niedziela, 27 marca 2016

25. Right back where we started from


Remus przepychał się przez tłum uczniów i żegnających dzieci rodziców. Pierwszy września wreszcie nadszedł, choć Lunatyk nie cieszył się aż tak bardzo, jak sądził jeszcze miesiąc wcześniej. Rzęsisty deszcz padający od rana tylko wzmagał uczucie nostalgii.
Aż nie chciało mu się wierzyć, że to już ostatni raz, kiedy wsiądzie do Ekspressu Hogwart, by rozpocząć kolejny rok nauki w szkole Magii i Czarodziejstwa. Chciał czy nie, wracały do niego wspomnienia.
Pierwsza podróż do Hogwartu minęła mu podobnie jak większość dzieciństwa – samotnie. Pech chciał, że gdy szukał przedziału, wpadł do zajmowanego przez kilku Ślizgonów z ostatnich lat, którzy, nie przebierając w słowach, kazali mu spadać, nie omieszkując przy tym zażartować z jego spranych ubrań. Remus, choć przyzwyczajony do roli pariasa, przez dłuższą chwilę był przygnębiony. Nie sądził, że w taki sposób zacznie się podróż jego marzeń.
– Nie przejmuj się tamtymi gnojkami – usłyszał głos szepczący mu prosto do ucha. Uparcie wpatrywał się w krajobrazy za oknem i za wszelką cenę starał się odgonić łzy cisnące się do oczu.
Obrócił się ze smutną miną i przypatrzył się obcej dziewczynie.
– Nie warto – Zabawnie zmarszczyła nos. – Pierwszy raz do Hogwartu? – Posyłała mu ciepły uśmiech, a na jej okrągłej buzi pojawiły się dołeczki.
Remus pokiwał nieśmiało głową, zastanawiając się, czy aż tak to po nim widać.
– Chodź ze mną. Przecież nie będziesz stał całą drogę na korytarzu – dodała wesoło, zaklęciem podnosząc jego kufer i delikatnie popychając oniemiałego Remusa w odpowiednim kierunku. – Frank! Mamy gościa! – krzyknęła radośnie, zamaszyście otwierając drzwi przedziału.
Chłopak mruknął coś niezrozumiale, odrywając wzrok od widoków za oknem. Ściągnął prostokątne okulary w drucianych oprawkach i przetarł szkła rąbkiem koszuli.
– Siadaj, młody, nie denerwuj się, przecież cię nie zjemy – oświadczył rzeczowym tonem, czym tylko bardziej przestraszył Lupina, który aż drgnął i wciągnął gwałtownie powietrze. – Usiądź, naprawdę nie masz się czego bać – powtórzył, tym razem już z uśmiechem, zauważywszy jego nerwową reakcję. – Jak się nazywasz?
– Remus Lupin – przedstawił się, powoli opadając na kanapę, zauważywszy, że jego kufer znalazł się na półce.
– Witaj, Remusie. Ja jestem Frank Longbottom, a ta przemiła dama, którą zdążyłeś już poznać, to Alicja. Jak znam życie, zapewne nie wpadła na to, żeby się przedstawić – Spojrzał na nią badawczo znad okularów.
– Naprawdę, czasami żałuję, że znasz mnie aż tak dobrze… – odparła z cichym westchnieniem. – Remus niechcący wszedł do przedziału Ślizgonów.
– Nie przejmuj się nimi, młody. Dużo gadają, ale tak naprawdę to jedna wielka banda tchórzy. – Odwrócił się w stronę Remusa, który powoli zaczął się rozluźniać. – Mam nadzieję, że nie wybierasz się do Slytherinu?
– Jeszcze nie wiem… Nigdy się nad tym nie zastanawiałem… – odpowiedział nieśmiało, wyłamując sobie palce. W ostatniej chwili ugryzł się w język, by nie powiedzieć, że nie spodziewał się, że trafi do Hogwartu.
– Nie przejmuj się Frankiem, nie każdy Ślizgon jest zły – zaprzeczyła, patrząc groźnie na Longbottoma.
– No, chyba że należy do Blacków albo Malfoyów – wszedł jej w słowo. – Lepiej się trzymać od nich z daleka. – Lekko pochylił się w stronę Remusa, który pokiwał głową, zapamiętując sobie te słowa. Niczego nie pragnął bardziej, niż oszczędzić sobie podobnych scen. – Chcesz może pograć w gargulki, młody?
– Nie, dziękuję – odpowiedział, nie dodając jednak, że nigdy nie rozumiał, co było takiego fajnego w grze, która opryskiwała gracza śmierdzącym płynem. – Wy grajcie, ja sobie poczytam – zadeklarował, wyszarpując z wysłużonej torby dzisiejszy numer „Amazing Spider-Man #100”.
Remusowi wreszcie udało się dotrzeć do przedziału prefektów, zaledwie kilka minut przed jedenastą. Lily, podobnie jak on przebrana w szkolną szatę, rozmawiała już z nowymi prefektami. Uśmiechnął się szeroko, wkładając kufer na półkę, kiedy mu pomachała. Stwierdził, że Huncwotów znajdzie później, podczas patrolowania pociągu. Wyjrzał na korytarz i potwierdził swoje przypuszczenia – na razie szczelnie wypełniali go uczniowie starający się znaleźć wolne miejsca, przeciskający się między sobą, swoimi kuframi i klatkami ze zwierzętami.
– I co, dowiedziałaś się wreszcie, kto jest drugim naczelnym? – Pochylił się nad Lily, lekko skłaniając głową w kierunku pozostałych dziewcząt.
– Pojęcia nie mam! – odezwała się podenerwowana, nakręcając sobie kosmyk włosów na palec wskazujący. – Ale nikt z Ravenclawu. Ale nie ma jeszcze wszystkich. Błagam, oby nie żaden ze Ślizgonów – dodała rozpaczliwie.
– Wszystko będzie dobrze, Lily. Na pewno sobie poradzisz. – Lekko ścisnął jej ramię w geście otuchy.
– A jeśli nie? A jeśli sobie nie poradzę? – wymamrotała cicho, uparcie wpatrując się w wejście.
– Poradzisz sobie, cariad. Jak nie ty, to kto? – dopowiedział z lekkim uśmiechem, częściowo zagłuszony przez szum przesuwanych drzwi.
Para Ślizgonów weszła do wagonu, rzucając Lily nieprzychylne spojrzenia, które stały się tylko bardziej jadowite, kiedy zauważyli jej błyszczącą odznakę prefekta naczelnego.
Lily wstrzymała na moment oddech, spuszczając wzrok i zaciskając dłoń na materiale szaty.
– Widziałeś, jak na mnie spojrzeli? – zapytała zduszonym głosem.
– Nie przejmuj się nimi. Nie warto – odparł, przypominając sobie słowa, które sam usłyszał sześć lat temu. – Poza tym, nie wiem, czy zauważyłaś, ale żaden z nich nie posiada nowej odznaki. Usiądźmy, zaraz ruszamy. – Skierował Lily w stronę wolnych miejsc, kiedy zegar na peronie wybił jedenastą. – Masz wszystko zapisane? – upewnił się jeszcze, widząc jej nieobecny wzrok i nerwowy ruch dłoni raz po raz nakręcającej na palec pasmo włosów.
W odpowiedzi tylko ledwo zauważalnie kiwnęła głową.
– Grzeczna dziewczynka. Zobaczysz, będziesz najlepszym prefektem naczelnym w dziejach! – wyszeptał jej entuzjastycznie do ucha. – A teraz trzy głębokie wdechy i twoja chwila. Pokaż nam wszystkim, kto tu rządzi!
Lily właśnie miała wstać, kiedy ponownie rozległ się dźwięk przesuwanych drzwi.
– James? Pomyliłeś przedziały? – rzucił Lupin do zdenerwowanego przyjaciela. Szybko zerwał się z miejsca i doskoczył do Pottera. – Potem do was przyjdę – wtrącił półgłosem, lekko popychając Rogacza w stronę wyjścia.
Ten postąpił krok do tyłu, zaciskając palce na ramieniu Remusa, wyciągając go z wagonu i zasunął za nimi drzwi.
– Co ty wyprawiasz? – Lupin ofuknął przyjaciela, wyrywając rękę się z jego uścisku. – Nie wygłupiaj się, muszę… – Momentalnie urwał, wpatrując się w podstawioną mu pod sam nos błyszczącą odznaką prefekta naczelnego. Zmarszczył brwi, przyglądając się uważnie kawałkowi metalu, po czym przeniósł wzrok na Jamesa. – Komu to zabrałeś? – postawił pytanie, ściskając nasadę nosa i kręcąc głową z niedowierzaniem. – James, ja naprawdę nie mam teraz czasu na twoje żarty…
– Nikomu tego nie zabrałem, Lunatyku! – przerwał mu, wymachując mu przed oczyma odznaką. – To przyszło w liście z listą książek! – dodał, z każdym kolejnym słowem podnosząc głos. – A na kopercie było moje nazwisko!
– Nie jestem pewien, czy to dalsza część żartu, czy naprawdę mówisz serio – zareagował skonsternowany.
– Chciałbym żartować, uwierz. No bo jak to? James Potter prefektem? Przecież to na pewno jakaś pomyłka. Nawet wysłałem list do McGonagall, że wsadziła tę przeklętą blaszkę nie do tego listu, co trzeba!
– I co? – wyartykułował, za wszelką cenę starając się zachować powagę.
– Nie odpisała! – zakrzyknął, wyrzucając ręce wysoko w powietrze.
Remus potrząsnął głową z rozbawieniem w oczach, zaciskając usta i siłą ściągając kąciki w dół.
– No już przynajmniej ty nie robiłbyś sobie ze mnie żartów! – wybuchnął, dźgając przyjaciela w pierś palcem wskazującym dłoni wciąż zaciśniętej na odznace.
– Dlaczego do mnie nie napisałeś? Prawdopodobnie nie musielibyśmy teraz przeprowadzać tej rozmowy, a i ty byłbyś bardziej przygotowany do czekającej cię funkcji.
– Wystarczyło mi, że Syriusz się ze mnie nabijał przez ostatni miesiąc… – Westchnął, krzywiąc się na samo wspomnienie. – To co, powiesz mi, komu mam to oddać?
– Obawiam się, że nie możesz tego zrobić, James. – Położył dłoń na klamce. – Gotowy, panie prefekcie? – Już chciał otworzyć drzwi, lecz w ostatniej chwili zreflektował się i ponownie odwrócił do Jamesa. – Ach, chyba powinienem cię ostrzec, że prefekci naczelni wygłaszają coś w rodzaju mowy powitalnej, w której przekazują wszystkie ważne informacje dotyczące nadchodzącego roku szkolnego.
– Prefekci naczelni? – odpowiedział pytaniem na pytanie, dokładnie intonując każdą sylabę. – A kto jest tym drugim?! – dodał nerwowo, świadom, że nieprzeczytanie wielostronicowego listu dołączonego do tradycyjnej listy potrzebnych książek okazało się wielkim błędem.
– A jak myślisz?
– Evans. No jasne. Lepiej trafić nie mogłem – skonstatował cierpko, rozcierając sobie kark. – Teraz to już na pewno do reszty mnie znienawidzi – zawyrokował smutnym głosem. Wziął głęboki wdech, po czym krzywo przypiął odznakę do ubrania, któremu było bardzo daleko do szkolnej szaty. – No dobra, Lunatyku. Miejmy to za sobą. Nad swoim życiem mogę poużalać się później.
Kiedy weszli do przedziału, na policzki Lily wpełzł gniewny rumieniec i momentalnie zerwała się z miejsca z zamiarem wygonienia Jamesa. Równie szybko gwałtownie pobladła, zauważywszy odznakę prefekta naczelnego pobłyskującą na piersi Jamesa w porannym słońcu.
Remus, idąc za przyjacielem, posłał jej nieodgadnione spojrzenie i wzruszył ramionami w niemym akceptacji zaistniałej sytuacji.
– Lily – Rogacz przywitał się, lekko się skłaniając w jej kierunku.
– James – odparła zdecydowanie mniej przyjaznym tonem. – Komuś się chyba coś pomyliło, prawda? – Zaplotła ręce na piersiach i obrzucając chłopaka nieprzychylnym spojrzeniem.
– Uwierz, jestem równie zdziwiony jak ty. – Pochylił się nad nią. – Podobno mamy wygłosić jakąś mowę. Uczynisz honory? Jak słusznie zauważyłaś, jestem niezbyt zaznajomiony z tematem. – Kurtuazyjnie wyciągnął ku niej dłoń, aby pomóc wstać z ławki.
– Każda wymówka jest dobra, nieprawdaż? – oświadczyła uszczypliwie, wywracając oczyma, po czym wstała, niechętnie korzystając z ofiarowanej dłoni.
Jak to się stało? Przecież to niemożliwe! Prawdopodobnie wciąż śpię i to tylko dziwnie realny sen. Obudź się, obudź się, to tylko zły, zły, bardzo zły sen, myślała, idąc za zagadanymi Jamesem i Remusem, od niechcenia rozglądając się po pociągu. Jak co roku – żadnych rewelacji. Zupełnie nie rozumiała, po co patrolować Hogwarts Ekspress.
Zatrzymała się wpół kroku, mocno zaciskając powieki, licząc, że gdy je otworzy, znajdzie się na powrót w swojej beżowo-pomarańczowej pościeli. Niepewnie rozchyliła jedno oko – niestety nadal miała przed sobą Pottera, który nawet nie pokusił się o zmienienie ubrania na szkolną szatę. Już pierwszego dnia przynosi wstyd temu stanowisku.
Spróbowała z uszczypnięciem. Trzy razy. Lecz i to nie zadziałało, ku jej pogłębiającej się rozpaczy.
Mimowolnie zacisnęła pięści, gdy zauważyła, jak James, nic sobie nie robiąc z obowiązujących zasad, zniknął w przedziale, skąd wydobywał się głośny śmiech Syriusza. Co najgorsze – Remus poszedł w jego ślady. I to niby człowiek mający dawać innym przykład?, jęknęła w duchu, stwierdzając, że wystarczył jeden dzień, aby Potter zniszczył wszystko.
Zdecydowanym krokiem weszła do przedziału z zamiarem wytargania z niego Jamesa. Nawet za ucho, jeśli zajdzie taka potrzeba.
Szybko okazało się, że wcale nie będzie to takie łatwe, jak myślała. Dziewczyny, choć zdziwione jej obecnością podczas podróży do Hogwartu po raz pierwszy odkąd została prefektem trzy lata temu, nie chciały jej tak łatwo puścić. Radość rozpierała ją z powodu spotkania niewidzianych od dwóch miesięcy przyjaciółek. Utonąwszy w plątaninie ramion, na krótką chwilę zapomniała o ciążących na niej obowiązkach i złości na Pottera.
– Na Merlina, Skyler, jak ty dobrze wyglądasz – wyrzuciła Lily, dotykając brązowych włosów przyjaciółki, obecnie nawet nie sięgających ramion. – Skąd taka zmiana?
– Wiesz, musiałam coś zmienić w życiu, uporządkować wszys… – Przerwało jej głośne kichnięcie Lily. – Na zdrowie! – Zachichotała, jednak Lily zauważyła, że przyjaciółka patrzy w zupełnie innym kierunku, za to jej spojrzenie jest dziwnie niepasujące do roześmianych ust.
Nagle przerwała, a jej dłoń automatycznie powędrowała do zawieszonego na łańcuszku pierścionka. Lily z zaskoczeniem zauważyła, że na chwilę tak krótką, że nie miała pewności, czy jej się nie przywidziało, Skyler rzuciła Remusowi smutne spojrzenie.
– Co… to… jest…? – Lily, w przerwach pomiędzy kolejnymi kichnięciami, niepewnie wskazała na szarą kulkę ocierającą się właśnie o kostki Petera kurczowo przytulającego do siebie Briony.
– Bastet – odparła Meredith, biorąc kota na ręce.
– Peter, błagam, powiedz, że… – Zakryła usta, ponownie głośno kichając. – …to twoje – dokończyła, rzucając zwierzęciu nieprzychylne spojrzenia.
– Jesteś uczulona? – spytała nerwowo Meredith, poprawiając ułożenie rąk na Bastet; kotka wcale nie miała w planach pozostania w jej ramionach. – Czemu nigdy nic nie powiedziałaś?!
– Nie sądziłam, że która… – Ponowne kichnięcie. – …że któraś z was nagle postanowi kupić kota. Na ostatnim roku! – Ostatnie słowo zniknęło pośród kolejnego kichnięcia.
Uśmiechnęła się z wdzięcznością do Dorcas, która podała jej chusteczkę do nosa.  
– Dostałam go od Antona, żebym nie czuła się aż taka samotna, skoro on już nie chodzi do Hogwartu, ale mogę spróbować jakoś go mu odesłać, skoro… – tłumaczyła Meredith.
Lily przerwała jej ruchem ręki, zaciskając palce na nasadzie nosa.
Kiedy Meredith zaczęła mówić, Remus uważnie przyglądał się Skyler, która nagle opadła na siedzenie i wpatrywała się uporczywie w krajobraz przesuwający się za oknem.
Dlaczego to wszystko musi być takie horrendalnie trudne?, wypominał sobie, z trudem oderwawszy od niej wzrok. Wydawała się jeszcze piękniejsza i doskonalsza, niż kiedy widział ją po raz ostatni. I ponad dwumiesięczną kurację szlag trafił. Czy istnieje jakikolwiek sposób, by wyrzucić cię z moich myśli, Skyler?
Po chwili, kiedy Lily wreszcie przestała kichać, powiedziała:
– Nie, nie musisz go odsyłać. Po prostu znajdź mu jakieś inne lokum na pierwsze trzy noce, zanim zdążę przygotować odpowiedni eliksir. Albo ja znajdę, mniejsza.
Remus nadal uporczywie wpatrywał się w Skyler, która zdążyła się odwrócić od okna i spoglądała gdzieś w przestrzeń. Jednak kiedy na chwile odwróciła się w kierunku przyjaciół, zdołał uchwycić jej wypełnione smutkiem spojrzenie i zauważyć zaczerwienione policzki. Odniósł dziwne wrażenie, że nie miał być tego świadkiem, bowiem kiedy dostrzegła, że nie spuszcza z niej oczu, natychmiast odwróciła wzrok.
Kiedy później tego samego wieczora Remus przekroczył próg wysprzątanego dormitorium, lecz mimo tego pachnącego przyjemną mieszaniną kurzu i drewna, uśmiechnął się szeroko.
Jestem w domu, przebiegło mu przez myśl.
Doskonale pamiętał swoją pierwszą noc w Hogwarcie, podczas której był tak przestraszony wszystkim, co go otaczało, że bał się nawiązać rozmowę z którymkolwiek ze nowych współlokatorów, mimo że narwany okularnik bardzo starał się go do jakiejś wciągnąć. O wiele bardziej wolał schować się za książką, szczególnie że nadchodząca pełnia stopniowo dawała mu się we znaki. Ponownie wyciągnął z torby komiks o superbohaterze, ale tylko udawał, że czytał. Tak naprawdę przysłuchiwał się urywkom rozmowy Jamesa i Petera – najwyraźniej musiał czuć się podobnie jak on sam. Jego głos brzmiał niepewnie, często się zająkiwał, wciąż miętosząc coś w dłoniach i starając się odpowiadać na coraz to nowsze pytania podekscytowanego Pottera wyrzucającego z siebie kolejne zdania w tempie karabinu maszynowego.
Gdy jednak drzwi się otworzyły i wpadł przez nie ostatni z chłopców, nawet nie racząc ich zwykłym cześć – tylko od razu rzucił się na jedyne wolne posłanie i szczelnie zaciągnął zasłony – dając pozostałym jasno do zrozumienia, że nie chce mieć z nimi nic wspólnego. Remus jeszcze bardziej struchlał na myśl o kryjącym się za sąsiednią, szczelnie zasuniętą kurtyną Blacku.
Wystarczyło mu zaledwie kilka dni, aby przyzwyczaił się do nowego otoczenia, jak również do zdobycia sympatii współlokatorów, którzy wcale nie okazali się tacy straszni. Nawet ten rzekomo przerażający Black dał się poznać jako ktoś całkiem w porządku. Już po pierwszym tygodniu stali się praktycznie nierozłączni – oczywiście Remus nadal musiał się mocno pilnować, aby nie zdradzić zbyt wielu sekretów. Jednak uważał na to, co mówił tym bardziej że wreszcie, po raz pierwszy w życiu, miał prawdziwych przyjaciół. Tylko widok zawsze odsuniętego Petera sprawiał mu przykrość. Czy naprawdę chciał doprowadzić do tego, żeby ktoś czuł się przez niego tak, jak on czuł się przez całe dotychczasowe życie?
Nawiązanie kontaktów z Peterem okazało się łatwiejsze, niż sądził – chłopiec był zwyczajnie o wiele bardziej nieśmiały niż przebojowi James i Syriusz. Wystarczyło dać mu chwilę, oswoić z tym, że coraz częściej wciągali go do rozmów, a później i kawałów. Z biegiem czasu nawet udało mu się doprowadzić do tego, że zaczęli postrzegać Petera jako jednego ze swoich – choć sami początkowo zarzekali się, że nigdy do tego nie dojdzie i że rozmawiali z nim wyłącznie na prośbę Remusa.
– Ruszysz się wreszcie? Co cię tak zamurowało? – Głos Jamesa wyrwał go z zamyślenia.
– No właśnie, Lunio. Co, przysnąłeś? – wtrącił Syriusz, dźgając go palcem między żebra.
Remus podskoczył, wpadając tym samym do dormitorium. Spojrzał z wyrzutem na Łapę, który właśnie go wyminął i rzucił się na łóżko, nawet nie ściągnąwszy butów.
– Wreszcie w domu – powiedział z westchnieniem i błogim uśmiechem na ustach, zaplatając dłonie pod głową.
Remus uśmiechnął się szeroko, nie potrafiąc bardziej się z nim zgodzić.

5 komentarzy:

  1. biedny James. Chyba nie rozumie tego najbardziej ze wszystkich. Mam nadzieję, że szybko przekona samego siebie, że to, iż dostał odznakę prefekta naczelnego, może mu pomóc w zdobyciu serca Lily, a nie zaszkodzić.Choć na razie i Ruda nie jest z tego wszystkiego zbyt zachwycona. Podoba mi się, że tak dużo napisałaś z perspektywy Remus. ładna była ta retrospekcja z pociągu, szkoda tylko, że sprawiała wrażenie urwanej. No i koncówka opisująca tak w skrócie początki przyjaźni Huncwotów też mi się spodobała. To takie wspaniałe... tylko szkoda, że Peter... ech, już nie będę nic na razie mówić. Mam nadzieję, że niedługo nie tylko Lily i James zostaną parą, ale również Skyler i Remus, to takie smutne patrzeć, jak się męczą xD Lupin do boju!;) Zapraszam na zapiski-condawiramurs na nowość, jestem ciekawa Twojej opinii. życzę wesołych świąt:)
    PS na początku napisałaś w opisie dwa razy "nie", a chyba jedno miało być "czy" ;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję gorąco za komentarz i podzrawiam cieplutko,
      maximilienne

      Usuń
  2. Powiem Ci, że w czasie czytania ostatniego rozdziału przeszło mi przez myśl, że to James został prefektem. A dzisiaj z kolei pomyślałam, że Snape też byłby ciekawą opcją :p a w ogóle jak to było naprawdę? Wiadomo coś?
    Lubię całkiem tę perspektywę Lupina. Im więcej czytam tym bardziej przekonuję się do tego, jaką jest interesującą postacią.
    Swoją drogą jestem bardzo ciekawa jak potoczą się dalsze losy Jamesa i Lily, bo przewiduję (jakże odkrywczo!), że powoli zbliża się czas ocieplenia tej relacji ;)
    I co ze Skyler i Remusem? :)
    Czekam na next, pozdrawiam jeszcze świątecznie! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. James prefektem naczelnym to, o dziwo, kanon. Snape raczej nie – co prawda nigdzie nie znalazłam wiarygodnej informacji, że na pewno nie był, ale myślę, że można przypuszczać, że gdyby był, gdzieś by się to przewinęło. (Musiałabym zajrzeć do książki, czy nie ma tam jakiegoś spostrzeżenia Harry'ego, ale nie mam jej teraz pod ręką).
      Wiesz, James i Lily muszą się zejść w tym roku. Kanon każe, sługa musi.
      A Skyler i Remus wrócą w rozdziale 28 ;)

      Dziękuję przeogromnie za komentarz i pozdrawiam gorąco,
      maxie

      Usuń
    2. Hmm... rzeczywiście Harry Potter wikia potwierdza, że James Potter - prefekt naczelny to kanon. Nawet podobno było to w książce :o Powiem szczerze, że pierwsze słyszę. Jestem głęboko zaskoczona :p Ale dobrze wiedzieć :D

      Usuń

Obserwatorzy