środa, 6 maja 2015

21. You want more and you want it fast


Klamka zapadła.
Podróż do wujka Alpharda mieszkającego w dalekiej Szkocji stanowiła dla Syriusza nie lada wyzwanie w obliczu braku posiadania licencji na teleportację. Nie chciał upraszać o pomoc pana Pottera, który zrobił dla młodego Blacka już wystarczająco wiele, by zabrakło mu życia na podziękowania, a tym bardziej nie miał ochoty zwracać się z prośbą Jamesa, ponieważ ten długo nie dałby Syriuszowi zapomnieć, że nadal nie udało mu się zdać egzaminu. Wyprawa stała się bodźcem do podjęcia decyzji w sprawie pewnego zakupu, planowanego przez Syriusza już od kilku lat. Następnego poranka po rozmowie z panem domu, Black, co zupełnie do niego niepodobne, obudził się nad wyraz wcześnie. Zgodnie z planem, układanym w głowie do późnych godzin wieczornych, Łapa wyciągnął z szuflady szafki nocnej skórzaną sakiewkę, po czym wsunął ją do kieszeni jeansów. Pokrótce poinformował przyszywaną mamę o planach na dziś i uśmiechnąwszy się szeroko, wyszedł z domu w szary dzień.
Połać nieba całkowicie przykryły chmury, sugerujące nie najlepszy termin na dłuższą wyprawę. Black zbytnio się tym nie przejął i zamknął furtkę, stając na chodniku, po czym machnął nad jezdnią dłonią trzymającą różdżkę. Prawie natychmiast zatrzymał się przed nim wściekle fioletowy double-decker, zwany Błędnym Rycerzem, przeznaczony wyłącznie do transportu czarodziejów. Black wsiadł do niego, uiszczając należną opłatę za przejazd do Londynu u konduktora.
Wnętrze autobusu zadziwiało swoją ekstrawagancją. Na obu piętrach stały różnorakie fotele i stoliki, a z sufitu zwisał kryształowy żyrandol pobrzękujący złowrogo przy każdym zakręcie. Syriusz, mający już kiedyś wątpliwą przyjemność podróżowania przybytkiem nocną porą, wiedział, że po zapadnięciu zmroku cały sprzęt znajdujący się na dolnej kondygnacji transformowano w łóżka, które, choć nie wyglądały, okazały się nawet wygodne.
W niesłychanie szybkim tempie Black dotarł do Londynu, w międzyczasie zabawiając starszą, acz niezwykle elegancką czarownicę zmierzającą do Bristolu. Przeszedł przez Dziurawy Kocioł, po czym stuknął różdżką w ceglany mur na zapleczu, który rozstąpił się przed Łapą, ukazując przejście na ulicę Pokątną.
Miejsce to, zawsze tak pełne życia, dziś świeciło pustkami. Gdzieniegdzie pod ścianami przemykały małe grupki bądź też, znacznie rzadziej, pojedyncze osoby, marzące wyłącznie o tym, by ponownie schronić się w domostwach. Niektóre witryny sprawiały wrażenie, jakby sklepy, do których przynależały, zostały nagle opuszczone. Szkło wyraźnie się zakurzyło, a wystawy pozostawiono w stanie niepozwalającym określić, czy nie zostały dokończone, czy może raczej porzucone w trakcie rozbierania. Inne okna natomiast wciąż były oklejone napisami ostateczna wyprzedaż lub likwidacja. W powietrzu wręcz unosił się strach. Łapa przyspieszył kroku, zmierzając do gmachu banku Gringotta, majestatycznej budowli majaczącej na końcu ulicy Pokątnej.
Gobliny zdawały się jeszcze bardziej podejrzliwe niż zazwyczaj, mimo że tylko chciał wymienić galeony na mugolskie pieniądze. Prawdopodobnie ich nieufność wiązała się z faktem, że Black nie posiadał swojej skrytki, a całe jego oszczędności znajdowały się w skórzanej sakiewce. No, może jeszcze kilka sykli znalazłoby się w zakamarkach szkolnego kufra.
Opuścił Pokątną i double-deckerem skierował się na obrzeża Londynu, gdzie mieścił się komis samochodowy. Black znalazł dla siebie idealny motocykl; niemalże taki, jak sobie wymarzył, choć pewne części wymagały naprawy, ale dzięki temu przynajmniej cena znajdowała się w jego zasięgu. Wszedł w jeden z pustych zaułków i ponownie wezwał Błędnego Rycerza, jako że zapewne wywołałby pewne konsternacje wśród mugoli, gdyby tak nagle zniknął, wsiadając do autobusu, którego nie potrafią dostrzec. Syriusz miał szczęście, że pozwolono mu zabrać motocykl na pokład, oczywiście za drobną opłatą.
Gdy dotarł do Doliny Godryka, zbliżało się południe. Młody Black wzbudził nie lada zdziwienie, wysiadając z magicznego pojazdu, ciągnąc za sobą motocykl. Panie domu spoglądały na niego znad plewionych rabatek lub spomiędzy gałązek przycinanego właśnie żywopłotu. Black grzecznie witał się z każdą z nich, w duchu śmiejąc się z zdziwionych min i rozdziawionych ust. Pchnął furtkę, minął dom i postawił zakup w odległym kącie ogrodu. Spojrzał dumny na motocykl, z odchodzącym miejscami lakierem, po czym przykrył maszynę przygotowaną uprzednio plandeką. Pomachał Jamesowi, który zamarł przy oknie na piętrze, jednak nawet ten gest nie wybrudził przyjaciela z letargu zdziwienia. Syriusz zaśmiał się głośno i ruszył w kierunku domu. Planował wrócić do ogrodu zaraz po obiedzie i zająć się naprawianiem swojego cudeńka.
Gdy James w końcu zwlekł się z łóżka i zszedł na śniadanie, dowiedział się, że Syriusz wyszedł z samego rana i raczej nie wróci przez cały dzień, dlatego zapowiadał się względny spokój, który Rogacz postanowił poświęcić na planowanie wyjazdu.
Po posiłku usiadł przy biurku i wysypawszy na blat wszystkie zgromadzone do tej pory zapiski, uparcie wpatrywał się w piętrzący się przed nim bałagan. Powolnymi ruchami głaskał Iris po głowie, w duchu licząc, że porządek zrobi się sam. Wyjazd na mistrzostwa zbliżał się wielkimi krokami, a w Potterze narastało podniecenie, ale i podenerwowanie.
Dlaczego Merlin nie obdarował mnie zdolnościami organizacyjnymi?!
James tonął w rozkładach, planach i rozlicznych karteczkach, nie bardzo wiedząc, od czego zacząć. Co prawda trochę myślał już nad tym w Hogwarcie, ale wtedy kończyło się to tylko na gdybaniu. I oczywiście nie obeszłoby się bez wielu mniejszych lub większych pomyłek, na które teraz nie mógł już sobie pozwolić.
Przez chwilę zastanawiał się, czy najrozsądniej nie byłoby po prostu zacząć od nowa. Krok po kroku, bez pośpiechu. To kolejna wada planu układanego w Hogwarcie, zbyt często coś go odrywało albo zwyczajnie się nudził i później nie wiedział, o co chodziło w tej na wpół zapisanej myśli.
Westchnął, wyłamując sobie palce wyciągniętych przed siebie dłoni. Szybko wsadził Iris do klatki, na co uszatka obdarzyła Rogacza niezbyt przychylnym spojrzeniem. Zaklęciem opróżnił kosz na śmieci, po czym zamaszystym ruchem zgarnął do niego wszystkie papiery zalegające na biurku. Następnie rozciągnął na blacie pergamin na tyle duży, że zwisał żałośnie po obu brzegach na dobre kilka cali.
Spojrzał na ilość wolnej przestrzeni i aż trochę się zląkł, że jednak nie podoła. Lecz potem przemknęło mu przez myśl: Jestem James Potter i tak łatwo się nie poddaję!
Podzieliwszy arkusz na prostokąty odpowiadające podróży, zakwaterowaniu, wyżywieniu oraz ewentualnym miejscom, które mogliby odwiedzić w okolicy, zatarł ręce i zaczął pojedynczo wyciągać kartki z kosza. Te, mające jakiś sens, przepisywał do odpowiedniej rubryki.
Usłyszał zgrzyt otwieranej furtki do ogrodu, dlatego wyjrzał przez okno i zamarł ze szklanką lemoniady w połowie drogi do ust. Syriusz parkował właśnie swój nowy nabytek, choć w nie najlepszym stanie i jakby odrobinę zbyt mugolski. Potter spojrzał na przyjaciela z politowaniem, pokręcił z niedowierzaniem głową, po czym wrócił do biurka.
Ku niezadowoleniu pani Potter, zamiast jak co dzień zjeść przy rodzinnym stole, chwycił talerz z obiadem i ponownie zaszył się w pokoju. Po niespełna godzinie z podwórka zaczął dobiegać stukot i inne metaliczne dźwięki, co ponownie przyciągnęło uwagę Jamesa do widoku za oknem. Rogacz spojrzał niepewnie na Syriusza majstrującego przy maszynie, licząc, że nie zrobi sobie krzywdy przy tym zupełnie mu obcym przedmiocie, a następnie zamknął okno i wrócił do pracy.
Kilka godzin później do syna zajrzała pani Potter i aż zamilkła z niedowierzania. Nie sądziła, że kiedyś dane jej będzie zobaczyć Jamesa tak pilnie zajmującego się nauką podczas wakacji. Postawiła na szafce nocnej talerz z ciastkami i zamieniła szklankę po lemoniadzie na pełną, a następnie oddaliła się, by to samo zanieść drugiemu synowi. Zamknęła cicho drzwi, nie mogąc wyjść z podziwu, że James nie spostrzegł, że ktoś wszedł do pokoju.
Rogacz nawet nie zauważył, kiedy zapadł zmierzch. Syriusz wpadł do pokoju, bez większych ceregieli rozłożył się na łóżku przyjaciela, zaplatając dłonie pod głową.
– Nad czym tak pracujesz? – zapytał kpiąco. – Wiesz, że na zadania masz jeszcze dwa miesiące? Chyba nie robi się z ciebie drugi Lunatyk, co, bracie? Ten to już na pewno odrobił wszystko w ciągu pierwszego tygodnia.
– Wyobraź sobie, że nie zajmuję się pracami domowymi, Syriuszu – odparł James zmęczonym głosem, nie podnosząc głowy znad rozpiski. Próbował właśnie rozwikłać, co miał na myśli pisząc: dowiedzieć się o cenę nieb. Najwyraźniej notatka została urwana w połowie słowa, jeśli nawet sam autor nie potrafi się domyślić, o co mogło chodzić. Może później na to wpadnie. James zmiął kartkę i rzucił ją na stertę jej podobnych, piętrzących się obok bocznej ścianki biurka.
– W takim razie, może mnie oświecisz i zdradzisz mi swój tajemniczy plan? – ponowił pytanie Syriusz, wzrokiem wodząc po tytułach książek ustawionych w wysokim stosie na szafce nocnej Rogacza.
Quidditch przez wieki, I ty możesz zostać trenerem, Kilkadziesiąt trików ścigającego, Poprawna pielęgnacja miotły sportowej i biografia Llelewyna Groźnego oraz autobiografia Darrena O’Hare.
– Jak myślisz, jaki będzie najlepszy sposób dostania się na mistrzostwa? – Głos Jamesa wyrywał Blacka z zamyślenia.
– Proponuję wypróbować mój motocykl! – odpowiedział, jak na gust Pottera, nazbyt radośnie.
– Nawet gdybym sądził, że wzięcie czegoś, przy czym majstrujesz ty sam, a nie ktoś, kto ma w tym doświadczenie, jest dobrym pomysłem, to i tak jeszcze nie umiesz nim jeździć. I chyba trochę za daleko, jak na podróż tym… czymś.
– Przecież żartowałem – prychnął Black, wyszarpując ze stosu książkę dotyczącą pielęgnacji mioteł. – A tak na poważnie, to najrozsądniejszym rozwiązaniem wydaje się wynajęcie świstoklika. Ewentualnie podróżować przez sieć Fiuu. Zależy, co taniej wyjdzie w przypadku podróży międzynarodowej – dodał, czytając opis znajdujący się na tylnej okładce, tuż obok zdjęcia autora szczerzącego zęby w szerokim, sztucznym uśmiechu.
Gdy tylko Syriusz wspomniał o międzynarodowej sieci Fiuu, do Jamesa dotarło znaczenie poprzedniej notatki. Dowiedzieć się o cenę nieb– niebieskiego proszku Fiuu! Sieć Fiuu, polegająca na przemieszczaniu się pomiędzy kominkami za pomocą specjalnego proszku wrzucanego w palenisko, ostatecznie mogła się okazać łatwiejsza w zorganizowaniu, w szczególności, jeśli chodziło o podroż międzynarodową. W przypadku świstoklika – zwyczajnie wyglądającego przedmiotu, zaczarowanego, by o określonym czasie przenieść w wyznaczone miejsce wszystkich go dotykających – formalności związane z przekraczaniem granic, o ile James wiedział, stawały się bardziej problematyczne, a co za tym idzie, zwiększały koszta podróży.
Zweryfikować koszta podróży! – zapisał James na osobnym skrawku papieru, następnie trzykrotnie podkreślając, po czym przyczepił kartkę do ściany, by na pewno o tym nie zapomnieć. Teraz żałował, że Syriusz nie zdradził mu wcześniej swojego planu – mogli wspólnie odbyć podróż na ulicę Pokątną.
– Kończysz już? Bo mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia! – wypalił nagle Syriusz, odrzucając książkę, według niego pełną bezsensownych bzdur, bo to, co znajdowało się na przejrzanych przez Blacka pierwszych pięćdziesięciu stronach, spokojnie potrafiłby skrócić do jednej. Energicznie zerwał się z posłania, odsuwając z zasięgu dłoni Jamesa kosz pełen niezweryfikowanych kartek, a następnie zakręcił kałamarz. – No chodź, bracie! I nie każ na siebie czekać. Zresztą, należy ci się chyba trochę odpoczynku. Plany nie uciekną, a o ile się ostatnio orientowałem, do wyjazdu zostało jeszcze prawie dwa tygodnie. Zdążysz wszystko zaplanować. Zdążysz! – dodał jeszcze, siłą wyciągając Pottera z pokoju, nie bacząc na jego protesty.
James, choć początkowo się stawiał, ostatecznie dał za wygraną, stwierdzając, że chyba rzeczywiście należy mu się trochę wolnego po takim szaleńczym dniu.
– Co to niby za propozycja nie do odrzucenia? – zapytał, gdy schodzili po schodach.
– Cierpliwości, bracie. – Syriusz, idący przodem, odwrócił się do przyjaciela z tajemniczym uśmiechem.
– Nie. Nie wsiądę na to – zapewniał kilka chwil później James, stojący przed wypolerowanym motocyklem. Ręce zaplótł na piersi, a prawą stopą wystukiwał miarowy rytm. – Zapomnij. Nie ma szans. Czy ty w ogóle umiesz na tym jeździć?
– Tak – odparł Syriusz. – Raczej tak. Chyba. Przypuszczalnie. – Dodawał za każdym razem, gdy James rzucał mu spojrzenie pełne niedowierzania i przygany.
Naprawdę sądzisz, że dam się na to nabrać, Łapo?
– Czyżby jednak poprawną odpowiedzią okazało się nie? – spytał Potter, kręcąc ze sceptycyzmem głową.
Syriusz już miał zaprzeczyć, kiedy Rogacz ponownie rzucił mu ostre spojrzenie.
– W teorii – wyrzucił w końcu Black niczym przyłapane na kłamstwie dziecko. – Ale to przecież nie może być takie znowu trudne! – dodał, podchodząc bliżej maszyny i czule kładąc dłoń na siodełku.
– No nie daj się prosić, James! – zaczął ponownie Łapa, wyciągając w kierunku Pottera kask ze wzorem brytyjskiej flagi.
– Tylko proszę, jedź ostrożnie. Jestem za młody, by umierać – oznajmił w końcu Rogacz, wciskając na głowę kask.
Żywił tylko nadzieję, że decyzja nie skończy się dla nich tragicznie. ale ostatecznie… Bez ryzyka nie ma zabawy. Czyż nie to powtarzał za każdym razem, gdy decydowali się na coś, czego nie do końca przemyśleli?
Podszedł niepewnie do maszyny, dźgając ją wyciągniętym palcem. Syriusz aż zaśmiał się z tego komicznego gestu. Niepewność przyjaciela wobec mugolskich przedmiotów, z jakimi stykał się po raz pierwszy, zwykle przybierała niezwykle groteskowy wygląd.
Black chwycił rączki motocykla i wypchnął go na ulicę Doliny Godryka, nad którą powoli szarzało niebo. Choć przez cały dzień krzątał się wokół maszyny i sprawdzał, czy na pewno nadawała się do użytku, po raz pierwszy zamierzał się nią przejechać. A co, jeśli James się nie mylił i pomysł jazdy w dwójkę uchodził za niezbyt rozsądny? Przecież Syriusz zdawał sobie sprawę z tego, że wtedy o wiele trudniej się prowadzi.
– Zaczekaj. Najpierw spróbuję sam. Masz rację, jesteś zbyt młody, by umierać – zadecydował w ostatniej chwili, śmiejąc się szaleńczo.
James nie miał pewności, czy ostatnie zdanie wydawało mu się aż tak zabawne, czy raczej zwyczajnie panicznie się bał.
Łapa przełożył nogę przez siodełko, zapiął pasek pod kaskiem, po czym, biorąc głęboki oddech, kopniakiem odpalił maszynę, która zawarczała nisko.
Ze świstem wypuścił powietrze przez usta, a następnie wrzucił bieg i powoli ruszył z miejsca, stopniowo dodając gazu. Syriuszowi szło całkiem dobrze do chwili, gdy przyszło mu zawrócić i z niemałą prędkością wjechał w stojący na chodniku hydrant, płosząc przy tym koty wylegujące się w ogrodzie, sprawiając, że uciekły z głośnym miauknięciem.
James podbiegł do Syriusza wciąż leżącego na chodniku i z uśmiechem wyciągnął ku niemu dłoń.
– No, przyjacielu… Wyczuwam, że z dzisiejszej przejażdżki nici – dodał, powstrzymując śmiech, gdy zobaczył minę Blacka. James prędko pozbył się kasku, po czym przeczesał palcami włosy, tak by wróciły do wcześniejszego nieładu.
Gdy Łapa powoli doprowadzał się do porządku i sprawdzał, czy przypadkiem nie uszkodził motocykla, Rogacz naprawił hydrant zaklęciem Reparo.
– I pomyśleć, że przez chwilę naprawdę zrobiłeś mi chęć na to, by się przejechać tą kobyłą. Choć teraz, po tym, co zobaczyłem, wiem, że długo się nie odważę – stwierdził James, kiedy powolnym krokiem wracali do domu.
– Jeszcze będziesz mnie błagał o taką możliwość, gdy podrasuję to cacko tak, że zacznie latać! – obruszył się Syriusz, pochylając się nad rączkami pchanej maszyny.
Przez ten krótki czas, kiedy jechał na motocyklu, czuł się wspaniale. Jakby… wyzwolony. Od wszelkich wspomnień i tego, co złe. W tamtym momencie nie liczyło się nic prócz wyrzutu adrenaliny i dotyku wiatru na rozgrzanej emocjami twarzy.

Aktualizacja: 5 grudnia 2015.

15 komentarzy:

  1. Ha, pierwsza :) Notka wydaje mi się króciutka, ale dobre i to. W zasadzie nie wiem co mogę o niej powiedzieć. Podobał mi się fragment z odwiedzin na Pokątnej i opis opuszczonych sklepów, widać, że coś się dzieje. Z drugiej strony szkoda, że nie napisałaś o nikim więcej.
    Czekam na kolejną :)
    Pozdrawiam gorąco!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś w tym jest, że ostatnie rozdziały powychodziły mi statystycznie krótsze.
      Nadrabiam czas antenowy Syriusza, bo w ciągu semestru nie poświęciłam mu zbyt wiele czasu. W kolejnym rozdziale też jeszcze trochę się z nim pomęczymy, ale już w następnym powinien się znaleźć wyjazd na mistrzostwa, więc znowu będziemy mieć gromadkę w komplecie ;)
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam gorąco,
      maxie

      Usuń
  2. Huh, taki krótki rozdział ^.^ Ale za to cały o Łapie i Rogaczu :3
    Jak tylko Syriusz pomyślał o dostaniu się do Alpharda i o tym, że nie ma licencji, pomyślałam TAK, SYRIUSZU, MOTOCYKL! No i bam, pojechał kupić :3
    Jejku, ile ja bym dała za to, żeby zobaczyć Syriusza podczas targania motocyklu oraz podczas reperowania go! Rany, aż sobie to wyobrażam ^.^ Huh :D
    Kto by pomyślał, że James zacznie planować formalności tak długo przed mistrzostwami :P Myślałam, że zostawi to na ostatnią chwilę :D
    Tak mi się przyjemnie zrobiło po tym rozdziale ^,^ Chciałoby się tak posiedzieć z takim Łapą i z takim Rogaczem choćby przez godzinę.
    Cóż, jako że alergia mi oczy wypala, to kończę :3 W każdym razie życzę dużo weny, czasu i ciepłych dni,
    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla podkręcenia tego wyobrażenia, czuję się w obowiązku poinformować, że wszystkie prace naprawcze Syriusz wykonywał bez koszulki, bo to bardzo ciepłe lato było.
      W zasadzie, to już były takie przebłyski, bo zaczynał planować jeszcze w Hogwarcie. Może gdyby chodziło o cokolwiek innego, zostawiłby to na ostatnią chwilę, ale quidditch...?
      Dziękuję gorąco za komentarz i pozdrawiam,
      maxie

      Usuń
    2. Huuh, Syriusz bez koszulki, w upale, przy motocyklu... Kurde ^.^

      Usuń
  3. Rozdział ni sie podobał, bo było duzo Syriusza. Tylko ze ja byłam pewna, ze on jedzie do posiadłości wujka, bo w koncu tak dalas do zrozumienia na poczatku. Ale chyba chodziło Ci o to, ze pojechał po środek transportu, ktory mu to umożliwi. Jedno zdanie na koniec tego fragmentu wyjaśniłoby sprawę ;) w kazdyn razie mimo ze kupowanie motoru było dosc zwykła sprawa, opisalas to bardzo dobrze, i w jakis sposob było to magiczne. Podoba mi sie tez James i jego nagły zapał do tworzenia planu podróży, nie spodziewalabym się takich ambicji ;) to bylo cos :) ale i tak najlepsza była przejażdżka nmotocyklem. Strach jamesa, tego sie nie spodziewałam. Ale i fascynacja Syriusza. Mimo ze szybko sie skończyło, widac wyraznie, jak wielka frajdę mu sprawiła ta krotka przejażdżka. Ciekawe, kiedy cudeńko zacznie latać ;) czekam na nowosc

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W kolejnym też będzie dużo Syriusza.
      Postaram się wprowadzić tę drobną poprawkę, gdy znajdę chwilę.
      James nie tyle się boi, co ma pewne obawy, ale jak widać ostatecznie chciał machnąć na to ręką, stwierdzając: bez ryzyka nie ma zabawy.
      A motor zacznie latać w kolejnym rozdziale ;)
      Dziękuję bardzo za komentarz i pozdrawiam cieplutko,
      maxie

      Usuń
  4. Aaaaaa! Dlaczego mnie tam nie było?! Usiadłabym sobie pod drzewkiem, sączyła lemoniadę i jarała się Syriuszem...
    ehem, to tego... może o rozdziale?
    Przyjemny, leciutki, wakacyjny po prostu. Dużo moich cudownych misiaczków-pysiaczków, ale mało Remusa :'( Hahaha, James się czegoś boi?! Niemożliwe, hahaha. Dobra, to było niemiłe, ale i tak go kocham :P Ja chcę MŚ. Już, teraz, natychmiast. Ale poczekam, dla dobra wszystkich, żeby Rogaś zdążył wszystko zaplanować :D
    Ale się rozpisałam, jak nie ja. Dziwne. To pewnie przez ten maj! Lubię wiosnę ^^ Pozdrawiam cieplutko~ Mała Mi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Remusa było dużo ostatnio, trzeba odpocząć ;P
      Dziękuję gorąco za komentarz i pozdrawiam cieplutko,
      maxie

      Usuń
  5. Mam ciągle przed oczami Pottera dźgającego palcem motor xD Oddałabym całe złoto Gringotta gdybym je miała, żeby móc zobaczyć jego minę jak patrzył na motor xDD
    A akcja z mamą Jamesa- znam to z autopsji :P Mamuśki zawsze dobrze myślą o swoich dzieciach, a potem wychodzi szydło z worka :P
    Fajny rozdzialik, czekam na następny! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale przecież mama Jamesa wie, że ma w domu niezłe ziółko (a w zasadzie nawet dwa) :P
      Dziękuję gorąco za komentarz i pozdrawiam,
      maxie

      Usuń
  6. Rozdział był naprawdę przyjemny, chce się rzec, że beztroski, trochę w kontraście do tych ostatnich, które poniekąd nasycone zostały pewnego rodzaju grozą związaną z aktywnością śmierciożerców.
    Podziwiam Syriusza za to, że odważył się wsiąść na motor bez przygotowania i ogólnie samodzielnie zabrał się za jego naprawę. Pewnie mało kto dałby radę. Z drugiej strony jazda tym pojazdem zawsze wydawała mi się niezwykła: czuć ten wiatr we włosach i adrenalinę, jak to opisałaś w ostatnim zdaniu.
    Mama Jamesa jest bardzo miła... przynosi mu ciasteczka... :( to było takie urocze! Swoją drogą ja też nienawidzę tego uczucia, kiedy mam świadomość, jak bardzo mało czasu mi zostało, a jednocześnie jak wiele muszę jeszcze przygotować. Całe szczęście, że Syriuszowi udało się rozładować tę napiętą atmosferę. Bardzo lubię tę dwójkę - są świetnymi przyjaciółmi, wydawałoby się, że na zawsze.
    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Syriusz jest w temacie dość oczytany i kiedyś pracował w mugolskim warsztacie. Ale to tak na marginesie, ja na pewno też bym się nie odważyła :p
      Jakby nie patrzeć – oni są przyjaciółmi na zawsze.
      Dziękuję gorąco za komentarz i pozdrawiam cieplutko,
      maxie

      Usuń
  7. Bardzo fajny rozdział, tylko mam jedno małe ale pisz motocykl a nie motor, skoro Syriusz jest takim wielkim fanem motoryzacji to powinien posługiwać się właśnie terminem motocykl. A tym czasem idę czytać kolejny rozdział. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje za komentarz, poprawię, jak dojdę do tego rozdziału ;)

      Pozdrawiam gorąco,
      maxie

      Usuń

Obserwatorzy