sobota, 15 listopada 2014

14. How I wish you were here



W tym samym czasie śniadanie w Wielkiej Sali jedli Huncwoci w trzyosobowym składzie. Sufit pomieszczenia niemalże równomiernie pokrywała szarość chmur, a do tego od świtu padało, sprawiając, że pogoda na pewno nie nastawiała pozytywnie do życia. Cały świat zdawał się utracić swoje kolory.
Jednostajny szum deszczu zakłócało szczękanie sztućców i ciche rozmowy, które umilkły w momencie wlecenia do komnaty stada przemoczonych sów. Co po niektórzy krzywili się, gdy na głowy spadło im kilka kropel zimnej wody lub zostali potrąceni ptasim skrzydłem.
James pogłaskał swoją sowę błotną Iris, po czym podał jej kawałek grzanki, a następnie odebrał od niej przesyłkę. Oprócz zwyczajowego listu od rodziców sowa przyniosła mu również rulon Proroka Wieczornego, co niezaprzeczalnie oznaczało dostawę Veritaserum. Potter dostał się do środka zawiniątka i nie pozbywając się fałszywej okładki, spojrzał na pierwszą stronę, ku jego zdziwieniu pokazująca dzisiejszą datę.
W tej samej chwili dostrzegł nagłówek i dotarło do niego, że w sali zapanowała grobowa cisza.
Państwo Meadowes oddali życie w obronie mugolskiego przedszkola – głosił napis na pierwszej stronie. Rogacz rozejrzał się wkoło, starając się odnaleźć Dorcas, nigdzie jej jednak nie dostrzegł, podobnie jak pozostałych dziewcząt. Zastanawiał się, czy wieści już do niej dotarły.
Takie zdarzenie jeszcze nigdy nie miało miejsca, a przynajmniej nie zostało w żaden sposób nagłośnione. Brakowało bohaterów gotowych bezinteresownie oddać życie za innych. Powszechnie wiadomo, że państwo Meadowes, znani w całej Wielkiej Brytanii aurorzy, wsadzili do Azkabanu, czyli czarodziejskiego więzienia, więcej czarnoksiężników niż ktokolwiek inny. Mimo wszystko nikt nie spodziewał się, że są skłonni do aż tak ogromnego poświęcenia w obronie życia niewinnych.
Nie wiadomo, co bardziej zaskoczyło uczniów – to, że zabito osoby, które zdziałały tak wiele przeciw Temu-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać, czy to, że uczennica straciła jednego dnia obojga rodziców.
Oczywiście zdarzały się porwania czy morderstwa dokonywane przez śmierciożerców czy innych popleczników Sami-Wiecie-Kogo, ale śmierć najbliżej rodziny studentów Hogwartu zdarzały się nad wyraz rzadko. W szczególności, jeśli dotyczyło to kogoś, kto został specjalnie wyszkolony w obronie własnej i innych czarodziejów. Może to właśnie to najbardziej wszystkich ubodło – świadomość, że tak naprawdę zagrożeni są wszyscy, niezależnie od magicznych zdolności.
Nikt nie śmiał przerwać głuchej ciszy zapadłej w momencie dostarczenia poczty. James nagle poczuł przemożną potrzebę okazania w jakiś sposób hołdu, podziękować, że są ludzie zdolni poświęcić dla większego dobra absolutnie wszystko. Tak cicho, jak tylko potrafił, wstał od stołu. Syriusz od razu zorientował się, co przyjaciel miał na myśli i przyłączył się do niego. Powoli podnosili różdżki, gdy jeden za drugim, szybko i z większym ociąganiem dołączali do nich kolejni uczniowie oraz nauczyciele.
Sekundy później z każdej wzniesionej różdżki wystrzeliły kule światła, które wzniosły się aż pod sufit – jako czarodziejski sposób na okazanie wyrazów szacunku. Kiedy sfery opadały i gasły, Potter marzył, by w przyszłości mieć równie wiele odwagi co państwo Meadowes. Tak bardzo chciał zasługiwać na miano prawdziwego Gryfona, ale nie był pewien, czy potrafiłby poświęcić równie dużo, co zmarli aurorzy.
Skyler szybkim krokiem przemierzała szkolne korytarze, nie chcąc się spóźnić pierwszą w tym dniu lekcję. Ku jej zaskoczeniu, gdy dotarła do odpowiedniej klasy, ani na korytarzu, ani w sali nie znalazła żadnego ze swoich kolegów uczęszczających na transmutację. Zaczęła żałować, że ostatecznie nie zdecydowała się na zejście na śniadanie z Lily i Meredith, które wybrały się na dół na tyle późno, że i tak co najwyżej zdążyłyby chwycić po toście na drogę. Chenal rzuciła okiem na tarczę zegarka, czy oby nie pomyliła godziny, ale jedynie upewniła się, że dotarła o czasie. Zaistniała sytuacja wywoływała u niej zdezorientowanie, jako że profesor McGonagall jeszcze nigdy nie odwołała zajęć, a i zazwyczaj się nie spóźniała. Skyler nie dostrzegła również żadnego powodu, dla którego nauczycielka musiałaby zmienić salę lekcyjną.
Przewertowała zawartość torby, ale nie znalazła w niej swojego planu lekcyjnego. Chciała się jedynie upewnić, że z tego całego porannego zamieszania przypadkowo nie pomyliła klasy czy dnia tygodnia, w gruncie rzeczy nie sądziła, że mogła się pomylić. Westchnęła z rezygnacją, ze zdenerwowania przygryzając dolną wargę. Nie posiadła zbyt wielu opcji. Dla pewności zajrzała jeszcze do sąsiednich klas, jednak wszystkie, poza jedną, okazały się puste. Przeszła w tę i z powrotem korytarz, zaglądając w jego odnogi, lecz nigdzie nie dostrzegła żywej duszy.
Trudno, przepadło, pomyślała, powoli przygotowując się do myśli, że istnieje duże prawdopodobieństwo, że w najbliższej przyszłości zapłaci za to przewinienie szlabanem. Biegiem ruszyła do wieży Gryffindoru, licząc, że tam znajdzie odpowiedź na zaistniałą sytuację.
Gdy wpadła do pokoju wspólnego widok najbliższych znajomych wzbudził w niej nieprzyjemne uczucie, że coś było bardzo nie w porządku. Niepokój rozlał się po jej żołądku, niczym lodowata woda. Łapała oddech po tym szaleńczym biegu, rzucając pytające spojrzenia przyjaciołom. To, że nic nie mówili, a jedynie patrzyli na nią z grobowymi minami, wcale jej nie pomagało.
– Co się stało? – wypaliła w końcu. Takie zachowanie zdecydowanie nawet nie oscylowało wokół normalności.
– Rodzice Dorcas nie żyją – powiedziała w końcu Meredith, przenosząc spojrzenie z Chenal na pewien punkt znajdujący się za oknem.
– A gdzie jest Dorcas? – spytała zdenerwowana Skyler, nie chcąc dopuścić do siebie prawdziwego znaczenia tej informacji. Jeszcze przez chwilę odpychała ją od siebie, jakby odgradzała się od niej grubym murem. Świadomość zaistniałej sytuacji w końcu jednak przebiła się przez przeszkodę, uderzając Chenal z całej siły. Nie chciało jej się wierzyć, że dwójka tak znamienitych aurorów nigdy już nie dokona niczego dobrego. Sky westchnęła ciężko, po czym zwaliła się na wolny fotel, smętnie wodząc spojrzeniami po zebranych.
Żaden z nich, poza chwilową słabością Syriusza, nigdy nie nawiązał bliskich relacji z Meadowes. Skyler zastanawiała się, co mieliby jej powiedzieć, kiedy już zostaną zmuszeni do przebywania z nią w jednym pomieszczeniu.
Prawda była taka, że Chenal doskonale wiedziała, jak w tej chwili przypuszczalnie czuje się Dorcas. Choć może i rozumiała ją najlepiej ze wszystkich zebranych i tak nie wiedziałaby, jak się zachować przy współlokatorce. Każdy reaguje na żałobę indywidualnie, każdy oczekuje w tym okresie czego innego. Żałowała, że Dorcas musiała dołączyć do grona sierot, w którym sama znajdowała się od tak dawna.
Rozmowa z profesor McGonagall nie należała do łatwych. Wiadomość kompletnie zdruzgotała Dorcas, tym bardziej, że spodziewała się zupełnie innej informacji, zmierzając do gabinetu opiekunki. Ta okazała się nad wyraz wyrozumiała i czekała długie kwadranse, aż dziewczyna choć w minimalnym stopniu się uspokoi. Cierpliwie podawała Meadowes niekończące się pokłady chusteczek higienicznych.
Dorcas nie miała najmniejszego pojęcia, jak poukładać sobie teraz życie. Nadal nie potrafiła wyobrazić sobie świata, gdzie jej rodzice nie istnieli, gdzie nie uśmiechali się przy porannej kawie i nie mówili jej dobranoc, zanim poszła na noc do swojego pokoju.
Od ciągłego płaczu rozbolała ją głowa. Miała wrażenie, że ćmiący ból i cieknący nos zostaną jej kompanami do końca dni. Sama nie potrafiła określić, czego w tej chwili chciała. Odnosiła wrażenie, jakby już nigdy nie miała być szczęśliwa i absolutnie nie dopuszczała do siebie innej możliwości. Posiadała niezaprzeczalną pewność, że poczucie straty już zawsze będzie jej towarzyszyć.
Pośród całego tego smutku kryło się ziarenko żalu, że rodzice postanowili oddać życie za jakieś mugolskie dzieciaki, niż zostać na tym świecie dla niej. Równocześnie odkrywała w całej sytuacji iskierkę światła, zdającą się w minimalny sposób rozświetlać mroki żałoby. Dorcas bowiem, pośród całego żalu i smutku, rozpierała duma za tą ostateczną ofiarę rodziców, jak i za wszystkie wcześniejsze dni, kiedy poświęcali się dla większego dobra. Marzyła, aby kiedyś być równie odważna i dobra co oni, nie mogła przecież pozwolić, żeby ich ofiara dla ratowania czarodziejskiego świata poszła na marne. Już wtedy gdzieś w kąciku umysłu, na razie przesłonięty innymi, zdecydowanie silniejszymi uczuciami, krył się pomysł, mający umożliwić jej pójście w ślady państwa Meadowes.
Ku jej uldze, gdy wreszcie odważyła się wyjść z gabinetu nauczycielki i wrócić do wieży Gryffindoru, na swojej drodze nie spotkała nikogo. W końcu trwały zajęcia, z których McGonagall postanowiła zwolnić pogrążoną w żałobie Dorcas. Nie musiała nawet prosić.
Meadowes nie miała teraz najmniejszej ochoty, ani tym bardziej siły na to, żeby przyjmować kondolencje i wyrazy współczucia. Niczym duch przemknęła się szkolnymi korytarzami i z ciężkim sercem wpadła do dormitorium, aby tam w samotności ponownie zalać się łzami.
Mijały godziny. Uczniowie szóstego roku zdążyli już dawno wrócić z zajęć, ale żaden z nich nadal mógł się przemóc, by udać się dormitorium dziewcząt i przyłączyć się do Dorcas. Nie mieli najmniejszego pojęcia, czego dziewczyna od nich oczekiwała. Przyciszonymi głosami debatowali na ten temat, zastanawiając się, czy Meadowes wolałaby zostać sama, czy raczej pragnęła znaleźć się pośród ludzi i szukać pocieszenia u innych. Po tym, że dziewczyna zamknęła się w sypiali i wyglądało na to, że nie ma najmniejszej ochoty z niej wychodzić, wywnioskowali, że chyba jednak pragnie cierpieć w samotności.
Dziewczyny zastanawiały się, czy powinny na noc wracać do sypialni, czy raczej pozwolić koleżance na kilka dodatkowych godzin przebywania w czterech ścianach bez niczyjej ingerencji. Paxton nagle westchnęła i momentalnie wstała z fotela, a następnie mimo uporczywych komentarzy przyjaciół, by tego nie robiła, ruszyła pewnym krokiem ku dormitorium.
– Dorcas? – spytała cicho, z wyraźną nutą smutku wyczuwalną w głosie, gdy tylko przekroczyła próg. Merlin jeden raczył wiedzieć, jak wiele współczucia miała dla tej biednej dziewczyny. Pośród szarości pomieszczenia ze szczelnie pozaciąganymi zasłonami odnalazła Meadowes. Zasadniczo Meredith bardziej ją usłyszała niż dostrzegła, jako że Dorcas skrywała się za zaciągniętymi kurtynami swojego łóżka.
Paxton najciszej, jak tylko potrafiła, rozsunęła kotary, zastając współlokatorkę skuloną w pozycji embrionalnej na rozkopanym posłaniu. Meadowes wyglądała jak kłębek smutku z zapuchniętą twarzą i przekrwionymi oczyma.
Choć początkowo wolała być sama, teraz odczuwała silną potrzebę czyjejś obecności. Absolutnie nie baczyła na to, jak źle wyglądała, pragnęła tylko, by ktoś powiedział jej, że kiedyś wszystko się ułoży.
– Dorcas, czy chcesz, żebym z tobą została? – spytała cicho Meredith, przypominając sobie, jak bardzo cierpiała po stracie ojca.
Choć była o wiele młodsza, szkoda ubodła ją równie mocno, a doskonale pamiętała, że jedyna rzeczą, jakiej wtedy pragnęła, to znalezienie się w czyichś ramionach. Co prawda najbardziej marzyła o znalezieniu się w ramionach zaginionego ojca, który sprawiłby, że cały smutek stałby się jedynie złym snem. Później oczywiście zdała sobie sprawę z tego, że to niemożliwe, a świadomość prawdziwości całej sytuacji stopniowo do niej docierała. Ostatecznie, zmęczone żałobą ramiona matki, równie dobrze kołysały do snu.
Meadowes początkowo chciała coś powiedzieć, ale zbolałe i zaschnięte gardło nie pozwalało jej wyartykułować żadnego pożądanego dźwięku poza jękiem i szlochem. W zaistniałej sytuacji kiwnęła jedynie nieznacznie głową, co zupełnie wystarczało Meredith.
Usiadła przy łóżku Dorcas i powoli zaczęła przeczesywać jej włosy palcami. Choć nigdy nie były ze sobą blisko, Paxton nie mogła tak po prostu patrzeć na cierpienie współlokatorki. Ze względu na brak zażyłości nie wiedziała natomiast, jakiej bliskości potrzebowała i oczekiwała Meadowes. Niczego nie chciała w tej chwili bardziej uniknąć, niż sprawienia, że Dorcas poczuje się jeszcze gorzej.
Meadowes zaczęła się stopniowo uspokajać, w miarę jak za oknem zapadał zmierzch. Mereditch wciąż nie przestawała głaskać włosów koleżanki i szeptać, że kiedyś wszystko się ułoży. W końcu, gdy Paxton powoli zaczęło dokuczać ospałość, zdała sobie sprawę, że Dorcas zapadła w sen. Nie zaprzestała jednak wcześniejszych czynności, dopóki jej samej nie zmorzyło wyczerpanie.
Meadowes obudziła się kilka godzin później, przemęczona bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Pulsujący ból zdawał się rozsadzać jej czaszkę. Zmrużyła oczy, starając się zapanować nad hukiem dudniącym w jej głowie. Na niewiele się to zdało – jednostajny szum nadal zagłuszał wszystkie inne docierające do niej dźwięki.
Przez te kilka godzin snu, spędzonych w objęciach Meredith, spłynęło na nią olśnienie. Niejako sen, który ją nawiedził, sprawiał niejasne wrażenie, jak gdyby został na nią zesłany przez duchy rodziców. Musiała uwierzyć, że są w lepszym miejscu, nie miała innego wyjścia. Nawet nie zauważyła, kiedy ponownie zaczęła płakać. Delikatnie otarła strużki łez, z niejasnym zdziwieniem odnotowując, że w rzeczywistości potrafi płakać dłużej, niż kiedykolwiek sądziła.
Zbawienny sen uświadomili jej, co powinna teraz zrobić. Dorcas w głębi duszy od początku wiedziała, że to sprawa, jaką prędzej czy później musiałaby się zająć. Nie mogła przecież pozwolić, by ofiara rodziców poszła na marne. Czuła wewnętrzny przymus kontynuowania obranej przez nich drogi i nie chodziło tu bynajmniej o zostanie aurorem. Potrzeba ta okazała się tak silna, że Gryfonka delikatnie wyplątała się z objęć śpiącej koleżanki i opuściła dormitorium.
Panna Meadowes wiedziała bowiem o trwającej wojnie czarodziejów więcej, niż ktokolwiek mógłby się spodziewać.

Aktualizacja: 5 grudnia 2015.

14 komentarzy:

  1. Witaj! Nie wiem, czy już kiedyś dawałam po sobie znak, że czytam i że jestem zachwycona Twoim opowiadaniem. Jeśli nie, to mówię to teraz.
    Czytając początek rozdziału miałam wrażenie, że McGonagall wykryła jakieś przewinienie i dlatego pojawiła się w sypialni dziewcząt. Jednak, kiedy czytałam kolejne wersy, coraz bardziej uświadamiałam sobie, że to musi być coś o wiele gorszego niż złamanie szkolnego regulaminu. I nie myliłam się. Tak na prawdę, nikt nie ma pojęcia przez co przechodzi teraz Dorcas, mogą mieć jedynie przypuszczenia.
    Mam nadzieję, że teraz, kiedy taka straszna tragedia dotknęła pannę Meadowes, otworzy się ona na przyjaciół, że będzie pragnęła pokonać Voldemorta za wszelką cenę.
    A co do Remusa. Ten chłopak jak zawsze ma strasznie zaniżoną samoocenę. Wiadomo, że boi się, iż wyrządzi krzywdę któremuś ze swoich przyjaciół, lecz moim zdaniem Skyler jest o wiele silniejsza niż Lunatyk myśli.
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kojarzę Twój awatra, więc możliwe, że tak :p Niezależnie od tego, dziękuję, że tak sądzisz :)

      Haha, to znaczy, ze udało mi się zaskoczyć najwyraźniej ;) To czy Twoje przypuszczenia się potwierdzą, okaże się w kolejnych rozdziałach ;)

      Bo to taka esencja Remusa jest. Zawsze odnosiłam wrażenie, że ma niską samoocenę, nawet gdy był już dorosłym mężczyzną. A wiadomo, że w wieku młodzieńczym wszystkie takie odczucia sa najsilniejsze, to efekt mamy taki, jak widac powyżej ;)

      Pozdrawiam gorąco,
      maxie

      Usuń
  2. Ten blog jest wspaniały. Żałuję, że trafiłam na niego dopiero teraz. Jakoś nadrabiam rozdziały, ale stwierdziłam, że napiszę Ci to pod najświeższym postem. Gratuluję kreatywności i życzę Ci jej dużo w przyszłości.
    Favez
    http://only-illusion.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za miłe słowa :))

      Pozdrawiam cieplutko,
      maximilienne

      Usuń
  3. O proszę :) Wbrew Twoim zapowiedziom, rozdział okazał się całkiem ciekawy i przyjemny w lekturze. Wprawdzie znowu niewiele w nim było akcji, ale udało Ci się dokonać rzeczy trudnej i delikatnej, czyli szczegółowego opisania uczuć osoby, która dopiero co straciła poważny kawałek swojego życia. Zrobiłaś to w sposób bardzo przekonujący i jedyne, co w pewnym momencie zaczęło mnie uwierać, to ilość miejsca, którą na ten wątek poświęciłaś. Proporcje wydały mi się trochę nieodpowiednie, ale dobrze usprawiedliłaś to postanowieniem Dorcas, decyzją, która ładnie wpasowuje się w kanon, więc bardzo mi się podobało.
    Niemal zupełnie zniknął przy tym wątek Remusa, przy którym jednak też zachowałaś odpowiednio dużo wyczucia i braku przesady, więc zdecydowanie zasługujesz na pochwałę :)
    Ten rozdział na pewno było dobrze przemyślany i emocjonalny, ale mam nadzieję, że w następnym spotka nas trochę akcji :)
    Z pozdrowieniami - Huncwotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W następnym mogę wreszcie obiecać trochę akcji ;) Powiem szczerze, że ten rozdział zarówno za pierwszym, jak i za drugim razem okazał się dla mnie nie lada wyzwaniem, bo zwyczajnie bałam się, że właśnie nie uda mi się odwzorować tych uczuć. Tym bardziej cieszę się, że sądzisz, że się udało. Co do proporcji, to jest to też dość ważna sprawa dla reszty bohaterów, ze względu na to, jak ważnymi osobami byli państwo Meadowes dla społeczności czarodziejskiej. Do tego, ich śmierć, a w zasadzie późniejsze zachowanie Dorcas stanie się przyczyną całej lawiny zdarzeń, znaczącej dla ich późniejszego życia(jeśli czytałaś poprzednią wersję, to możesz się domyślać o co chodzi). Dlatego też pozwoliłam sobie na tak długie rozwinięcie tego wątku.

      Remus jest ważny, to prawda, ale nie mogę wałkować tego samego w każdym rozdziale bo byście się zanudzili ;) Dlatego Remusa jest troszeczkę, w małej dawce, ale mogę obiecać, że za kilka rozdziałów otrzymamy wreszcie przełom w jego relacjach ze Skyler.

      Pozdrawiam gorąco,
      maxie

      Usuń
  4. Witam! :)
    Tak mi jakoś zeszło, że zupełnie nie miałam kiedy skomentować poprzedniego rozdziału, ale jestem c;
    Kurcze, taki smutny ten rozdział. Znaczy wiem, że taki miał być i naprawdę dobrze Ci wyszedł (nie oszukujmy się, jak zwykle :)), ale mimo wszystko ;x
    Jej, znów Remus! Ale jak się nie ogarnie to przysięgam, że mnie coś trafi, dlatego cieszę się, że wspomniałaś o przełomie w jego relacjach :3
    I tak! Będzie akcja, nie mogę się doczekać następnego rozdziału c:
    Weny, czasu i ciepełka!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za komentarz :) Miło czytać takie ciepłe słowa :)

      Pozdrawiam gorąco,
      maxie

      Usuń
  5. o mało sie nie popłakałam :c rozdział świetny, bardzo wzruszający c,: nie moge sie doczekać nast. :D <3

    OdpowiedzUsuń
  6. o kurczę. To opowiadanie z rozdziału na rozdział jest coraz lepsze. Naprawdę, nie spodziewałam się,że stanie się coś takiego. Rozdział bardzo mocno mnie przygnębił, ale również w jakiś sposó wzruszył, a również...z agrzał do walki, pdobnie jak Dorcas... tylko że boiję się,że w zemście, w żałobie można czasem nie do końca przemyśleć to, co się robi. Nie wiem, co ona planuje, ale pewnoie szybko się dowiemy... trochę smutne jest to,że żadne z Gryfonów nie było z nią bliżej, ale może teraz zię to zmieni? nie wygląda przecież na to,żeby była wcześniej międyz nimi jakaś nienawiść... Bardoz podobało mi się zachowanie Jamesa, to właśnie ono mnie wzruszyło i udowodniło,że naprawdę zaczyna on dojrzewać, mam nadzieję,że i Lily to dojhrzałoa.... podobało mi sie także, że nie zapmniałąś o moimk ulubionym chyba tutaj bohaterze,czyli Lupinie, z którym rzecz jasna nie zgadzam się i mam nadzieję,że Sky faktycznie nie da mu się już tak łatwo wykpić;p Dobrze że przynajmniej już nie udaje mu się ulkryć uczuc do dziewczyny przed samym sobą, zadanie dla S ułatwione :) nawet jeśli na razie nie jest do końca świadoma własnych uczuc. rozdział bardzo dobry, tylko puytanie... DLACZEGO:(:(:(? zapraszam na zapiski-condawiramurs

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo miło mi to słyszeć :) A ty nie czytałaś przypadkiem poprzedniej części? Bo cała ta historia się tam znajdowała. A rozwiązanie zagadki Dorcas już w kolejnym rozdziale.

      Czy ja wiem czy takie smutne? Dorcas miała swoją przyjaciółkę i to z nią najbardziej się trzymała, ale rodzice nie pozwolili jej wrócić do Hogwartu na szósty rok, ponieważ się o nią bali. I dlatego Dorcas jest taka trochę na uboczu. Tłumaczyłam to w jednym z pierwszych rozdziałów, ale rozumiem, że takiej mało ważnej informacji można nie zapamiętać ;)

      Jakby nie patrzeć, nie ma innej opcji, James musi coraz widoczniej dojrzewać, bo ta Lily musi w końcu z nim skończyć. I wszyscy wiemy, że innej opcji nie ma, bo ja się kanonu mam zamiar trzymać.

      Zastanawiam się, do którego fragmentu opowiadania odnosi się to rozpaczliwe pytanie dlaczego, bo w tej chwili to trochę brzmi tak, jakbyś żałowała, że według Ciebie ten rozdział jest bardzo dobry.

      Pozdrawiam gorąco,
      maxie

      Usuń
  7. Jeden z lepszych blogów o Huncwotach, jaki miałam okazję ujrzeć. Dopracowane postaci i wątki. Perełka po prostu :) Mam nadzieję, że doprowadzisz tę historię do końca :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej Maxie! Ja tak tylko przelotem, ale... miał być jakiś rozdział i czekam :D buźka, spokojnej nocy i miłego piątku! :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Jutro przybede z komentarzem, a dzisiaj postaram sie przeczytac! Wybacz za te opoznienia...

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy