdziale szlaban ;)
Pozdrawiam,
maxie
Tak, wiem, że chodziło o bycie dobrym człowiekiem i nie wkopanie Dorcas w kłopoty.
UsuńNie wiem czy nie pomyślałabym tego samego, co Lily. Wydaje mi się, że nie jestem aż tak wybuchowa, żeby zaraz przy całej szkole wykrzyczeć swoje żale, ale możliwe, że również złożyłabym winę za te plotki na Jamesa. Któż to wie?
Już się nie mogę doczekać tego szlabanu, jestem ciekawa, co też ta McGonnagall wymyśli :)
Pozdrawiam.
Cześć!
OdpowiedzUsuńUwielbiam tego bloga, niedawno go odkryłam i śledzę go na bieżąco, z tego co wiem, nie skomentowałam więc robię to tu i teraz.
Masz duży talent do pisania, twój blog przypadł mi do gustu. Nie cierpię Jily, ale u Ciebie całkiem przyjemnie się to czyta! :)
Co do rozdziału: Perfekcyjna Pani Prefekt (PPP) już nie taka perfekcyjna ;) Coś czuje do Rogacza, ale nie chce się przyznać. Za to Jamie stara się za wszelką cenę o jej względy.
Co do Dorcas: ona jest prawie we wszystkich blogach, to moja najmniej ulubiona postać, bo zawsze to samo- dziewczyna Syriusza, miłość taka wielka, wow i te sprawy, ale parę blogów wychwyciłam (w tym Twój ;D ), w których naprawdę da się ją lubić. Szkoda mi jej z powodu rodziców i ją podziwiam - nie załamała się i postanowiła przystąpić do Zakonu. Cenię ją.
W następnym rozdziale liczę na więcej Remusa (wybacz, ale to moja ulubiona postać, nie tylko u Ciebie, ale wszęęęędzie) i Skyler (którą bardzo polubiłam ;) ) oraz opisu szlabaniku :D
No. Kończę.
Szczęśliwego Nowego Roku, weny, szczęścia, spełnionych marzeń, śniegu w zimie i słoneczka w lecie, uśmiechu, przyjaciół i co tam jeszcze ;P
~Rekin
PS: Jestem dziewczyną. Nick bywa mylący, wybacz!
Witaj!
UsuńMuszę przyznać, że niesamowici miło mi to słyszeć :)
Nie wiem skąd się wzięło to przekonanie, że Lily musi być doskonała. Nikt nie jest perfekcyjny i staram się to pokazać u siebie. Nie chciałam zrobić z Evans niesamowicie nudnej, ale równocześnie niestabilnej emocjonalnie dziewczyny, tak jak to jest poprowadzone na większości blogów.
Przyznam się, że z Dorcas mam podobnie. Zawsze mnie to zastanawiało, skąd się wziął szablon na tą postać.
Przykro mi to mówić, ale kolejny rozdział jest wolny od Remusa. Natomiast można się go spodziewać w kolejnym ;)
Pozdrawiam,
maxie
Wow! Ale zaskoczenie! Wchodzę a tu rozdział! :P
OdpowiedzUsuńMaxie, ja chyba nie mam za dużo do powiedzenia... bardzo dobry rozdział. Chyba jeden z najlepszych dotychczas ;) Cóż, bardzo mi się podoba jak powoli rozwijasz sytuacje między tą ukochaną dwójką <3 Mam takie przeświadczenie, że tak właśnie powinno to się między nimi toczyć. Z jednej strony od czasu do czasu przeżywam pewne znudzenie ich historią, gdyż w moim wyobrażeniu nie jest wypełniona nagłymi zwrotami akcji i spektakularnymi scenami miłości czy kłótni. A jednak jest coś w nich co sprawia, że niezmiennie od lat urzeka mnie ta miłosna historia. Dzięki Tobie na nowo się w niej zakochuję :)
Tobie również szczęśliwego Nowego Roku i dużo, dużo weny, motywacji i wytrwałości :) no i oczywiście powodzenia w nadchodzącej sesji! :D
Cieszę się, że rozdział przypadł do gustu ;)
UsuńOsobiście nienawidzę, gdy akcja poprowadzona jest tak, że Lily wraca na ostatni rok i nagle ma bum, jak to James wyprzystojniał(!), teraz musze z nim być! Co z tego, że siano w głowie ma dalej to samo. No nie mogę wręcz z tak poprowadzoną osią Lily-James. I też nie przepadam za tymi, gdzie Lily jest tak do granic możliwości niemiła i niezrównoważona, że to wręcz niemożliwe, żeby Potter się w niej zakochał i tylko latają po szkole z tym wyświechtanym dialogiem, oczywiście obowiązkowo pisanym caps lockiem. Dlatego u mnie jest trochę inaczej ;)
Za życzenia gorąco dziękuję.
Pozdrawiam cieplutko,
maxie
podobało mi sie, ze Lily stanęła w obronie Dorcas, choc niezby...to przemyślała. Na szczescie James tez sie zachował. Nie wiem,czy McGonagall przyjęła na poważnie ich wypowiedzi... Mam nadzieje, ze pomimo braku dowodów i ona, i Dumbledore beda mielona uwadze słowa Geyfonow... Mysle tez, ze moze dzieki tym wydarzeniom Dorcas i Lily zaczną ze soba wiecej rozmawiać., troche tęsknie za Syrisuzem i remisem, ale z drugiej strony swietnie opisujesz relacje miedzy Lily a Jamesem, tak naturalnie. Nie wymuszenie. Troche mnie zdziwiły te humorki Lily,przeciez rogacz naprawde sie ładnie zachował... Moze dlatego tao szybko jej przeszło i mu podziękowała, to było cos. Coekawe, czy flatycznie cos sie na tm szlabanie zmieni.moze najpierw zostaną przyjaciółmi? No, z niecieprliwoscia czekam na ciąg dalszy i zaparszam na nowe opowiadanie u mnie zapiski-condawiramurs
OdpowiedzUsuńDziękuję gorąco za komentarz :) Spokojnie, trochę Syriusza jest w kolejnym rozdziale, a Remusa w jeszcze następnym. A relacje Lily i Jamesa jeszcze długo nie ruszą z miejsca, przynajmniej w tym romantycznym sensie. Ale jeśli o ich przyjaźń chodzi… No cóż, niczego nie będę zdradzać ;)
UsuńPozdrawiam,
maxie
Znowu spóźniona, ale przeczytane i mam zamiar skomentować ciut dłużej (teraz nie ta godzina, nie ten dzień i nie to urządzenie na którym pisze), jeśli jednak mi się to nie uda, to po prostu chcę żebyś wiedziała że rozdział wydaje mi się trochę inny od poprzednich (nie chodzi mi o tło, wlasciwie jeszcze nie wiem dokladnie o co mi chodzi - ale wyjaśnię później jak do tego dojdę) ale bardzo mi się podobał. Uwielbiam Twojego Jamesa (:
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko i życzę szczęśliwego Nowego Roku (chyba jeszcze nie za późno na te życzenia, tak myślę) :)
Dziękuję gorąco za komentarz :)
UsuńPozdrawiam cieplutko,
maxie
O, pamiętam, że w poprzedniej wersji opowiadania też mieli szlaban! I wyrywali jakieś roślinki czy cuś :P Nie mam bladego pojęcia, co, bo ani Harrego nie czytałam, a pamięć to rzecz zawodna. W każdym razie nic przyjemnego. No, może oprócz tego, że James mógł spędzić w towarzystwie swojej ukochanej Lily ogrom czasu.
OdpowiedzUsuńNie dziwię się, że dziewczyna się wkurzyła. Na jej miejscu też bym uwierzyła, że to Potter rozpuścił podobne plotki. W końcu to on tak uparcie starał się o jej rękę xD Z drugiej strony fakty wskazują na to, że potraktowała go niesprawiedliwie, bo rzeczywistość była zupełnie inna. No cóż, ale sensacja w szkole nie jest zła XD przynajmniej ma się o czym rozmawiać, o czymś bardziej fascynującym niż nauka.
Podoba mi się to, że James poniekąd opiekuje się Lily. Naprawdę nie chciał, by stało jej się coś złego, obronił ją za cenę szlabanu, jeszcze do tego czapka niewidka, ogolnie bardzo milusi z niego człowiek <3
Liczę na to, że wkrótce prawdziwe intencje Wilkesa się wydają i prefekt zostanie zawieszony.
I to było słodkie, kiedy Lily broniła Jamesa przed MacGonnagall!! Nie spodziewałam się tego z jej strony, ale ostatecznie widać, że chłopak nie jest jej tak zupełnie obojętny.
Rozdział ciekawy i choć niezbyt obfity w akcję, naprawdę przyjemnie się go czytało. Pozdrawiam serdecznie, życzę weny!
Tak, w tej wersji będą robili dokładnie to samo ;) A nawet jeśli przeczytałabyś Harry’ego (co zalecam ;P), niewiele by Ci to pomogło, bo roślinki wymyśliłam sama.
UsuńWiesz, chłopak jest w niej zakochany, to i stara się ją chronić. Jak dla mnie nic w tym dziwnego. A to, że Lily czuje cos do Jamesa to zasadniczo widomo już od pierwszych rozdziałów. Znaczy pisałam o tym, ale cieszę się, że również jej czyny dają taki odbiór.
Dziękuję niezmiernie za komentarz ;)
Pozdrawiam gorąco,
maxie
Witam,
OdpowiedzUsuńinformuję, że Twój blog jest pierwszy w mojej kolejce na ocenialni Shiibuya. Proszę o niezmienność szaty graficznej aż do publikacji oceny, która pojawi się pod koniec miesiąca.
Pozdrawiam bardzo serdecznie :)