Podróż do wujka Alpharda
mieszkającego w dalekiej Szkocji stanowiła dla Syriusza nie lada wyzwanie w
obliczu braku posiadania licencji na teleportację. Nie chciał upraszać o pomoc
pana Pottera, który zrobił dla młodego Blacka już wystarczająco wiele, by
zabrakło mu życia na podziękowania, a tym bardziej nie miał ochoty zwracać się
z prośbą Jamesa, ponieważ ten długo nie dałby Syriuszowi zapomnieć, że nadal
nie udało mu się zdać egzaminu. Wyprawa stała się bodźcem do podjęcia decyzji w
sprawie pewnego zakupu, planowanego przez Syriusza już od kilku lat. Następnego
poranka po rozmowie z panem domu, Black, co zupełnie do niego niepodobne,
obudził się nad wyraz wcześnie. Zgodnie z planem, układanym w głowie do późnych
godzin wieczornych, Łapa wyciągnął z szuflady szafki nocnej skórzaną sakiewkę,
po czym wsunął ją do kieszeni jeansów. Pokrótce poinformował przyszywaną mamę o
planach na dziś i uśmiechnąwszy się szeroko, wyszedł z domu w szary dzień.
Połać nieba całkowicie
przykryły chmury, sugerujące nie najlepszy termin na dłuższą wyprawę. Black
zbytnio się tym nie przejął i zamknął furtkę, stając na chodniku, po czym
machnął nad jezdnią dłonią trzymającą różdżkę. Prawie natychmiast zatrzymał się
przed nim wściekle fioletowy double-decker, zwany Błędnym Rycerzem,
przeznaczony wyłącznie do transportu czarodziejów. Black wsiadł do niego,
uiszczając należną opłatę za przejazd do Londynu u konduktora.
Wnętrze autobusu zadziwiało
swoją ekstrawagancją. Na obu piętrach stały różnorakie fotele i stoliki, a z
sufitu zwisał kryształowy żyrandol pobrzękujący złowrogo przy każdym zakręcie. Syriusz,
mający już kiedyś wątpliwą przyjemność podróżowania przybytkiem nocną porą,
wiedział, że po zapadnięciu zmroku cały sprzęt znajdujący się na dolnej
kondygnacji transformowano w łóżka, które, choć nie wyglądały, okazały się
nawet wygodne.
W niesłychanie szybkim tempie Black
dotarł do Londynu, w międzyczasie zabawiając starszą, acz niezwykle elegancką
czarownicę zmierzającą do Bristolu. Przeszedł przez Dziurawy Kocioł, po czym
stuknął różdżką w ceglany mur na zapleczu, który rozstąpił się przed Łapą,
ukazując przejście na ulicę Pokątną.
Miejsce to, zawsze tak pełne
życia, dziś świeciło pustkami. Gdzieniegdzie pod ścianami przemykały małe
grupki bądź też, znacznie rzadziej, pojedyncze osoby, marzące wyłącznie o tym,
by ponownie schronić się w domostwach. Niektóre witryny sprawiały wrażenie,
jakby sklepy, do których przynależały, zostały nagle opuszczone. Szkło wyraźnie
się zakurzyło, a wystawy pozostawiono w stanie niepozwalającym określić, czy
nie zostały dokończone, czy może raczej porzucone w trakcie rozbierania. Inne
okna natomiast wciąż były oklejone napisami ostateczna
wyprzedaż lub likwidacja. W
powietrzu wręcz unosił się strach. Łapa przyspieszył kroku, zmierzając do
gmachu banku Gringotta, majestatycznej budowli majaczącej na końcu ulicy
Pokątnej.
Gobliny zdawały się jeszcze
bardziej podejrzliwe niż zazwyczaj, mimo że tylko chciał wymienić galeony na
mugolskie pieniądze. Prawdopodobnie ich nieufność wiązała się z faktem, że Black
nie posiadał swojej skrytki, a całe jego oszczędności znajdowały się w
skórzanej sakiewce. No, może jeszcze kilka sykli znalazłoby się w zakamarkach
szkolnego kufra.
Opuścił Pokątną i double-deckerem
skierował się na obrzeża Londynu, gdzie mieścił się komis samochodowy. Black
znalazł dla siebie idealny motocykl; niemalże taki, jak sobie wymarzył, choć
pewne części wymagały naprawy, ale dzięki temu przynajmniej cena znajdowała się
w jego zasięgu. Wszedł w jeden z pustych zaułków i ponownie wezwał Błędnego
Rycerza, jako że zapewne wywołałby pewne konsternacje wśród mugoli, gdyby tak
nagle zniknął, wsiadając do autobusu, którego nie potrafią dostrzec. Syriusz
miał szczęście, że pozwolono mu zabrać motocykl na pokład, oczywiście za drobną
opłatą.
Gdy dotarł do Doliny Godryka,
zbliżało się południe. Młody Black wzbudził nie lada zdziwienie, wysiadając z
magicznego pojazdu, ciągnąc za sobą motocykl. Panie domu spoglądały na niego
znad plewionych rabatek lub spomiędzy gałązek przycinanego właśnie żywopłotu. Black
grzecznie witał się z każdą z nich, w duchu śmiejąc się z zdziwionych min i
rozdziawionych ust. Pchnął furtkę, minął dom i postawił zakup w odległym kącie
ogrodu. Spojrzał dumny na motocykl, z odchodzącym miejscami lakierem, po czym
przykrył maszynę przygotowaną uprzednio plandeką. Pomachał Jamesowi, który
zamarł przy oknie na piętrze, jednak nawet ten gest nie wybrudził przyjaciela z
letargu zdziwienia. Syriusz zaśmiał się głośno i ruszył w kierunku domu.
Planował wrócić do ogrodu zaraz po obiedzie i zająć się naprawianiem swojego
cudeńka.
♠
Gdy James w końcu zwlekł się z łóżka i zszedł na
śniadanie, dowiedział się, że Syriusz wyszedł z samego rana i raczej nie wróci
przez cały dzień, dlatego zapowiadał się względny spokój, który Rogacz
postanowił poświęcić na planowanie wyjazdu.
Po posiłku usiadł przy biurku i wysypawszy na blat
wszystkie zgromadzone do tej pory zapiski, uparcie wpatrywał się w piętrzący
się przed nim bałagan. Powolnymi ruchami głaskał Iris po głowie, w duchu
licząc, że porządek zrobi się sam. Wyjazd na mistrzostwa zbliżał się wielkimi
krokami, a w Potterze narastało podniecenie, ale i podenerwowanie.
Dlaczego
Merlin nie obdarował mnie zdolnościami organizacyjnymi?!
James tonął w rozkładach, planach i rozlicznych
karteczkach, nie bardzo wiedząc, od czego zacząć. Co prawda trochę myślał już
nad tym w Hogwarcie, ale wtedy kończyło się to tylko na gdybaniu. I oczywiście
nie obeszłoby się bez wielu mniejszych lub większych pomyłek, na które teraz
nie mógł już sobie pozwolić.
Przez chwilę zastanawiał się, czy najrozsądniej nie
byłoby po prostu zacząć od nowa. Krok po kroku, bez pośpiechu. To kolejna wada
planu układanego w Hogwarcie, zbyt często coś go odrywało albo zwyczajnie się
nudził i później nie wiedział, o co chodziło w tej na wpół zapisanej myśli.
Westchnął, wyłamując sobie palce wyciągniętych
przed siebie dłoni. Szybko wsadził Iris do klatki, na co uszatka obdarzyła Rogacza
niezbyt przychylnym spojrzeniem. Zaklęciem opróżnił kosz na śmieci, po czym
zamaszystym ruchem zgarnął do niego wszystkie papiery zalegające na biurku.
Następnie rozciągnął na blacie pergamin na tyle duży, że zwisał żałośnie po obu
brzegach na dobre kilka cali.
Spojrzał na ilość wolnej przestrzeni i aż trochę
się zląkł, że jednak nie podoła. Lecz potem przemknęło mu przez myśl: Jestem James Potter i tak łatwo się nie
poddaję!
Podzieliwszy arkusz na prostokąty odpowiadające
podróży, zakwaterowaniu, wyżywieniu oraz ewentualnym miejscom, które mogliby
odwiedzić w okolicy, zatarł ręce i zaczął pojedynczo wyciągać kartki z kosza.
Te, mające jakiś sens, przepisywał do odpowiedniej rubryki.
Usłyszał zgrzyt otwieranej furtki do ogrodu,
dlatego wyjrzał przez okno i zamarł ze szklanką lemoniady w połowie drogi do
ust. Syriusz parkował właśnie swój
nowy nabytek, choć w nie najlepszym stanie i jakby odrobinę zbyt mugolski. Potter
spojrzał na przyjaciela z politowaniem, pokręcił z niedowierzaniem głową, po
czym wrócił do biurka.
Ku niezadowoleniu pani Potter, zamiast jak co dzień
zjeść przy rodzinnym stole, chwycił talerz z obiadem i ponownie zaszył się w
pokoju. Po niespełna godzinie z podwórka zaczął dobiegać stukot i inne
metaliczne dźwięki, co ponownie przyciągnęło uwagę Jamesa do widoku za oknem. Rogacz
spojrzał niepewnie na Syriusza majstrującego przy maszynie, licząc, że nie
zrobi sobie krzywdy przy tym zupełnie mu obcym przedmiocie, a następnie zamknął
okno i wrócił do pracy.
Kilka godzin później do syna zajrzała pani Potter i
aż zamilkła z niedowierzania. Nie sądziła, że kiedyś dane jej będzie zobaczyć Jamesa
tak pilnie zajmującego się nauką podczas wakacji. Postawiła na szafce nocnej
talerz z ciastkami i zamieniła szklankę po lemoniadzie na pełną, a następnie
oddaliła się, by to samo zanieść drugiemu synowi. Zamknęła cicho drzwi, nie
mogąc wyjść z podziwu, że James nie spostrzegł, że ktoś wszedł do pokoju.
Rogacz nawet nie zauważył, kiedy zapadł zmierzch. Syriusz
wpadł do pokoju, bez większych ceregieli rozłożył się na łóżku przyjaciela,
zaplatając dłonie pod głową.
– Nad czym tak pracujesz? – zapytał kpiąco. –
Wiesz, że na zadania masz jeszcze dwa miesiące? Chyba nie robi się z ciebie
drugi Lunatyk, co, bracie? Ten to już na pewno odrobił wszystko w ciągu
pierwszego tygodnia.
– Wyobraź sobie, że nie zajmuję się pracami
domowymi, Syriuszu – odparł James zmęczonym głosem, nie podnosząc głowy znad
rozpiski. Próbował właśnie rozwikłać, co miał na myśli pisząc: dowiedzieć się o cenę nieb. Najwyraźniej
notatka została urwana w połowie słowa, jeśli nawet sam autor nie potrafi się
domyślić, o co mogło chodzić. Może później na to wpadnie. James zmiął kartkę i
rzucił ją na stertę jej podobnych, piętrzących się obok bocznej ścianki biurka.
– W takim razie, może mnie oświecisz i zdradzisz mi
swój tajemniczy plan? – ponowił pytanie Syriusz, wzrokiem wodząc po tytułach
książek ustawionych w wysokim stosie na szafce nocnej Rogacza.
Quidditch
przez wieki, I ty możesz zostać trenerem, Kilkadziesiąt
trików ścigającego, Poprawna
pielęgnacja miotły sportowej i biografia Llelewyna Groźnego oraz
autobiografia Darrena O’Hare.
– Jak myślisz, jaki będzie najlepszy sposób
dostania się na mistrzostwa? – Głos Jamesa wyrywał Blacka z zamyślenia.
– Proponuję wypróbować mój motocykl! –
odpowiedział, jak na gust Pottera, nazbyt radośnie.
– Nawet gdybym sądził, że wzięcie czegoś, przy czym
majstrujesz ty sam, a nie ktoś, kto ma w tym doświadczenie, jest dobrym
pomysłem, to i tak jeszcze nie umiesz nim jeździć. I chyba trochę za daleko,
jak na podróż tym… czymś.
– Przecież żartowałem – prychnął Black, wyszarpując
ze stosu książkę dotyczącą pielęgnacji mioteł. – A tak na poważnie, to
najrozsądniejszym rozwiązaniem wydaje się wynajęcie świstoklika. Ewentualnie
podróżować przez sieć Fiuu. Zależy, co taniej wyjdzie w przypadku podróży
międzynarodowej – dodał, czytając opis znajdujący się na tylnej okładce, tuż
obok zdjęcia autora szczerzącego zęby w szerokim, sztucznym uśmiechu.
Gdy tylko Syriusz wspomniał o międzynarodowej sieci
Fiuu, do Jamesa dotarło znaczenie poprzedniej notatki. Dowiedzieć się o cenę nieb– niebieskiego proszku Fiuu! Sieć Fiuu,
polegająca na przemieszczaniu się pomiędzy kominkami za pomocą specjalnego
proszku wrzucanego w palenisko, ostatecznie mogła się okazać łatwiejsza w
zorganizowaniu, w szczególności, jeśli chodziło o podroż międzynarodową. W
przypadku świstoklika – zwyczajnie wyglądającego przedmiotu, zaczarowanego, by
o określonym czasie przenieść w wyznaczone miejsce wszystkich go dotykających –
formalności związane z przekraczaniem granic, o ile James wiedział, stawały się
bardziej problematyczne, a co za tym idzie, zwiększały koszta podróży.
Zweryfikować
koszta podróży! – zapisał James na
osobnym skrawku papieru, następnie trzykrotnie podkreślając, po czym przyczepił
kartkę do ściany, by na pewno o tym nie zapomnieć. Teraz żałował, że Syriusz
nie zdradził mu wcześniej swojego planu – mogli wspólnie odbyć podróż na ulicę
Pokątną.
– Kończysz już? Bo mam dla ciebie propozycję nie do
odrzucenia! – wypalił nagle Syriusz, odrzucając książkę, według niego pełną
bezsensownych bzdur, bo to, co znajdowało się na przejrzanych przez Blacka
pierwszych pięćdziesięciu stronach, spokojnie potrafiłby skrócić do jednej.
Energicznie zerwał się z posłania, odsuwając z zasięgu dłoni Jamesa kosz pełen
niezweryfikowanych kartek, a następnie zakręcił kałamarz. – No chodź, bracie! I
nie każ na siebie czekać. Zresztą, należy ci się chyba trochę odpoczynku. Plany
nie uciekną, a o ile się ostatnio orientowałem, do wyjazdu zostało jeszcze
prawie dwa tygodnie. Zdążysz wszystko zaplanować. Zdążysz! – dodał jeszcze,
siłą wyciągając Pottera z pokoju, nie bacząc na jego protesty.
James, choć początkowo się stawiał, ostatecznie dał
za wygraną, stwierdzając, że chyba rzeczywiście należy mu się trochę wolnego po
takim szaleńczym dniu.
– Co to niby za propozycja nie do odrzucenia? –
zapytał, gdy schodzili po schodach.
– Cierpliwości, bracie. – Syriusz, idący przodem,
odwrócił się do przyjaciela z tajemniczym uśmiechem.
– Nie. Nie wsiądę na to – zapewniał kilka chwil
później James, stojący przed wypolerowanym motocyklem. Ręce zaplótł na piersi,
a prawą stopą wystukiwał miarowy rytm. – Zapomnij. Nie ma szans. Czy ty w ogóle
umiesz na tym jeździć?
– Tak – odparł Syriusz. – Raczej tak. Chyba.
Przypuszczalnie. – Dodawał za każdym razem, gdy James rzucał mu spojrzenie
pełne niedowierzania i przygany.
Naprawdę
sądzisz, że dam się na to nabrać, Łapo?
– Czyżby jednak poprawną odpowiedzią okazało się nie? – spytał Potter, kręcąc ze
sceptycyzmem głową.
Syriusz już miał zaprzeczyć, kiedy Rogacz ponownie
rzucił mu ostre spojrzenie.
– W teorii – wyrzucił w końcu Black niczym
przyłapane na kłamstwie dziecko. – Ale to przecież nie może być takie znowu
trudne! – dodał, podchodząc bliżej maszyny i czule kładąc dłoń na siodełku.
– No nie daj się prosić, James! – zaczął ponownie Łapa,
wyciągając w kierunku Pottera kask ze wzorem brytyjskiej flagi.
– Tylko proszę, jedź ostrożnie. Jestem za młody, by
umierać – oznajmił w końcu Rogacz, wciskając na głowę kask.
Żywił tylko nadzieję, że decyzja nie skończy się
dla nich tragicznie. ale ostatecznie… Bez
ryzyka nie ma zabawy. Czyż nie to powtarzał za każdym razem, gdy decydowali
się na coś, czego nie do końca przemyśleli?
Podszedł niepewnie do maszyny, dźgając ją
wyciągniętym palcem. Syriusz aż zaśmiał się z tego komicznego gestu. Niepewność
przyjaciela wobec mugolskich przedmiotów, z jakimi stykał się po raz pierwszy,
zwykle przybierała niezwykle groteskowy wygląd.
Black chwycił rączki motocykla i wypchnął go na
ulicę Doliny Godryka, nad którą powoli szarzało niebo. Choć przez cały dzień
krzątał się wokół maszyny i sprawdzał, czy na pewno nadawała się do użytku, po
raz pierwszy zamierzał się nią przejechać. A co, jeśli James się nie mylił i
pomysł jazdy w dwójkę uchodził za niezbyt rozsądny? Przecież Syriusz zdawał
sobie sprawę z tego, że wtedy o wiele trudniej się prowadzi.
– Zaczekaj. Najpierw spróbuję sam. Masz rację,
jesteś zbyt młody, by umierać – zadecydował w ostatniej chwili, śmiejąc się
szaleńczo.
James nie miał pewności, czy ostatnie zdanie
wydawało mu się aż tak zabawne, czy raczej zwyczajnie panicznie się bał.
Łapa przełożył nogę przez siodełko, zapiął pasek
pod kaskiem, po czym, biorąc głęboki oddech, kopniakiem odpalił maszynę, która
zawarczała nisko.
Ze świstem wypuścił powietrze przez usta, a
następnie wrzucił bieg i powoli ruszył z miejsca, stopniowo dodając gazu. Syriuszowi
szło całkiem dobrze do chwili, gdy przyszło mu zawrócić i z niemałą prędkością
wjechał w stojący na chodniku hydrant, płosząc przy tym koty wylegujące się w
ogrodzie, sprawiając, że uciekły z głośnym miauknięciem.
James podbiegł do Syriusza wciąż leżącego na
chodniku i z uśmiechem wyciągnął ku niemu dłoń.
– No, przyjacielu… Wyczuwam, że z dzisiejszej
przejażdżki nici – dodał, powstrzymując śmiech, gdy zobaczył minę Blacka. James
prędko pozbył się kasku, po czym przeczesał palcami włosy, tak by wróciły do
wcześniejszego nieładu.
Gdy Łapa powoli doprowadzał się do porządku i
sprawdzał, czy przypadkiem nie uszkodził motocykla, Rogacz naprawił hydrant
zaklęciem Reparo.
– I pomyśleć, że przez chwilę naprawdę zrobiłeś mi
chęć na to, by się przejechać tą kobyłą. Choć teraz, po tym, co zobaczyłem,
wiem, że długo się nie odważę – stwierdził James, kiedy powolnym krokiem
wracali do domu.
– Jeszcze będziesz mnie błagał o taką możliwość,
gdy podrasuję to cacko tak, że zacznie latać! – obruszył się Syriusz,
pochylając się nad rączkami pchanej maszyny.
Przez ten krótki czas, kiedy jechał na motocyklu,
czuł się wspaniale. Jakby… wyzwolony. Od wszelkich
wspomnień i tego, co złe. W tamtym momencie nie liczyło się nic prócz wyrzutu
adrenaliny i dotyku wiatru na rozgrzanej emocjami twarzy.
Aktualizacja: 5 grudnia 2015.
Ha, pierwsza :) Notka wydaje mi się króciutka, ale dobre i to. W zasadzie nie wiem co mogę o niej powiedzieć. Podobał mi się fragment z odwiedzin na Pokątnej i opis opuszczonych sklepów, widać, że coś się dzieje. Z drugiej strony szkoda, że nie napisałaś o nikim więcej.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejną :)
Pozdrawiam gorąco!
Coś w tym jest, że ostatnie rozdziały powychodziły mi statystycznie krótsze.
UsuńNadrabiam czas antenowy Syriusza, bo w ciągu semestru nie poświęciłam mu zbyt wiele czasu. W kolejnym rozdziale też jeszcze trochę się z nim pomęczymy, ale już w następnym powinien się znaleźć wyjazd na mistrzostwa, więc znowu będziemy mieć gromadkę w komplecie ;)
Dziękuję za komentarz i pozdrawiam gorąco,
maxie
Huh, taki krótki rozdział ^.^ Ale za to cały o Łapie i Rogaczu :3
OdpowiedzUsuńJak tylko Syriusz pomyślał o dostaniu się do Alpharda i o tym, że nie ma licencji, pomyślałam TAK, SYRIUSZU, MOTOCYKL! No i bam, pojechał kupić :3
Jejku, ile ja bym dała za to, żeby zobaczyć Syriusza podczas targania motocyklu oraz podczas reperowania go! Rany, aż sobie to wyobrażam ^.^ Huh :D
Kto by pomyślał, że James zacznie planować formalności tak długo przed mistrzostwami :P Myślałam, że zostawi to na ostatnią chwilę :D
Tak mi się przyjemnie zrobiło po tym rozdziale ^,^ Chciałoby się tak posiedzieć z takim Łapą i z takim Rogaczem choćby przez godzinę.
Cóż, jako że alergia mi oczy wypala, to kończę :3 W każdym razie życzę dużo weny, czasu i ciepłych dni,
pozdrawiam!
Dla podkręcenia tego wyobrażenia, czuję się w obowiązku poinformować, że wszystkie prace naprawcze Syriusz wykonywał bez koszulki, bo to bardzo ciepłe lato było.
UsuńW zasadzie, to już były takie przebłyski, bo zaczynał planować jeszcze w Hogwarcie. Może gdyby chodziło o cokolwiek innego, zostawiłby to na ostatnią chwilę, ale quidditch...?
Dziękuję gorąco za komentarz i pozdrawiam,
maxie
Huuh, Syriusz bez koszulki, w upale, przy motocyklu... Kurde ^.^
UsuńRozdział ni sie podobał, bo było duzo Syriusza. Tylko ze ja byłam pewna, ze on jedzie do posiadłości wujka, bo w koncu tak dalas do zrozumienia na poczatku. Ale chyba chodziło Ci o to, ze pojechał po środek transportu, ktory mu to umożliwi. Jedno zdanie na koniec tego fragmentu wyjaśniłoby sprawę ;) w kazdyn razie mimo ze kupowanie motoru było dosc zwykła sprawa, opisalas to bardzo dobrze, i w jakis sposob było to magiczne. Podoba mi sie tez James i jego nagły zapał do tworzenia planu podróży, nie spodziewalabym się takich ambicji ;) to bylo cos :) ale i tak najlepsza była przejażdżka nmotocyklem. Strach jamesa, tego sie nie spodziewałam. Ale i fascynacja Syriusza. Mimo ze szybko sie skończyło, widac wyraznie, jak wielka frajdę mu sprawiła ta krotka przejażdżka. Ciekawe, kiedy cudeńko zacznie latać ;) czekam na nowosc
OdpowiedzUsuńW kolejnym też będzie dużo Syriusza.
UsuńPostaram się wprowadzić tę drobną poprawkę, gdy znajdę chwilę.
James nie tyle się boi, co ma pewne obawy, ale jak widać ostatecznie chciał machnąć na to ręką, stwierdzając: bez ryzyka nie ma zabawy.
A motor zacznie latać w kolejnym rozdziale ;)
Dziękuję bardzo za komentarz i pozdrawiam cieplutko,
maxie
Aaaaaa! Dlaczego mnie tam nie było?! Usiadłabym sobie pod drzewkiem, sączyła lemoniadę i jarała się Syriuszem...
OdpowiedzUsuńehem, to tego... może o rozdziale?
Przyjemny, leciutki, wakacyjny po prostu. Dużo moich cudownych misiaczków-pysiaczków, ale mało Remusa :'( Hahaha, James się czegoś boi?! Niemożliwe, hahaha. Dobra, to było niemiłe, ale i tak go kocham :P Ja chcę MŚ. Już, teraz, natychmiast. Ale poczekam, dla dobra wszystkich, żeby Rogaś zdążył wszystko zaplanować :D
Ale się rozpisałam, jak nie ja. Dziwne. To pewnie przez ten maj! Lubię wiosnę ^^ Pozdrawiam cieplutko~ Mała Mi
Remusa było dużo ostatnio, trzeba odpocząć ;P
UsuńDziękuję gorąco za komentarz i pozdrawiam cieplutko,
maxie
Mam ciągle przed oczami Pottera dźgającego palcem motor xD Oddałabym całe złoto Gringotta gdybym je miała, żeby móc zobaczyć jego minę jak patrzył na motor xDD
OdpowiedzUsuńA akcja z mamą Jamesa- znam to z autopsji :P Mamuśki zawsze dobrze myślą o swoich dzieciach, a potem wychodzi szydło z worka :P
Fajny rozdzialik, czekam na następny! <3
Ale przecież mama Jamesa wie, że ma w domu niezłe ziółko (a w zasadzie nawet dwa) :P
UsuńDziękuję gorąco za komentarz i pozdrawiam,
maxie
Rozdział był naprawdę przyjemny, chce się rzec, że beztroski, trochę w kontraście do tych ostatnich, które poniekąd nasycone zostały pewnego rodzaju grozą związaną z aktywnością śmierciożerców.
OdpowiedzUsuńPodziwiam Syriusza za to, że odważył się wsiąść na motor bez przygotowania i ogólnie samodzielnie zabrał się za jego naprawę. Pewnie mało kto dałby radę. Z drugiej strony jazda tym pojazdem zawsze wydawała mi się niezwykła: czuć ten wiatr we włosach i adrenalinę, jak to opisałaś w ostatnim zdaniu.
Mama Jamesa jest bardzo miła... przynosi mu ciasteczka... :( to było takie urocze! Swoją drogą ja też nienawidzę tego uczucia, kiedy mam świadomość, jak bardzo mało czasu mi zostało, a jednocześnie jak wiele muszę jeszcze przygotować. Całe szczęście, że Syriuszowi udało się rozładować tę napiętą atmosferę. Bardzo lubię tę dwójkę - są świetnymi przyjaciółmi, wydawałoby się, że na zawsze.
Pozdrawiam :D
Syriusz jest w temacie dość oczytany i kiedyś pracował w mugolskim warsztacie. Ale to tak na marginesie, ja na pewno też bym się nie odważyła :p
UsuńJakby nie patrzeć – oni są przyjaciółmi na zawsze.
Dziękuję gorąco za komentarz i pozdrawiam cieplutko,
maxie
Bardzo fajny rozdział, tylko mam jedno małe ale pisz motocykl a nie motor, skoro Syriusz jest takim wielkim fanem motoryzacji to powinien posługiwać się właśnie terminem motocykl. A tym czasem idę czytać kolejny rozdział. :)
OdpowiedzUsuńDziękuje za komentarz, poprawię, jak dojdę do tego rozdziału ;)
UsuńPozdrawiam gorąco,
maxie