Lily wracała wraz ze Skyler z biblioteki, w której
poszukiwały czegoś, co mogłoby się im przydać do wypracowania z eliksirów. Po
prawdzie w głównej mierze to Lily szukała, a Skyler poszła z nią w charakterze
asysty. Teraz, dźwigając naręcza podręczników, przemierzały zimne, kamienne
korytarze, zawzięcie rozmawiając o wyjściu do Hogsmeade, wioski zamieszkanej
wyłącznie przez czarodziejów. Kolejna wizyta miała mieć miejsce za trzy
tygodnie.
Lily zmarczyła nos, przewidując, że nie będzie to najlepsza
tegoroczna wycieczka – z powodu bliskości Walentynek znalezienie jakiegokolwiek
wolnego miejsca graniczyło z cudem. Zżerała ją paląca ciekawość, czy Meredith
zdecyduje się pójść na randkę z najlepszym przyjacielem Antona – wahała się nad
decyzją od prawie tygodnia. Choć Lily osobiście sądziła, że powinna się
zgodzić, było jej trochę przykro, że wtedy nie spędziłyby wyjścia wspólnie.
Wetchnęła lekko. Ostatecznie mogły kultywować tradycję we dwie – przeczekać około walentynkowy szum, pijąc piwo kremowe i
plotkując na temat pozostałych gości Trzech Mioteł.
Na zamkowym korytarzu nie było żywej duszy, ale w oddali
majaczył Prawie Bezgłowy Nick, stosunkowo prędko sunący
w ich stronę. Wyraźnie coś go zajmowało, bo nawet nie zatrzymał się, by
porozmawiać, jak miał to w zwyczaju – jedynie skinął im głową, mówiąc zdawkowe dobry
wieczór, po czym odpłynął w dal, momentalnie znikając
za ścianą. Lily początkowo dziwiło to, jak duchy przenikały przez przeszkody, i
za każdym razem, gdy obserwowała takie zachowanie, zamierała na krótką chwilę.
Po sześciu latach uczęszczania do Hogwartu przestało to na niej robić wrażenie.
Musiała prawie truchtać za idącą szybko Skyler –
popołudniami temperatura na korytarzach spadała jeszcze bardziej. Lily nic nie
mówiła, choć takie tempo ani trochę jej nie odpowiadało, bo wiedziała, że gdyby
nie ona, Skyler ruszyłaby biegiem, aby jak najszybciej wdziać na siebie
dodatkowy sweter. Doskonale rozumiała, że przyjaciółka chciała czym prędzej
znaleźć się w pokoju wspólnym. Czasami wydawało jej się, że mimo że Skyler
więcej lat spędziła na Wyspach Brytyjskich, nigdy nie zdołała się przyzwyczaić
do panujących tu temperatur. Zupełnie jakby było dla niej zimniej niż dla
pozostałych.
– Niewiele brakuje i, wychodząc na korytarz, będę brała
płaszcz – mruknęła Skyler przez zaciśnięte zęby, aby powstrzymać je od
szczękania.
– Zobaczysz, jeszcze trochę i zima się skończy – spróbowała
ją pocieszyć, choć trzęsła się jak osika; bardzo żałowała, że nie ubrała się
cieplej na tę wyprawę.
Na szczęście w końcu doszły do portretu Grubej Damy, otyłej
matrony w różowej, jedwabnej sukni. Jej zadaniem było strzeżenie przejścia do
wieży Gryffindoru. Po wypowiedzeniu hasła obraz odskoczył,
ukazując okrągłą dziurę, na tyle dużą, że dało się dostać przez nią do wnętrza
w pozycji niemalże wyprostowanej.
Z ulgą dostrzegła, że ogień wesoło trzaskał w kominku, a ich
ulubione miejsca na wysiedzianych kanapach i fotelach wciąż były wolne.
Uśmiechnęła się lekko, widząc, jak Meredith ich dla nich pilnowała, otoczywszy
się fortecą książek. Czym prędzej ruszyła w jej stronę. Z ulgą odłożyła stos książek na stolik. Obok przełożyła stertę
Meredith ze swojego miejsca, mimowolnie zerkając na tytuł widniejący na
okładce. Zastanawiała się, czy przypadkiem i jej nie przydałaby się ta książka.
Zmarszczyła lekko nos, widząc, że dotyczyły one opieki nad magicznymi
stworzeniami – chyba jedynego z przedmiotów, co do którego od początku była
przekonana, że nie miała zamiaru na niego uczęszczać.
Z błogim westchnieniem zapadła się w miękkie siedzisko obite
niegdyś kwistoczerwonym atłasem, teraz lekko już podstarzałym i poprzecieranym
w wielu miejscach. Sprężyny skrzypnęły pod nią głośno. Dopiero to oderwało
Meredith od skupienia nad swoją pracą domową.
– Och, to ty – Uśmiechnęła się lekko. – Już się bałam, że to
Melville – dodała, krzywiąc się lekko. Rozejrzała się wkoło. – Na niego taktyka
ignorowania działa zdecydowanie najlepiej.
– Melville? Jeszcze mu nie przeszło? – Zmarszczyła brwi.
Zaciekawienie walczyło w niej z rozbawieniem, ale nie chciała urazić Meredith.
– Przecież to już…
– Pięć miesięcy, wiem! W życiu nie sądziałam, że wpakuję się
w taką kabałę. A przecież to była tylko jedna randka. I to nawet nie dobra! –
stwierdziła energicznie, sięgając po swoją torbę leżącą przy jej stopach. – A z
drugiej strony… – podjęła, wyciągając z niej krem do rąk, który zaraz zaczęła z
namaszczeniem wcierać w dłonie, zupełnie jakby oddawała się jakiemuś tajemnemu
rytuałowi. – …od dłuższego czasu nie było żadnego incydentu, więc może
rzeczywiście już po sprawie. Zresztą słyszałam, że ostatnio zaczął krążyć wokół
Grety – dodała szeptem, nachylając się w stronę Lily. Wkoło rozniósł się aromat
migdałów.
– Musiałaś odetchnąć z ulgą.
– Żebyś wiedziała. – Sięgnęła po pierwszą książkę ze swojej
sterty i zaczęła ją kartkować. – Melville czający się nawet pod damską toaletą
nie należy do moich najlepszych wspomnień – prychnęła, wracając do pisania
pracy domowej.
Spojrzenie Lily przykuła Skyler, która, w grubym swetrze i z
naręczem podręczników, schodziła po schodach z damskiego dormitorium.
– Jaki dziś? – spytała Lily rozbawiona, gdy Skyler podeszła
bliżej. – O, z kangurem! – Lily zaśmiała się, gdy Skyler odłożyła książki na
stolik i obróciła się wokół własnej osi, rozkładając ręce. – Mój ulubiony!
Chociaż nie! Ten błękitny z koalą jest ładniejszy.
– Zaraz chyba napiszę do babci, żeby ci taki zrobiła –
stwiedziła Skyler, z impetem siadając po drugiej stronie Meredith.
Cała kanapa zadrzżała. Meredith, siedząca bliżej, aż
podskoczyła na swoim miejscu. W poprzek jej wypracowania pojawiła się długia
kreska.
– Skyler! – jęknęła ze złością, sięgając po różdżkę.
Skyler tylko wzruszyła ramionami, bawiąc się pierścionkiem z
perłą, zawieszonym na łańcuszku. W końcu nie stało się nic, czego nie można
łatwo naprawić.
– Marlena dalej siedzi sama – zauważyła po chwili Skyler,
wyrywając Lily z zamyślenia i wskazując podbródkiem w stronę blondynki w fotelu
pod zaszronionym, wysokim oknem.
– Najwyraźniej – skwitowała Lily gorzko. Gdzieś z tyłu głowy
czaił się niepokój, że to wszystko ich wina. Nie musiały się tak od siebie
odcinać od samego początku.
– Ile to jeszcze będzie trwało? – Skyler pochyliła się w ich
stronę, ściszając głos. – Przecież to już przeszło siedem miesięcy odkąd nie ma
Loreen… Ja wiem, że one były nierozłączne, ale mimo wszystko… Będzie smędzić za
nią do końca szkoły? Mogłaby już nie robić cyrków i się do nas dosiąść.
Przynajmniej nie siedziałaby sama jak palec. Swoją drogą, ciekawe dlaczego
rodzice zabrali Loreen.
– Skyler, zastanawiałaś się już nad tym chyba ze sto razy.
Może po prostu napisz do nich list i zapytaj? – prychnęła Meredith, odwracając
się w jej stronę. – Masz tylko pewność, że to związane z doniesieniami
prasowymi.
Urwała i wysuszyła atrament różdżką, przez cały ten czas
uporczywie wpatrując się w Marlenę skrobiącą piórem po pergaminie w odległym
kącie pomieszczenia. Najwyraźniej musiała aż poczuć na sobie wzrok, bo – ku
zaskoczeniu Lily – oderwała się od pisania i obejrzała się za siebie. Lily
momentalnie skupiła wzrok na pierwszej lepszej ksiażce, nieudolnie udając, że
wcale o niej nie rozmawiały.
– Wyobraź sobie, że twój mąż przynosi do domu gazetę, w
której możesz wyczytać, że sytuacja stale się pogarsza, ludzie giną, przestaje
być bezpiecznie. To chyba jasne, że będziesz chciała chronić swoją córkę przez
wciągnięcie jej z powrotem do społeczności mugoli, która jest ci znana i nagle
wydaje się o wiele bezpieczniejsza. Szczególnie że wyczytujesz, że im więcej w
tobie mugolskiej krwi, w tym większym niebezpieczeństwie jesteś – podjęła po
chwili Meredith, ściszając głos niemalże do szeptu. – Ty zrobiłabyś coś innego
na jej miejscu?
– Właśnie dlatego bardzo dokładnie dbam o to, by rodzice nie
mieli dostępu do Proroka – wtrąciła Lily cierpko, czując gorzki posmak na samą
myśl, jak zareagowały mama na wieść, jak się naprawdę sprawy maiały w magicznym
świecie.
Jeszcze wpadłaby na jakiś równie głupi pomysł co rodzice
Loreen. Albo co gorsza, zaczęłaby się obwiniać, że w ogóle posłała mnie do
Hogwartu. Albo o to, że płynie we mnie wyłącznie mugolska krew. Jakby to była
czyjakolwiek wina.
Westchnęła ciężko. Gdy Meredith wróciła do pisania eseju,
Lily sięgnęła po pierwszą książkę ze stosu. Rozłożyła ją sobie na kolanach, ale
zamiast zacząć szukać informacji, zapatrzyła się w ogień wesoło tańczący w
kominku. Płomienie sprawiły, że jej umysł stał się niczym pusta kartka, tak
bardzo podobna do pergaminu, który leżał przed nią, tylko czekający na
zapisanie. Jedynie w uszach wibrowały jej tony jednego z utwórów z nowej płyty,
którą dostała od Remusa na urodziny. Leżała teraz dołączona do reszty kolekcji
winyli w dużym pudle pod łóżkiem, tuż obok gramofonu. Remus za każdym razem podarowywał jakąś perełkę; coś, po co sama nigdy
by nie sięgnęła, a dziwnym trafem zawsze zakochiwała się w albumie niemalże od
pierwszych dźwięków. Melodia w jej głowie całkiem płynnie przeszła w jedną z
sonat Beethovena, a palce mimowolnie zaczęły taniec po krawędzi obicia kanapy,
jakby po klawiszach fortepianu.
Ze schodów prowadzących do męskiego dormitorium zbiegli
Huncwoci. Skrzywiła się, gdy hałas, jaki przy tym wywołali, wytrącił ją z
rytmu. Prychnęła, kiedy zobaczyła, jak James został zaczepiony przez dwójkę
pierwszaków, którzy wpatrywali się w niego z niemym zachwytem. Przeniosła
spojrzenie na Remusa, posyłając mu ciepły uśmiech.
Gdy wreszcie chłopcy zwalili się na wolne fotele, mogła
wrócić do przerwanej melodii. Spokój nie trwał jednak długo. Syriusz, ledwie
się rozsiadł, zaczął rozmawiać z Jamesem o quiddtchu. Niezwykle głośno
rozmawiać. Lily wywróciła oczami, przypatrując się, jak Peter wpatrywał się w
nich jak w obrazek i próbował zabrać głos, ale te małpiszony zawsze zdołały go zagadać, jeszcze zanim zdążył się odezwać.
Całe szczęście, że Remus wciągnął go w inną rozmowę. Przecież to można dostać
do głowy w takim towarzystwie! Nie przestając wygrywać melodii, Lily rozejrzała
się po pokoju wspólnym.
No pewnie, prychnęła. O to w tym wszystkim
chodziło. Nie mogli sobie rozmawiać o quidditchu w dormitorium, bo wtedy nie
mieliby publiczności. Wywróciła oczami.
Lily zapatrzyła się w ogień, starając nie ignorować to, co
działo się wkoło. Niestety głośna rozmowa Blacka i Pottera, prowadzona w taki
sposób, by ściągać na siebie uwagę, niezmiernie to utrudniała. Przed nią leżał
wciąż nietknięty pergamin i zakręcony
kałamarz, tylko czekające na to, by ich użyć – zamiast tego po raz kolejny
podjęła próbę dokończenia utworu. Kątem oka zauważyła, że James przyglądał się
jej o wiele dłużej, niżby sobie tego życzyła. Rzuciła mu karcące spojrzenie,
ale zdawał się tym nie przejmować, jak zwykle zresztą.
– Evans, umówisz się ze mną, jak zgadnę, co to za utwór?
Palce stanęły w pół nuty. Uniosła brew, zdziwiona, że się do
niej odezwał, przerywając próby skupienia na sobie uwagi wszystkich zebranych.
Przeniosła na niego wzrok i posłała mu spojrzenie tak pełne dezaprobaty, na
jakie tylko było ją stać. Z lekkim rozbawieniem zauważyła, że Syriusz miał
obecnie bardzo podobne odczucia co do zachowania Pottera.
Który to już raz w tym tygodniu? Trzeci? Czy raczej czwarty?
Westchnęła ciężko. No, ale taki upór to jest godny podziwu, że też go
ten napuszony łeb jeszcze nie rozbolał od walenia głową w mur… Pokręciła
głową, wywracając oczami.
– Nawet gdybym się zgodziła i tak nie zgadniesz – prychnęła,
racząc go przelotnym spojrzeniem, po czym przewertowała kilka kartek książki
trzymanej na kolanach.
– W takim razie co ci szkodzi? – Uśmiechnął się i zmierzwił
sobie włosy.
Spojrzała na niego i aż lekko ścisnęło ją w brzuchu. Zamiast
tego skrzywiła się nieznacznie. Przecież musiała się trzymać decyzji podjętej
prawie półtorej roku temu. Nie pozwoli się ugiąć jakiemuś pierwszemu lepszemu
krzywemu uśmiechowi.
– Merlinie, daj mi siłę… – powiedziała cicho. – Nie, Potter.
Nie złamię swoich zasad, nawet dla zakładu, który z pewnością bym wygrała –
stwierdziła, wracając do wertowania książki. Wolną ręką poprawiła kasztanowy
kosmyk włosów, który wysunął się zza ucha.
– To może chociaż umówisz się ze mną z okazji nadchodzących
walentynek? – spytał odrobinę zbyt głośno, z prawdziwie dziecięcą nadzieją w
glosie, lekko unosząc się z fotela, jakby gotował się do pochwycenia jej w
ramiona, gdy tylko się zgodzi.
– Umów się z nim wreszcie, Evans! – dobiegło ich prychnięcie
jakiegoś siódmoklasisty z drugiego końca pokoju. – Może wtedy da nam wreszcie w
ciszy spędzić wieczór!
– Widzisz, nawet oni się ze mną zgadzają – stwierdził James
z szerokim uśmiechem. – No umów się ze mną, przecież tak ładnie proszę… –
Przysunął się do niej wraz z fotelem.
Już wyciągał rękę, ale zanim zdążyła się dowiedzieć, jaki
właściwie był tego powód, odtrąciła ją. Ściągnęła brwi. Miała nadzieję, że nie
chciał zrobić czegoś głupiego, jak dotykanie jej twarzy.
– Potter, czy ty naprawdę nie potrafisz się poddać? –
Podniosła głowę i spojrzała mu w oczy.
Choć tego nie chciała, poczuła w sercu delikatny ucisk.
Liczyła, że kiedyś zniknie. Albo że James zrezygnuje. Jedno z dwóch. To jedyne
wyjście, była o tym przekonana. A przecież wcale nie lubiła kłamać.
– Po prostu odpuść – dodała najspokojniejszym tonem, na jaki
potrafiła się zdobyć, obawiając się, że przypadkowo się zdradzi.
Kątem oka zauważyła, że Remus uważnie się jej przyglądał,
udając, że wciąż słuchał Syriusza. Zacisnął usta, tak ledwie zauważanie, lecz nawet ta drobna różnica nie umknęła jej uwadze.
Wzdłuż kręgosłupa przebiegł jej dreszcz niepokoju. Wwiercał się w nią tymi
miodowymi oczami, ale nie potrafiła odczytać drzemiących w nich uczuć. Zupełnie
jakby on sam nie potrafił się zdecydować, czy bardziej mu jej żal, czy więcej w
tym dezaprobaty. A co, jeśli on już wie?, przebiegło jej przez myśl. A
jeśli on wie już od dawna? Albo co gorsza… od zawsze?
Naprędce pozbierała swoje książki i z udawaną złością
skierowała się do dormitorium.
– Ja się nigdy nie poddam, Evans! – James krzyknął za nią,
zwracając na siebie tym samym uwagę wszystkich zebranych. – Jeszcze kiedyś
będziesz moja!
Aktualizacja: 9 września 2016.
Zero komentarzy? Naprawdę? Takie cudo? Jak można?
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam, jestem zachwycona! Chętnie napisałabym komentarz, ale muszę się uczyć do jutrzejszego testu z fizyki! Obiecuje, że w weekend dodam komentarz do 1 i 2! Tym razem dotrzymam obietnicy!
Ale nie martw się, po świętach rzucam szkołę i zakładam plantacje marihuany, więc spokojnie będę nadążać z dodawaniem komentarzy! Chcesz ze mną?
Caluję stopy,
głópi Troll
No patrz, czekał prawie równo 12 godzin na komentarz, co w sumie i tak nie jest najgorszym wynikiem. Trochę mi żal, że przez tą przeprowadzkę straciłam kilku stałych czytelników, ale mówi się trudno, teraz już tego nie cofnę...
UsuńMoże jednak podziękuję, bo kto wtedy pisałby nowości? ;P
Pozdrawiam cieplutko :)
JEJ!
OdpowiedzUsuńKońcóweczka superowa, miodzio!
Świetnie czytało mi się ten rozdział, na serio :)
Czekam szybko na następny!
Lilka,
xoxoxoox
Dziękuję :) postaram się spiąć i dodać jeszcze w tym miesiącu, mam nadzieję, że przerwa świąteczna mi to umożliwi.
UsuńPozdrawiam :)
Tak sobie teraz myślę, że szlag mnie trafi, bo piszę ten komentarz trzeci raz. Za pierwszym razem, jeszcze w szkole, rozłączyło WiFi i nie dodało komentarza. Teraz jakimś cudem wszystko się wykasowało (przeskoczyłam tylko na YT).
OdpowiedzUsuńCóż, moja opinia się przez to co do bloga nie zmieni :D Jedynie problem internetów.
Tak czytałam sobie jeszcze przed chwilką ponownie ten rozdział i nadal utrzymuję, że mnie wprawia w jakiś taki błogi nastrój. Chyba przez to, że tam też jest pogoda raczej zimna, no i jakoś tak... Ten kominek ♥
Spodobało mi się, że już na początku przedstawiłaś stosunek nastolatków do siebie - przykładowo Lily do Jamesa czy Remusa bądź Petera do Huncwotów (co swoją drogą mnie trochę oburzyło - tak bezkarnie i 'na chama' wkraść się do ich kręgów. Jak tak jednak o tym myślę, może to ta cecha Twojego Gilzdogona wpłynęła na taką czy inną decyzje w przyszłości - chociaż, kto cię tam wie, co wymyślisz? ;D)
O ile dobrze pamiętam, w pierwszych rozdziałach nie określałaś dokładnie uczuć Lily do Pottera. Właściwie teraz tego tez dokładnie nie robisz, ale tak chyba bardziej nakreślasz... jakby to określić... nakreślasz jej stosunek do niego, o. Tak mi się wydaje, że tego w poprzedniej wersji nie było na początku, ale mogę się mylić.
Cóż, miałam coś jeszcze pisać, ale moja ostatnio ciągle zaspana i rozkojarzona głowa zapomniała tego czegoś.
W takim razie życzę Ci wszystkiego dobrego, dużo zdrowia, weny i czasu, dużo, dużo.
Pozdrawiam cieplutko =]
No nie wiem, czyli nie dość, że wyludniały, to jeszcze się psują? Coś się psują te internety ostatnio... Z bloggerem też się zaczynają jakieś dziwne problemy. Mam nadzieję, że nie będzie z tego drugiej wersji onetu...
UsuńGlizodgon nie będzie jakoś dogłębnie analizowany, bo nie jest postacią pierwszoplanową, ale zdradzę, że powody przyłączenia się do Czarnego Pana będą troszkę inne, niż to, że Huncwoci tak naprawdę nie byli jego przyjaciółmi.
Swoją drogą chciałam tu przedstawić wszystkie relacje, ale jakoś tak się w tym wszystkim zaplątałam, że resztę chyba opisze dokładniej w kolejnych rozdziałach. Tu ciężko mi by było to opanować, skoro siedzą mi wszyscy razem i myślę, że też utrudniałoby odbiór, jeśli ta zarzuciłabym informacjami. Ci mniej obeznani z książką mogliby się pogubić ;)
Ale są uczucia Pottera do Lily i to jest najważniejsze! :p Znaczy to co czuje Lily, dla niej samej jest mgliste i schowane pod kocem, ale to co robi James jest zbyt oczywiste, aby to pominąć, a ostatnio było to jedynie krótką wzmianką. Mam zamiar nakreślić to dokładniej jeszcze w kolejnym rozdziale.
To wszystko się przyda, dziękuję :)
Pozdrawiam gorąco :)
Chciałabym, żeby James zgadł nutkę, którą Lilka wystukuje palcami. Ona tak na niego podejrzliwie spogląda, a on się szeroko uśmiecha. To by było urocze. :3
OdpowiedzUsuńRozdział bardziej opisowy, ale nie zmienia faktu, że bardzo ładnie wszystko wyszło. ^^
Życzę weny i czasu na pisanie dalszych rozdziałów.
Pozdrawiam. :)
W sumie na początku tak było. Na samym końcu, ale w końcu z tego zrezygnowałam.
UsuńPozdrawiam i dziękuję :)
Świetny blog :) Strasznie mi się podoba długość rozdziałów. To tło jest wspaniałe! ♥
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do Liebster Blogger Award.
Pytania na blogu:
http://1dpomojemu.blogspot.com/
< W zakładce o nazwie konkursu>
Jejkuuu jak ja kocham Jamesa! Choć pewnie gdybym znała go osobiście, nie przepadałabym za nim xd jak widać prawie wszystkie dziewczyny się za nim oglądają (może z wyjątkiem Lily, która bardzo skutecznie udaje, że nic do niego nie czuje), każdy go lubi, a w dodatku jest świetnym zawodnikiem quidditcha.
OdpowiedzUsuńMimo wszystko mam nadzieję, że Lily ulegnie jego namowom i wybiorą się razem na randkę. Niestety przeczuwam, że to zajmie wiele czasu.
Ponadto jestem ciekawa, jak będzie wyglądała wycieczka do Hogsmeade.
Rozdział był naprawdę dobry, szczególnie zachwyciła mnie rozmowa panny Evans z Potterem. Genialny fragment.
Życzę weny, pisz szybko!! Pozdrawiam :)
James jeszcze bardzo się zmieni, co zresztą zostanie nakreślone w najbliższych rozdziałach. Cóż, na to, aby Lily się zgodziła trzeba będzie sporo poczekać, jako że nie jest to jeden z tych blogów, w których schodzą się już w piątym rozdziale ;P
UsuńMam nadzieję, że uda mi się jakoś szybko coś wyskrobać i podrzucić wam jeszcze przed końcem roku ;)
Pozdrawiam gorąco :)
Rozdział świetny :) Piękne opisy, dzięki którym łatwiej jest się wczuć w czytany tekst. No i końcówka najlepsza "jeszcze kiedyś będziesz moja". Bardzo mnie to cieszy, że Potter nie daje za wygraną :)
OdpowiedzUsuńA tak przy okacji to hej :) To ja Love, może mnie jeszcze pamiętasz z bloga http://pocalunek-lowcy.blogspot.com/, a piszę powiadomić cię że znowu zaczęłam pisać o Harrym Potterze (będę od nowa publikowała te stare rozdziały, bo tylko kilka ich umieściłam) . Tak więc serdecznie zapraszam na http://rozkosze-nocy.blogspot.com/
Potter nie może się poddać, przecież w końcu ją zdobył! ;P
UsuńPamiętam, pamiętam :) Och, to miło, że do tego wróciłaś, zajrzę tam w wolnej chwili :)
Pozdrawiam :)
Chcę kolejny! :c
OdpowiedzUsuńRobię co w mojej mocy...
UsuńPodoba mi sie ten blog. Skupiasz sie na opisie hogwartu i życiu w nim, co często jest przez twórców ff kompletnie ignorowane, skoro Rowling to wszytski opisała. A przecież nadaje to opowiadanie mie tylko wiarygodności, ale rowniez odświeża czytelnikom pamięć. No i potwierdza rzeczowość autora. Ponadto bardzo mi sie podoba sposob, w jaki opisujesz bohaterów, choc troche sie pogubiłam przy jednym z opisów, i nie wiem, kim jest Blair. Czy to nie jest meredith? To chyba błąd... W kazdym razie mimo ze nie lubię przedstawiania jamesa jako tego złego, u Ciebie chyba do końca tak nie jest, ale moge zrozumieć, czego lily sie boi. Aczkolwiek gdyby popatrzyła choćby na takiego quidditcha, to chyba zauwazylaby,ze James wcale mie zostawił swojej pasji... Cóż, jestem tez ciekawa, co z ta mugolska dziewczyna Suriusza? Jednak nic z tego nie wyszło? Mam nadzieje, ze poświęcisz mu wiecej czasu, gdyz to mój ulubiony Humcwot. Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy. Rzadko mozna trafić na tak doracowane opowiadania ff, a jednoczesnie posiadające duża dawkę emocji. Mam nadzieje, ze i Dorcas otworzy sie na resztę swoich współlokatorek.zapraszam do mnie, gdzie pojawiał sie pierwsza nitka o podobnej tematyce :) zapiski-condawiramurs.blogspot.com
OdpowiedzUsuńW poprzedniej wersji tego właśnie brakowało. Przyznam się, że pamiętania aby to napisać wcale nie jest łatwe, bo dla autora miejsca po których poruszają się bohaterowie są dość oczywiste i wręcz czasami zdarza się, że ma wrażenie, że wszyscy wyobrażają to sobie dokładnie tak jak on. A przecież tak nie jest! Nawet przy czytaniu książki z wyjątkowo dopracowanymi opisami może się zdarzyć, że czytelnicy różnie będą sobie wyobrażać dane pomieszczenie...
UsuńTak, Blair to Meredith i to tylko i wyłącznie mój błąd. Wynika on z tego, że w poprzedniej wersji tego opowiadania, ta bohaterka właśnie tak miała na imię i czasami z rozbiegu wpiszę nie to co trzeba... Tylko nie wiem jak to się stało, że ani ja, ani beta nie wyłapałyśmy tego oczywistego błędu. Już poprawiam, mam nadzieję, że to się więcej nie powtórzy.
Wątek Syriusza i mugolskiej dziewczyny przewinie się kilka razy, może nawet spisze na ten temat jakąś retrospekcję, ale jest to wątek, który zostanie utrzymany jedynie w jego przeszłości. Jednakże nie podzielam Twojego zdania, gdyż u mnie Łapa znajduje się dopiero na trzecim miejscu ;)
A James się będzie zmieniał, spokojnie. To tylko takie wprowadzenie, aby wytłumaczyć czemu Lily ma do niego takie a nie inne podejście. A pasja to co innego niż dziewczyna, więc raczej bym tego do siebie nie porównywała...
Postaram się kiedyś wpaść, mam nadzieję, że i Ty do mnie wrócisz ;)
Pozdrawiam gorąco :)
Po przeczytaniu tego rozdziału zrobiło mi się jakoś tak... radośnie. Siedzę teraz z uśmiechem od ucha do ucha, chociaż sama nie mam bladego pojęcia dlaczego. To przyjemne, kiedy tekst potrafi poprawić Ci humor ;)
OdpowiedzUsuńOpisy! Ja jestem ogólne osobą, która woli czytać rozmowy pomiędzy bohaterami, dialogi, ich reakcje, jednak mam wrażenie, że zaczynam się przestawiać na długie opisy. Przyznam, iż to po części dzięki Tobie. Te wszystkie szczegóły, które starasz się opisać, wychodzą naprawdę świetnie. Na przykład ten strój: tak naprawdę nawet w HP nie było tak szczegółowo w jednym miejscu opisane, jak ubierają się uczniowie z podziałem na pory roku. Kwestie ich przyjaźni, zajmowanych dormitoriów, a wszystko poprzecinane różnymi zasadami panującymi w Hogwarcie - jak dla mnie naprawdę bomba. Cieszy mnie to, że nie uznałaś, iż skoro jest to fanfik, to nie trzeba opisywać rzeczy wszystkim znanych. U Ciebie jest trochę tak, jakbyś korzystała oczywiście z kanonu, ale zakładała, że nikt go nie przeczytał, a żeby czytelnik zrozumiał - sama musisz wszystko napisać, wytłumaczyć. To jest zdecydowanie najlepsza część Twojego opowiadania.
W rozdziale niby nic szczególnego się nie działo, ale ta rozmowa na końcu jest świetna. Osobiście nie chciałabym, aby Lily mu uległa - o wiele ciekawiej będzie się czytało kolejne starania Jamesa :D
Pozdrawiam i dużo weny życzę w nowym roku! <3
To miło, że udało mi się Ciebie rozbawić :) To bardzo przyjemne uczucie, świadomość, że własna twórczość, rzeczywiście jakoś oddziałuje na czytelników...
UsuńOsobiście nigdy nie lubiłam długaśnych opisów i przez takie fragmenty w książkach brnę z wielkim trudem. Niestety ale opisy są konieczne, chociaż z chęcią skorzystałabym z jakieś techniki mentalnego udostępniania obrazów z moich myśli :p Nic nie cieszy mnie bardziej , niż uznanie czytelników dla mojej pisaniny :) To pierwsze rozdziały, więc tego sporo, a i tak mam wrażenie, że o milionie szczegółów zapominam i później będę pluła sobie w brodę, że nie umieściłam ich wcześniej...
Wyobraź sobie, że nawet jest tu kilka osób, które HP nie czytały. Ale żeby nie było, opisy nie pojawiają się wyłącznie ze względu na nie. To jest maja wizja Hogwartu, która nie zawsze jest perfekcyjnie zsynchronizowana z tym, co napisała pani Rowling.
Weny tak, ale przede wszystkim czasu, żeby te wszystkie pomysły spisywać.
Pozdrawiam gorąco :)
Witam ;D
OdpowiedzUsuńZa dużo mi tu Jamesa i Lily. Jakoś nie widzę ich razem. I mam nadzieję, że nie będą razem. ( Tak wiem, jestem okrutna ;P)
A za mało Syriusza, ale nie narzekam bo opisy były wprost cudowne.
Pozdrawiam!
Ach jak miło poczytać o kłótniach Lily i Jamesa ;) Coraz bardziej brakuje mi tego trzymania się kanonu. Ludzie próbują tworzyć kolejne opowiadania, wymyślając coraz to nowsze odsłony Evans i Pottera. A ja lubię tak wieczorem usiąść z kubkiem gorącej czekolady i poczytać stare dobre perypetie tych dwójki.
OdpowiedzUsuńZ ciekawości spytam: brakuje Ci trzymania się kanonu na moim blogu, czy tak ogólnie, w blogosferze?
UsuńDziękuję za komentarze pod poprzednimi rozdziałami i niezmiernie miło mi Cię tu gościć. Powiem szczerze, że osobiście jakoś nie zauważyłam, żeby były jakieś braki w opowiadaniach o huncwotach... Zawsze było ich bardzo dużo i ciężko było się wybić, czy stworzyć coś oryginalnego. Naprawdę jest teraz krucho z tą tematyką?
Mam nadzieję, że zostaniesz tu na dłużej :)
Pozdrawiam,
maximilienne
Droga Maximilienne!
OdpowiedzUsuńTrafiłam na Twojego bloga już dawno temu, sama nie pamiętam jak... od tego czasu spoczywał sobie spokojnie w moich zakładkach czekając na "lepsze czasy" czyli na moment, gdy będę miała chwilę wolnego, który jednak chyba nigdy nie nastąpi :p W każdym razie jakoś między różnymi sprawami przeczytałam prolog i rozdział pierwszy no i jestem już tutaj :)
Twoje opowiadanie jest bardzo ładnie napisane, profesjonalnie, dobrym językiem i stylem. Nie czytałam pierwszej wersji. Chociaż żaden ze mnie specjalista, gdyż studiuję na uczelni technicznej :p
Mam tylko takie odczucie, że trochę za dużo w nim zbędnych opisów. Tzn. one z pewnością ubogacają opowiadanie i czynią je bardziej profesjonalnym, jednak wydaje mi się, że fanfiction rządzi się trochę innymi prawami. Przypuszczam, że nie ma tu czytelników, którzy nie czytaliby serii HP przynajmniej raz, a w większości po kilka razy. Dlatego opisywanie miejsc i faktów, opisanych już w HP wydaje mi się zbędne. Jednak nie ma to być jakiś głęboki zarzut, tylko takie spostrzeżenie ;)
Druga sprawa to ten nieszczęsny Peter. Myślę, że, jakkolwiek dość dziecinna, jego przyjaźń z huncwotami była jednak prawdziwa. Chyba nawet Syriusz i Remus wyrażali się w tym guście w "HP i Więzień Azkabanu". Ale chyba napisałaś gdzieś, że masz na ten temat po prostu inną hipotezę, więc już Cię nie męczę ;)
Bardzo podoba mi się ta relacja Lily i Jamesa oraz całkiem oryginalne podejście do sprawy, jakoby Lily odmawiała Potterowi, by zmusić go do zabiegania o nią. Wydaje mi się, że szalenie trudno jest napisać coś oryginalnego w tej materii. Historia hunctwotów jest moją najbardziej ukochaną z całej serii. Moim skrytym marzeniem jest napisać swoją historię, mam nawet rozpisany dość konkretny plan, jednak wciąż brak mi czasu, żeby się za to zabrać. Z tego też powodu dawno nie czytałam nic o tej tematyce. Jestem bardzo zakorzeniona w swoim wyobrażeniu i nie chciałam go zaburzać. Z drugiej strony uwielbiam tę historię. Ot, taki paradoks :)
Będę w miarę możliwości czytać dalej i komentować na bieżąco.
Pozdrawiam Cię gorąco i życzę dużo weny!
Jasy Snape
Ps. Gdzieś pisałaś, że jesteś ścisłowcem. Mogę zapytać ile masz lat i co robisz? Ot, z ciekawości, lubię poznać trochę autorów opowiadań, które czytam ;)
Droga Jasy Snape!
UsuńW takim razie niezmiernie się cieszę, że wreszcie udało Ci się tu do mnie dotrzeć :) Muszę przyznać, że też mam taką zakładkę i dobrze wiem, że im więcej rozdziałów na danym długu, tym dłużej go odkładam. Takie błędne koło.
Miło mi słyszeć, że sądzisz, że moje opowiadanie jest profesjonalne, choć osobiście tak nie myślę – zbyt wiele w nim niedociągnięć. A beta czasami tak mnie łaje, że aż szkoda o tym mówić. Oj tam, oj tam, w dzisiejszych czasach kierunek studiów naprawdę nic nie znaczy.
Nie zgadzam się jednak z Twoim twierdzeniem w sprawie opisów – może Cię to zdziwi, ale pisanie ff wcale nie zwalnia z opisywania świata przedstawionego, raz, że rzeczywiście może zdarzyć się czytelnik, który sagi nie zna (wiem o jednej takiej osobie, jeśli o mój blog chodzi), dwa, że Twoje wyobrażenie jakiegoś miejsca czy osoby zazwyczaj nie jest dokładnie takie samo jak w książce, szczególnie, jeśli w sadze otrzymaliśmy jedynie zdawkowe opisy pewnych spraw.
To wcale nie jest tak, że Lily pragnie, aby James o nią zabiegał, o nie. Ona po prostu nie chce się zgodzić, bo sądzi, że w chwili, gdy tylko James ją zdobędzie, zwyczajnie mu się znudzi i całe jego zauroczenie pryśnie niczym bańka mydlana.
Pozostaje mi jedynie życzyć powodzenia w znalezieniu czasu na spisanie tej Twojej wymarzonej historii :)
Co do post scriptum: Nie do końca jestem przekonana do nazywania siebie ścisłowcem, ale też nie sądzę abym zasługiwała na nazwę prawdziwego humanisty. Po prostu tak potoczyły się moje ścieżki, że wylądowałam na politechnice. Studiuję budownictwo, V semestr w tej chwili. Zdecydowanie za stara jestem na prowadzenie bloga. A ty co studiujesz, jeśli mogę spytać? :)
Jeszcze raz dziękuję bardzo za o, że znalazłaś tę chwilę, by zapoznać się moją historią i tym bardziej cieszę się, że przypadła Ci do gustu :))
Pozdrawiam,
maximilienne
Nie wierzę! Ale jaja :p Nie pamiętam już co zdecydowało, że zapisałam Twojego bloga w zakładkach... czy jego piękna aparycja czy też przeczytałam jakiś fragment. Okazuje się jednak, że mam wyczucie. Swój do swego ciągnie? Ja również studiuję budownictwo, również na V semestrze :) Jak się okaże, że na tej samej uczelni to padnę! Zdradzisz więcej szczegółów czy zależy Ci na anonimowości? W razie czego może być mail :)
UsuńCo do profesjonalizmu: po prostu niestety (lub stety) jest masa blogów, prowadzonych przez nastolatki, które dopiero zaczynają swoją przygodę z pisaniem. Ja nie mówię, że to źle. Sama kiedyś taką byłam. Część z nich w ten sposób się rozwinie i być może w przyszłości stworzy coś świetnego. Jednak z tego powodu często trudno jest w tej otchłani internetu wyłapać to co jest warte uwagi. Uważam, że Twój blog do takich należy. W żadnym wypadku nie sądzę, że jesteś za stara na pisanie! To by znaczyło, że ja też jestem za stara :p kiedyś sądziłam, że w końcu może z tego wyrosnę, jednak jakoś się nie zapowiada. W rzeczywistości uwielbiam czytać blogi potterowskie i wciąż za mną chodzi to pragnienie, żeby stworzyć coś swojego. Kiedyś tam w gimnazjum pisałam całkiem dobrze, ale później... mat-fiz w liceum i teraz budownictwo sprawiają, że w tej dziedzinie raczej się uwsteczniam i czasami myślę, że im dłużej to odwlekam tym trudniej będzie mi coś napisać. Bynajmniej nie narzekam :p Ja akurat jak najbardziej nazywam siebie ścisłowcem, matma zawsze była moim konikiem i z naszego budownictwa jestem bardzo zadowolona :) Natomiast nie ukrywam, że tego pisania trochę żałuję.
Co do tych opisów: mam nadzieję, że Cię nie uraziłam :) Nie sądziłam bynajmniej, że się ze mną zgodzisz i w sumie w żadnym razie nie oczekuję, że to zmienisz w swoim stylu. To było moje subiektywne odczucie, które może być spowodowane wieloma rzeczami. Między innymi tym, że w ciągu prawie dziesięciu lat (sic!) przeczytałam lub przynajmniej przejrzałam tyle opowiadań o tej tematyce. Wydaje mi się, że jest kilka schematów, które powtarzają się bardzo często. I może w sumie to i dobrze, bo w końcu coś wspólnego powinny mieć te historię poza tymi samymi nazwiskami ;) Oczywiście jeśli nasze wyobrażenie różni się od tego Rowling czy też jest jego rozwinięciem, to nie mam nic przeciwko i u Ciebie rzeczywiście jest kilka takich rzeczy, jak choćby dokładny opis stroju szkolnego (był aż tak szczegółowy w sadze? Nie pamiętam...).
Jeśli chodzi o Jamesa i Lily to właśnie to miałam na myśli pisząc, że Lily chce, żeby James o nią zabiegał :p Tak czy tak jest to oryginalne podejście, z którym się jeszcze nie spotkałam. To duży plus dla Ciebie :)
Pozdrowienia!
Hahaha, choć to pewnie mało prawdopodobne, ale gdyby okazało się, że się znamy, byłoby naprawdę zabawnie.
UsuńMiło że tak mówisz, naprawdę niesamowicie poprawiłaś mi humor ;) Ja akurat byłam na profilu humanistycznym, a do pisania blogów po naprawdę długiej przerwie wróciłam zaraz po maturze i cieszę się, że mam jakąś odskocznie od tej całej techniki ;) I choć trudno mi tak przyznać, możesz mieć race, niestety, wiem po sobie, że im dłuższa prezerwa, tym gorzej się potem za pisanie zabrać… Niestety.
Nie, Merlinie broń, nie czuje się urażona, chciałam po prostu przedstawić swój pogląd na tę sprawę . W sadze był chyba jakiś opis, ale nie wiem czy aż tak dokładny.
Bo to przecież po części o to chodzi, żeby w tej materii być oryginalnym. Przecież gdyby każdy pisał dokładnie tym samym schematem, to mogłoby się to okazać nie do przejścia i raczej ff o huncwotach nie byłyby aż tak popularne właśnie ze względu na ich powtarzalność. To tak jakby czytać tą samą książkę, napisana jedynie innym stylem. Co w zasadzie w przypadku wprawionych autorów mogłoby być ciekawym doświadczeniem, ale jeśli chodzi o blogosferę… No umówmy się, do światowej klasy większości z nas wiele brakuje (mnie osobiście dzieli od niej ogromna przepaść).
Pozdrawiam gorąco,
maxie
P.S. I zasadniczo mogłabyś podać tego maila ;)
Oj, wybacz! :p jasy.snape@gmail.com
UsuńMyślałam, że gdzie to może się wyświetla, jak jestem zalogowana :p
To takie słodkie, że James się nie poddaje :) choć mógłby mieć inne metody :D Zimno w szkole - skąd ja to znam :P Troche szkoda mi Jamesa, jest nieugięty, a Lily nie zaszkodziłaby jedna randka ot tak nawet :>
OdpowiedzUsuńU mnie jest podobnie, grzeją wtedy, jak jest już ciepło, a jak jest zimno, to tak ledwo-ledwo...
UsuńOj, kto to wie, co James by wymyślił ;P
Lubię Lily, naprawdę ją lubię! I James też jest bardzo przyjemny. Napisałabym coś więcej, naprawdę, ale chcę przejść do następnego rozdziału.
OdpowiedzUsuńPowiem, że szczerze kocham Sonatę księżycową Beethovena, pierwszą cześć, ale ona nie przyspiesza za bardzo, więc to chyba nie o nią chodziło. Chyba, że Lily przyspieszyła przechodząc do drugiej części, ale wtedy musiała by sobie długo stukać w ten blat.
Dobra, lecę czytać rozdział trzeci.
Pozdrawiam!
Pozostaje mi tylko przeogromnie się cieszyć, że zarówno Lily, jak i James zaskarbili sobie Twoją sympatię :)
UsuńA jeśli chodzi o melodię, to miałam na myśli III sonatę Beethovena, a dokładnie jej drugą cześć.
Pozdrawiam,
maximilienne