Kiedy już udało się im
przejść przez kontrolę Włoskiego Ministerstwa Magii i z ogromnym wysiłkiem
teleportować się na teren kampingu, gdzie mieli spędzić nadchodzące dni,
Toskania przywitała ich gorącym powietrzem i niebywałymi widokami.
Przenoszący się wraz z
Syriuszem James, nie mogąc powstrzymać rozbawienia, pomógł wstać przyjacielowi,
który przewrócił się w wyniku lądowania, po czym rozejrzał się ukontentowany.
Przypuszczał, że pole namiotowe usytuowane na szczycie wzgórza Montalbano,
okaże się wspaniałym miejscem na wypoczynek, ale nie sądził, że aż tak się
zachwyci.
Patrzył na zauroczony na
Lily, w miarę jak podchodziła do drewnianych barierek ograniczających skalną
półkę, gdzie się znajdowali, pozwalając bezpiecznie delektować się panoramą
najbliższej okolicy. Fakt, że i ją najwyraźniej zauroczyło to miejsce, sprawił,
że tylko bardziej się ucieszył.
– Buon giorno! – wyrwał go
z zamyślenia głos niskiego jegomościa, zmierzającego ku nim w furkoczącej
ametystowej koszuli zarzuconej na biały podkoszulek, niedbale wciśnięte za
parciany pasek podtrzymujący niewątpliwie zbyt duże, garniturowe spodnie. Choć wyraźnie
starał wtopić się w tłum mugoli, już na pierwszy rzut oka dało się dostrzec, że
nie miał bladego pojęcia, jak należało się ubrać. Gdy już dotarł do grupy, z
entuzjazmem uścisnął Jamesowi dłoń, szybko mówiąc po włosku.
James spojrzał na niego
zaskoczony i ledwo zdołał przerwać mężczyźnie, celem poinformowania go, że
niestety nic nie rozumie.
– Ah, inglese! – wykrzyknął w odpowiedzi
mężczyzna, obrzucając ich dziwnym spojrzeniem, trwającym jednak zaledwie ułamek
sekundy, a następnie znów się rozpromienił. – Rezerwacja? – spytał z wyraźnym
włoskim akcentem. Pokiwał z radością głową, kiedy James potwierdził, po czym
wyciągnął przed siebie listę i zapytał:
– Nazwisko?
– Potter.
– Si, si! Chodźcie za mną!
– powiedział, chowając pergamin do kieszeni i energicznie ruszając w
odpowiednią stronę.
James z każdą chwilą
cieszył się coraz bardziej. Cała nerwowość, towarzysząca mu w ostatnich dniach,
teraz zdawała się rozpłynąć niczym dawno zapomniany sen. Nawet Anton nie
drażnił go już tak bardzo, jak jeszcze kilka godzin temu. Przyjaciele ruszyli
za Włochem, zostawiając Lily w tyle. Potter szybko zreflektował się, że Evans
nadal wpatruje się w panoramę i zapewne dlatego nie zauważyła, że ruszyli.
– Lily! – krzyknął,
machając do niej ręką, lecz nawet to nie przyciągnęło jej uwagi. – Evans! –
ponowił próbę, podbiegając w jej kierunku. Dopiero kiedy chwycił ją za dłoń,
zwróciła na niego uwagę. – Wszyscy już poszli – dodał, wskazując głową, w
którym kierunku oddaliła się ich grupa.
Już miał ruszyć, lecz
zatrzymał się w pół kroku, kiedy zauważył, że Lily płakała.
– Wszystko w porządku? – zapytał niepewnie,
zupełnie zaskoczony jej zachowaniem.
Pokiwała głową, momentalnie
odwracając twarz w przeciwną stronę, raz jeszcze rzucając krótkie spojrzenie na
rozciągający się w dole toskański pejzaż.
– Na pewno? – Potter
ponowił pytanie zmartwionym głosem. – Nie wyglądasz, jakby wszystko było w
porządku… – Stanął przed nią i delikatnie otarł wilgotne policzki. Ku
zdziwieniu Jamesa, Lily nie uciekła ani nawet nie odtrąciła jego dłoni.
– Po prostu... – urwała. –
Tutaj jest tak… że aż brak mi słów. Czuje się zupełnie jakbym nie potrafiła
pomieścić w sobie nawet wspomnienia tego całego piękna – powiedziała w końcu,
pozbywając się resztek łez. Dziękuję – dodała jeszcze cicho, spoglądając na
niego, po czym wspięła się na palce i złożyła na jego policzku ulotny
pocałunek.
Zanim zdążył jakkolwiek
zareagować, Evans już go wyminęła i ruszyła za przyjaciółmi niknącymi w cieniu
rzucanym przez drzewa. Potter powoli uniósł rękę do twarzy, kompletnie
niedowierzając w to, co przed momentem zaszło. Gdyby nie fakt, że wciąż paliły
go policzki, z pewnością wmówiłby sobie, że wszystko mu się przyśniło. Pokręcił
z niedowierzaniem głową, w miarę jak jego uśmiech stawał się coraz szerszy, a
następnie wyrzucił pięść wysoko w powietrze w geście triumfu.
Kiedyś jeszcze będziesz moja!, pomyślał, po czym ruszył
biegiem za przyjaciółmi, nie bacząc na przyglądające mu się rozchichotane
włoszki.
♠
– Założę się o butelkę
Ognistej, że nie dasz rady rozłożyć namiotu bez użycia czarów! – wykrzyknął
James, wyciągając z torby worek grzechoczący częściami niezbędnymi do
postawienia schronienia mającego im służyć przez najbliższe dwa tygodnie.
– Niedoczekanie! Jestem
przekonany, że zrobiłbym to lepiej od ciebie – odparł Black, wyraźnie
podpuszczając Rogacza.
– Czyżbyś sugerował, że
sobie z tym nie poradzę?
– Tak właśnie sądzę –
odparł Łapa, wzruszając ramionami.
Remus przysiadł nieopodal
na ziemi, blisko linii lasu rozpoczynającej się za ich parcelą, z pobłażaniem
przyglądając się rozgrywającej się przed nim scenie. Obciągnął rękawy bluzki,
żałując, że nie może się jej pozbyć. Słońce prażyło go w plecy, co tylko
eskalował czarny materiał. Westchnął, bezwiednie drapiąc pokryte po ostatniej
przemianie strupami przedramiona, niby mimochodem przyglądając się dziewczynom
na sąsiadującej parceli, które postawiły na pracę zespołową, dzięki czemu udało
się już uporządkować ekwipunek i właśnie, z drobną pomocą Antona, składały
stelaże.
Jeśli tak dalej pójdzie, to one skończą, zanim ci zaczną, pomyślał
Lunatyk, ukradkiem przyglądając się Skyler i promieniom słońca, które przedarły
się przez korony drzew, jakby tylko po to, by igrać w jej włosach.
– A właśnie, że dam radę! –
podjął Potter, zakasując rękawy. – Chcesz się założyć? – podjął, podchodząc do
Blacka z wyciągniętą dłonią.
Syriusz z ogromną radością
ją uścisnął.
– Powodzenia, bracie! –
dodał jeszcze, po czym zwalił się z głośnym śmiechem na miejsce obok Remusa,
wyrywając Lupina z zamyślenia.
– Zwykle nie daje się tak
łatwo podpuszczać – stwierdził, wyciągając nogi przed siebie i oparł jedną na
drugiej na wysokości kostek, podpierając się dłońmi za plecami. – Coś musi być
na rzeczy, bo chyba nawet nie zauważył, że właśnie się wrobił w samodzielne
składanie namiotu – dodał, po czym parsknął śmiechem. – Ciekawe, czy zdąży do
zachodu słońca... Teoretycznie można by jeszcze się założyć, czy dziewczyny
skończą szybciej, ale to chyba już przesądzona sprawa – dopowiedział Black,
przyglądając się, jak z pomocą Paxtona stawiały kolejne etapy konstrukcji, a
Potter dopiero zdołał wysypać na trawę zawartość torby i od dłuższej chwili
przyglądał się jej uważnie, raz na jakiś czas podnosząc tę lub inną część i
zastanawiając się nad jej umiejscowieniem w konstrukcji.
– To co, dajemy mu godzinę?
– spytał Remus, rozbawiony zaistniałą sytuacją, lecz co pewien czas, niby mimochodem,
spoglądając w stronę dziewcząt. – A gdzie jest Peter? Chyba powinien już tu
dotrzeć, prawda? – Spojrzał na zegarek.
– Mamy się z nim spotkać
przy recepcji po meczu otwarcia. Cwaniak. Wywinie się od rozbijania obozu.
Chociaż, jakby nie patrzeć, my dwoje też się zbytnio nie narobimy – dodał
jeszcze Black, po czym wybuchł gromkim śmiechem i położył się na trawie,
uprzednio podkładając sobie torbę pod głowę. – I jak ci idzie, bracie? –
spytał, z niekrytym rozbawieniem patrząc na Jamesa, któremu właśnie skrzętnie
poskładane rurki wypadły z rąk, a przynajmniej połowa ponownie rozpadła się na
części.
– Świetnie – odparł
sarkastycznie Potter, rzucając Łapie nieprzychylne spojrzenie.
– A wy nie pomagacie? –
spytał nagle Anton, niezauważalnie znalazłszy się tuż obok.
– Nie. Zasadniczo wygrywamy
pewien zakład, więc bylibyśmy wdzięczni, gdybyś i ty trzymał się od tej
wielkiej budowy z daleka – odpowiedział szybko Syriusz, jakby w obawie, że z
pomocą Paxtona James jednak sprosta wyzwaniu.
Anton tylko wzruszył
ramionami, postanawiając nie mieszać się w zakład. Zapowiadało się, że
najbliższe dni przyjdzie im spędzić wspólnie, a Paxton planował za wszelką cenę
unikać konfliktów mogących popsuć im wszystkim humory.
– Mieszkacie tylko w
trójkę? – dodał jeszcze, jakby od niechcenia, przysiadając obok Remusa, zwrócony
twarzą w stronę parceli dziewcząt. Ich namiot został rozłożony, a Lily, Skyler
i Meredith przed momentem zniknęły w środku. Serce ścisnęło się Antonowi w
dołku, gdy dobiegł go perlisty śmiech.
– Nie, brakuje jeszcze
Petera, ale powinien do nas dołączyć wieczorem – do rozmowy włączył się Remus.
– A dlaczego pytasz? – spytał, czując, że gdzieś tu kryje się drugie dno.
– Z czystej ciekawości. Co
prawda dopadły mnie pewne problemy z kwaterunkiem, lecz ostatecznie jakoś udało
mi się je zażegnąć. Całe szczęście, że właściciel pola znalazł dla mnie jeszcze
wolny kawałek ziemi. Jakby to powiedzieć... Siostrzano-braterska solidarność
nakazuje, abym przynajmniej przez pewien czas unikał i otwarcie mieszał z
błotem potwora, który skrzywdził Meredith. Niestety sprawę trochę komplikuje
fakt, że jest moim najlepszym przyjacielem i planowaliśmy ten wyjazd wspólnie...
Wiesz, jako zakończenie wspólnej drogi. Pewnie mnie rozumiecie, prawda?
Syriusz rzucił mu sceptyczne
spojrzenie, aż krzyczące: bracie, tak
bardzo mnie to nie obchodzi, że chyba już bardziej nie może!, lecz Paxton
nie dostrzegł, nie zrozumiał lub zwyczajnie postanowił zignorować przesłanie.
– Wiem, że pewnie wcale was
to nie obchodzi, ale musiałem z kimś porozmawiać. Nikomu nie życzę straty
przyjaciół. Nawet nie wiecie, jak strasznie wam w tej chwili zazdroszczę. Zawsze razem, na dobre i na złe! – dodał
tonem tak bardzo odmiennym od używanego wcześniej. – Pozostaje tylko nadzieja,
że to tylko przejściowe. Chociaż wiem, że moja relacja z Chuckiem już nigdy nie
będzie taka sama. Nie po tym, czego się o nim dowiedziałem – zakończył cierpko,
po czym westchnął. Wstał z ziemi i otrzepawszy się, zarzucił torbę na ramię.
– Proszę, dopilnujcie, żeby
dziś nie spotkało jej już nic złego – dodał ze smutkiem. – Niestety nie wiem,
na ile można zaufać taktowi Pottera... Niby mam świadomość, że nie zdawał sobie
sprawy z tego, jaką lawinę wywoła jego komentarz, ale mimo wszystko… Wolałbym,
żeby to się już nie powtórzyło – podsumował Anton, po czym wyszedł na ścieżkę i
odszedł.
W trakcie rozmowy Remusa z
Antonem Jamesowi udało się poczynić pewne postępy. Dumny z siebie, podszedł do
przyjaciół, ruchem dłoni prezentując „zachwycającą” budowlę, jaką właśnie udało
mu się postawić własnymi rękoma. A przynajmniej taką wiadomość niosła duma
wymalowana na jego twarzy.
Remus przybliżył się
niepewnie do powstałego potwora i szybko okazało się, że całość trzymała się
wyłącznie na słowo honoru, a każdy najmniejszy ruch drążkami prawdopodobnie
spowodowałby zawalenie konstrukcji. Lunatyk pokręcił głową z pobłażaniem i
założył odciągi, przez Jamesa uznane za zbędny dodatek, jaki przypadkowo
zaplątał się do torby z namiotem.
Już po chwili ich przyszłe
schronienie zostało postawione i dało się wejść do środka. Lupin pochylił się i
przeszedł przez otwór, by schować torbę. Kiedy znalazł się we wnętrzu, ze
zdziwieniem zauważył, że bez większego problemu potrafił się wyprostować, i że
pomieszczeniu ma powierzchnię podobną do tej, jaką zajmowało ich dormitorium.
Choć Remus sądził, że wstyd
to przyznać, w swoim krótkim życiu nigdy nie spędził wakacji pod namiotem.
Gdzieś w zakamarkach pamięci kłębiły się przebłyski z górskich wypraw rodziców,
kiedy on sam był jeszcze za mały, by samodzielnie przebywać tak długie i
zdradliwe trasy, że tata nosił go na plecach zawiniętego w coś na kształt
kokonu. Nawet wtedy raczej zatrzymywali się w schroniskach, żeby nie musieć dźwigać
ze sobą całego ekwipunku niezbędnego, by rozbić obozowisko. A później, gdy
podrósł... Odkąd jego życie uległo nieodwracalnej zmianie, a mały futerkowy
problem stał się faktem ciążącym Lupinom na duszach, ojcu przeszła jakakolwiek
ochota na wakacyjne wojaże.
Dlatego też teraz Remus z
zaciekawieniem rozglądał się wkoło, a jego wzrok padał na przeróżne części
domowego wyposażenia porozrzucane po podłodze. Najwyraźniej nadal istniało
kilka nierozwiązanych problemów. Wyciągnął różdżkę z kieszeni i cicho
wymawiając zaklęcia, powkładał sztućce do szuflad, poustawiał poprzewracane
krzesła, posklejał ceramiczne skorupy na powrót w talerze i kubki.
– Wygląda na to, że jeszcze
pół dnia przed nami! – powiedział rozentuzjazmowany James z szerokim uśmiechem
na twarzy, który właśnie pojawił sie obok Remusa. – To co robimy?
– Ja to bym poszedł na ten basen, o którym
mówił… – stwierdził Syriusz tonem, jakby właśnie zadecydował za nich wszystkich
i momentalnie pochylił się nad torbą w poszukiwaniu kąpielówek.
Remus westchnął, żałując,
że i on nie ma możliwości wskoczyć z przyjaciółmi do chłodnej wody. Zamiast
tego wyciągnął „Boską komedię” i okulary przeciwsłoneczne.
– Wiesz, Luniaczku… Zawsze
trochę od nas odstawałeś ze swoim zamiłowaniem do książek, ale teraz mogę
śmiało stwierdzić, że chyba do reszty straciłeś rozum – stwierdził James,
zakładając koszulkę i ze zdziwieniem przypatrując się tomiszczu w rękach
Lupina.
Syriusz, który wyłonił się
właśnie zza prowizorycznej zasłony z prześcieradła, spojrzał na przyjaciela i z
trudem powstrzymał się od parsknięcia śmiechem. Chociaż wiedział, że Remus nie
miał innego wyboru, fakt, że wyglądał bardziej jakby wybierał się na grzyby w
Wielkiej Brytanii, niż na basen w Toskanii, wydawał się Blackowi niezwykle
komiczny. Równocześnie współczuł Lupinowi, że nie może zachowywać się równie swobodnie,
co on sam i James, choć zależało to wyłącznie od podjętej kiedyś decyzji, nie
od realnej potrzeby.
Łapa wątpił, że gdyby to
jego spotkała taka ogromna tragedia, zacząłby żyć według podobnych zasad. W
przeciwieństwie do Remusa, ostracyzm społeczny niewiele go obchodził. A już na
pewno nie odtrącałby wszystkich wkoło, tylko po to, by tajemnica pozostała
bezpieczna. Taka jednak była decyzja Lupina i wszystkie dotychczasowe próby
przekonania go, że nic się nie stanie, jeśli choć na chwilę opuści gardę,
spełzły na niczym.
Syriusz zrezygnował z
jakiejkolwiek próby przemówienia przyjacielowi do rozsądku i przerzucił ręcznik przez nagie ramię.
– To co? Idziemy? – bardziej
zakomenderował, niż zapytał Syriusz. – Trzeba wykorzystać sytuację, panowie! –
dodał, po czym zaśmiał się krótko, wychodząc z namiotu.
Lupin pokręcił sceptycznie
głową, wywracając oczyma, rozbawiony widokiem Syriusza idącego powoli zblazowano-arystokratycznym
krokiem ścieżką, świecąc nagą, bladą klatką piersiową i pozdrawiając mijające
go dziewczyny:
– Ciao, bella!
♠
Skyler wystawiła twarz do
słońca, rozkoszując się gorącymi promieniami padającymi na jej skórę. Zamknęła
oczy i gdyby nie odległe śmiechy oraz nawoływania, mogłaby poczuć się jak w
domu.
Jej myśli wybiegły w stronę
wieczornego meczu otwarcia, rozegranego pomiędzy gospodarzami a Syrią, która
wygrała poprzedni turniej. Skyler żywiła nadzieję, że rozgrywki okażą się
równie emocjonujące, co cztery lata temu, kiedy wraz z dziadkami krzyczała ile
sił w płucach, dopingując Australię w finałowym meczu. Nie dało się ukryć, że
Mistrzostwa Świata prezentowały o wiele wyższy poziom niż Liga Brytyjska.
– Ciao, bella!
Głos Blacka wyrwał ją z
zamyślenia i sprawił, że spojrzała w stronę Syriusza. Chenal zaśmiała się
głośno, kiedy zauważyła, jak jedna z trójki mijających go dziewcząt o typowo
śródziemnomorskiej urodzie, otaksowała Blacka od stóp do głów, po czym prychnęła
i uniosła wysoko podbródek.
Skyler swoim zachowaniem przyciągnęła
wzrok Huncwotów. Niewiele obeszło ją pełne przygany spojrzenie Syriusza,
ale reakcja Remusa, który momentalnie
odwrócił głowę w drugą stronę i przyspieszył kroku, niezmiernie ją zasmuciła.
Remusie Lupinie, czemu musisz być tak cholernie uparty?,
pomyślała, przeczesując włosy palcami. Gdybyś
tylko miał pojęcie, jak bardzo żałuję, że pozwoliłam ci wybrać…
Właśnie, Remusie, czemu?
OdpowiedzUsuńMistrzostwa swiata juz zaczęły sie ciekawie. Mam nadzieje, ze nic temu nie przeszkodzi. To naprawde wielkie wydarzenie i nie tylko sportowe xD nawet nie chodzi tylk o to, ze Lily pocałowała jamesa w policzek, ani o zaklad, tylko o caloksztlalt, zapowiada się bowiem świetna zabawa i liczę, ze bedzie sie działo xD . Ciekawe, czy syriusz będzie mocniej podrywał Włoszki, mam nadzieje, ze jednak nie xD W tym rozdziale zauważyłam, ze dosc mocno miesalas z podmiotami, szczegolnie na poczatku, koedy pisałas z perspektywy jamesa, głownie, ale czasem wspominałaś tez o Syriuszu lub Wlochu, a nie było to odpowiednio zaznaczone. napisałas tez Włoszki z małej litery. Zapraszam do mnie na nowy rozdział, zapiski-condawiramurs
Dziękuję gorąco na komentarz, postaram się przebrnąć przez rozdział raz jeszcze i poszukać błędów, o których napisałaś.
UsuńPozdrawiam cieplutko,
maxie
Moze zaczne od tego, ze czytam glownie mobilnie i nie komciam. A czytalam juz pierwotna wersje bloga, wiec jestem tu dosc dlugo :) przepraszam za brak polskich znakow
OdpowiedzUsuńRozdzial bardzo mi sie podobal. Nie jestem fanka tego typu kreacji Lily i Jamesa, po prostu wole ich w bardziej "pazurzastej" wersji, natomiast tutaj nie przeszkadza mi ten taki ich "spokoj", bo jest naprawde dobrze napisany.
Natomiast Remus <3 nigdy wczesniej na blogach nie polubilam Remusa tak bardzo. Jest naprawde cudny! Brak mi slow
Caly rozdzial byl mega przyjemny, fajnie, ze cos sie dzieje, Syriusz tez super wyszedl
Pozdrawiam i zycze weny :)
Oj, nie znudziło Ci się jeszcze to krzyczenie „Evans, umówisz się ze mną?” i ciągłe kłótnie tej dwójki?
UsuńDziękuję za Remusa, strasznie miło mi to czytać ;)
Dziękuję za komentarz i pozdrawiam gorąco,
maxie
Hej ;)
OdpowiedzUsuńTak to jest, wszystko załatwia się czarami a jak przyjdzie coś zrobić samemu to się okazuje, że ma się dwie lewe ręce ;P Na szczęście namiot stoi, oby ustał do końca ;P
Co do Paxtona, mogłabym powtórzyć myśl Syriusza 'Bracie, tak bardzo mnie to nie obchodzi, że chyba już bardziej nie może!' Żalił się jakby mu zdechł chomik, niech się weźmie w garść i będzie prawdziwym facetem!
Szkoda Remusa... Nie dziwie się, że ma wiele obaw, w pełni go rozumiem, bycie wilkołakiem nauczyło go pokory, ale przydałby mu się ktoś kto wprowadziłby mu do życia trochę słońca, np. taka Skyler ;P
Weny i huncwotów ;)
niecnimarudersi.blogspot.com
To nawet nie chodzi o dwie lewe ręce, tylko o to, że James miał to zrobić pierwszy raz w życiu. Wiesz, trochę jak każdy mężczyzna, stwierdził, że mimo to nie potrzebuje znać instrukcji, by sobie porazić. I jak wszyscy dobrze wiemy, kończy się to różnie ;)
UsuńPaxton jest zupełnie inny niż Huncwoci, może to dlatego, Powolutku wprowadzam postać, która z założenia miała otrzymywać o wiele więcej czasu antenowego, przynajmniej w późniejszej części opowiadania. Zobaczymy, może jeszcze się do niego przekonasz ;)
Dziękuję za komentarz i pozdrawiam gorąco,
maxie
Mam nudny poranek w pracy i właśnie sobie przypomniałam, że jeszcze nie skomentowałam tego rozdziału. W porę.
OdpowiedzUsuńJak ja nienawidzę rozkładać namiotów! Wcale się nie dziwię, że oni też się od tego wykręcali. I nie chodzi mi o samą czynność, o ogarnianie tych drutów, śledzi i innych, ale o sam fakt, że jesteś już na miejscu i zamiast odpocząć, trzeba się zajmować takimi rzeczami i - co dla mnie osobiście jest najgorsze! - przyzwyczajać do pająków i robali.
Lubię takie wydarzenia, pamiętam też, że strasznie mi się to podobało w Czarze Ognia, tym bardziej, że ja ogólnie jestem wielką fanką sportu i wydarzeń sportowych. Ludzie mogą się spotkać i wspierać zawodników, i na ten moment, obojętnie jakie mają poglądy, jakie ich łączą relacje, sprzymierzają się, żeby kibicować swoim. Jestem mega ciekawa następnego rozdziału, bo jak wiadomo, takie sytuacje mogą powodować kiełkowanie nowych uczuć. XD
Lupin jest głupi. Uwielbiam go, ale jest głupi. Tym stwierdzeniem zakończę mój wywód.
Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział. :)
A ja tam nawet lubię, rozkładanie namiotów jest w zgodzie z moją analityczną duszą ;p
UsuńPrzeczytałam gdzieś kiedyś ile przeciętnie zjadamy owadów ciągu roku i powiem szczerze, że jest to przerażająca informacja. A oczywiście każdy wyjazd na łono natury zwiększa tę liczbę.
Dziękuję gorąco za komentarz i pozdrawiam cieplutko,
maxie
Hej Moja Droga!
OdpowiedzUsuńżeby nie było, ja już dawno przeczytałam... tylko oczywiście się nie zebrałam, żeby skomentować i tak to jest...
Ja już to mówiłam, ale powtórzę, że bardzo lubię powoli rozwijającą się sytuację między Jamesem i Lily. Naprawdę uważam, że to tak właśnie było ;) No i równie bardzo lubię Twoich huncwotów. Są bardzo autentyczni.
No... a tak to tyle. Czekam bardzo na następny rozdział i ciąg dalszy mistrzostw! Mogę Ci podsunąć pomysł, że Skyler mogłaby mieć akurat okres i wyszłoby tak, że ona i Remus musieliby siedzieć we dwoje na brzegu podczas, gdy ich znajomi pluskaliby się w wodzie. Huehuehue :D
Pozdrawiam! :*
Dziękuję za miłe słowa :)
UsuńNie wpadłabym na takie proste rozwiązanie, ale nie sądzę, bym miała z niego skorzystać. Wciąż zbieram się mentalnie do rozpoczęcia kolejnego rozdziału, żałując, że jednak wprowadziłam coś takiego jak mistrzostwa.
Pozdrawiam gorąco,
maxie
Cześć! Niedawno tutaj trafiłam i jestem zachwycona :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam Twój styl pisania, a całość opowiadania jest... magiczna!
Strasznie podobają mi się starania Jamesa o Lily, taki Remus, jakiego opisujesz. Tylko wciąż mi mało Syriusza <3
Z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały!
Dziękuję bardzo za ciepłe słowa :)
UsuńPozdrawiam gorąco,
maxie
A ja myślałam, że może Remus zostanie ze Skyler, a dziewczyny pójdą nad wodę, o ja naiwna... :P Remus wspaniały jak zawsze! Nieustannie jest mi go szkoda za te wszystkie zakazy, które na siebie nakłada.
OdpowiedzUsuńTylko ten wywód Lily o tych wspaniałych widokach i płacz, że ich nie zapamięta... to mi nie siadło, ale może dlatego, że takie reakcje zupełnie nie są w moim stylu i nie rozumiem, jak można się wzruszać ładnymi widokami :P
Czekam na kolejną notkę!
Pozdrawiam :)
Oj można, piękne widoki czasem potrafią odebrać dech ;)
UsuńDziękuję gorąco za komentarz i pozdrawiam ciepło,
maximilienne
kiedy coś nowego??? może jakiś prezencik z okazji pierwszego śniegu? :p
OdpowiedzUsuńMimo że widzę, że większość z Was jest na nie, zabrałam się za poprawki, bo przyznam szczerze, że wyjątkowo nie gra mi to, co teraz się dzieję i trochę mnie to blokuje przed pójściem dalej. Ale spokojnie, to nie są jakieś duże zmiany, nie będzie trzeba czytać od nowa ;)
UsuńZobaczymy, może na Mikołaja się coś uda? ;)
Pozdrawiam gorąco,
maxie
Zazwyczaj jestem tylko cichą, czytającą blogi obserwatorką ale zdecydowanie warto docenić trud jaki wkładasz w to opowiadanie!
OdpowiedzUsuńDziś odniosę się do całości. Na początku chciałbym pogratulować Ci bardzo dojrzałej kreacji bohaterów. Uwielbiam Twojego Remusa, jest taki jak być powinien, taki jak u Rowling (nie, nie słodzę! gryzie mi się wizerunek Remusa, który umawia się z jakąś Gryfonką i jest gdzieś na drugim planie). Wykreowałaś nieszablonową Lily, ona nie jest denerwująca, nie patrzy na James i myśli "aleonjestsexowny". Podoba mi się muzyka, to że słucha jej właśnie Lily i to ona umie śpiewać. Dobrze że James i Lily nie odstawiają szopek przed całą szkoła, lubię ich takich "spokojnych" - a zachowanie Jamesa w dzisiejszym rozdziale jest świetne. Rozumiem jego reakcje i to że wkręcił go Syriusz, a myśląc o Syriuszu, przypominam sobie twoją scenę kupowania motocyklu, brawa dla Ciebie! (zazwyczaj jest to pomijane, a wydaje mi się, że to jeden z atrybutów Blacka). Peter jest na drugim planie, dobre posunięcie (chociaż liczę, że wspomnisz jak przeszedł do Czarnego Pana). Wielki plus za historie Skyler i Meredith (dobrze, że nie mają na imię Kate i Ann) + #DorcasjakoniemiłośćżyciaSyriuszaBlacka!
Uwielbiam twoje opisy i mam nadzieję, że w następnych rozdziałach dodasz więcej akcji (czasem jest zbyt spokojnie).
Na sam koniec: DUŻO WENY! Masz ogromny potencjał i pomysł na historię(co nie zawsze się zdarza). Czekam na kolejny włoski rozdział! c:
PS. Będę komentować!
PS2. Prócz każdej sceny kręcącej się wokół Remusa, to kocham szlaban L&J w szklarni!
PS3. KOCHAM TWOJE SZABLONY!
UsuńDziękuję przeogromnie za bardzo miły komentarz!
UsuńDziękuję, szczególnie że Remus to również moja ulubiona postać. Początkowo się jej bałam, obawiając się, że nie będę umiała się w niego wczuć, a koniec końców, to właśnie o nim pisze mi się najlepiej.
I naprawdę wiele dla mnie znaczy, że moja kreacja Lily i Jamesa przypadła Ci do gustu :)
Peter może hasa sobie głównie po drugim planie, ale pamiętam o nim, spokojna głowa! Oj doskonale znam te schematy i bardzo staram się ich unikać. A akurat imię Meredith jest dla tej postaci dość znaczące ;)
Wena się przyda. Właśnie kończę poprawki, więc trochę się tu zmieni, szczególnie w ostatnich rozdziałach.
Dziękuje raz jeszcze za wszytskie miłe słowa i pozdrawiam gorąco,
maximilienne