poniedziałek, 22 czerwca 2015

22. Born to be wild



Kolejne dni minęły Syriuszowi na intensywnej nauce jazdy nowo nabytym cudeńkiem. Mimo że początki były trudne, stosunkowo szybko udało mu się opanować tę trudną sztukę, a nawet wprowadzić kilka magicznych usprawnień.
Teraz, prawie dwa tygodnie później, przemierzał wieczorne niebo, ukryty zaklęciem Kameleona przed wzrokiem mugoli.
Choć na starcie zastanawiał się, czy podoła tak dalekiej wyprawie, dziś mógł z całą pewnością stwierdzić, że nigdy wcześniej nie czuł się lepiej, niż kiedy zostawiał za sobą kolejne łuny rozświetlonych miast.
Zbliżał się właśnie do Isle of Man, stopniowo obniżając lot. Niestety, pośród wszystkich usprawnień, jakie zdołał wprowadzić, nie znalazła się jazda bez paliwa. Wprawdzie lot pozwalał stosunkowo obniżyć zużycie benzyny, że przynajmniej kilka razy musiał zatrzymać się na postój. Zresztą i tak sądził, że nadeszła najwyższa pora na przerwę, ponieważ powieki zaczynały mu ciążyć, a chłód kąsać przez materiał skórzanej kurtki.
Wylądował niezauważony w ciemnej, bocznej uliczce, zdjął czar maskujący, po czym przy głośnym akompaniamencie silnika wjechał na główną ulicę miasteczka, kierując się ku stacji benzynowej.
Kiedy odwieszał pistolet, znikąd pojawiła się blondynka, podeszła do Syriusza i oparła się o dystrybutor.
– Niczego sobie ten twój motor – skomentowała, spoglądając uważnie na Blacka, posyłając mu słodki uśmiech.
Łapa nie potrafił oprzeć się pokusie i otaksował wzrokiem długie nogi odziane wyłącznie w krótkie, wystrzępione spodenki. Jej wizerunek tylko dopełniał top odsłaniający pępek, narzucona na niego jeansową kurtka i wściekle różowe usta.
– Pewnie mówisz tak każdemu. – Podjął grę, zbliżając się do niej o krok, lecz zbyła stwierdzenie wzruszeniem ramion. – Zaoferowałbym przejażdżkę, ale muszę jeszcze… – stwierdził z zalotnym uśmiechem, jedną dłonią wspartą obok jej głowy, drugą wskazując za siebie na budynek stacji.
– Poczekam – przerwała Łapie, pochylając się lekko w jego stronę.
Wróciwszy, zastał dziewczynę siedzącą bokiem na motocyklu.
– I co teraz? – spytał filuternie, podchodząc do niej.
– Może pokażesz mi swoje ulubione miejsca? – spytała.
– Nie jestem stąd, maleńka.
– Och, doskonale zdaję sobie z tego sprawę. W takim razie, co tu robisz…? – Zaplotła ręce na piersiach.
– Tylko przejeżdżam.
– Tylko przejeżdżasz? – prychnęła. – W tej zapadłej dziurze czy, jak mówią niektórzy, cudownej wyspie, bardzo rzadko mamy gości. Czy istnieje jakakolwiek szansa, że pomożesz mi w ucieczce z tego piekła na ziemi, czy mam iść robić słodkie oczy do kogoś innego? Tylko uwierz mi, nieszybko znowu trafię na podobną okazję.
– Ach, więc to nie kwestia mojego uroku osobistego – zakpił, strzepując wyimaginowany pyłek z ramienia.
– Nie obraź się, jesteś niczego sobie, ale niezbyt w moim typie – stwierdziła, przekładając dłonie tam, gdzie jeszcze przed momentem znajdowały się należące do Syriusza.
– To jak? Bo naprawdę odnoszę wrażenie, że jeszcze chwila i się tu uduszę – dodała, rozglądając się wkoło ze zniechęceniem.
– A niby gdzie miałbym cię zabrać? – spytał Syriusz, opierając się o dystrybutor. – I co mi z tego przyjdzie? – rzucił jeszcze z Huncwockim błyskiem w oku.
– Nie jedziesz przypadkiem w stronę Douglas? – powiedziała, wstając. Podeszła do Syriusza tak blisko, że owionął go zapach jej owocowych perfum.
– Niewykluczone… – odparł, udając zamyślenie. – W zasadzie czemu, skoro tak bardzo chcesz stąd odejść, sama nie wyruszyłaś w drogę? Przecież to tylko kilkadziesiąt kilometrów. Prędzej czy później byś doszła. Mnie nic nie zatrzymywało, kiedy uciekałem z domu – dodał, zaplatając ręce na piersi i przenosząc ciężar ciała na drugą nogę.
– Te nogi nie zostały stworzone do przemierzania takich tras, złotko – odpowiedziała, wywracając oczyma. – A ty wyglądasz na takiego, który tylko czekał na pretekst, by uciec.
– Ty natomiast wyglądasz na taką, która tylko czeka na pretekst, by jednak zostać. Bo kiedy znalazłabyś się już daleko, nagle zorientowałabyś się, że w gruncie rzeczy nigdy nie chciałaś wyjeżdżać. – Spojrzał na nią ze smutkiem. – Zostań – rzucił jeszcze, po czym wskoczył na motocykl i odpaliwszy go kopniakiem, odjechał, pozostawiając blondynkę na oświetlonej bladym światłem latarni stacji benzynowej.
– Annabelle. Nazywam się Annabelle – wyszeptała, wpatrując się w malejący punkt światła reflektorów tajemniczego chłopca-nie-stąd.
Z cichym pomrukiem podjechał pod mosiężną, gęsto zdobioną bramę pośrodku odludzia; Alphard, podobnie jak znacząca większość czarodziejów bardzo cenił sobie prywatność. Syriusz zgasił maszynę i zanim zdążył zbliżyć się do ogrodzenia, tuż przed nim aportował się domowy skrzat.
Dało się w nim dostrzec niewielkie podobieństwo do Stworka, starego, zrzędliwego sługi domu Blacków, lecz w gruncie rzeczy, skrzaty nie mogły się bardziej różnić. Służący sięgał Łapie prawie do pasa i choć wydawał się pomarszczony w podobnym stopniu, co inne skrzaty domowe, aż tryskał wigorem i radością.
Ku zdziwieniu Blacka, skrzat nosił czystą szatę, najwyraźniej skrojoną specjalnie dla niego, przewiązaną w pasie brokatową wstążką.
– Pan Alphard zaprasza do środka, paniczu Syriuszu. Życzy pan sobie przeniesienia bezpośrednio do salonu czy raczej reflektuje panicz na spacer? Ostrzegam tylko, że od rezydencji dzieli nas kawałek drogi.
– Chętnie się przejdę. Nie pamiętam cię z mojej ostatniej wizyty w tym miejscu…
– Tak, sir. Śmieszek służy w domu pana Blacka dopiero drugi rok. Błyskotka starzeje się i w pewnym momencie przestała radzić sobie z wszystkimi obowiązkami – powiedział, strzelając palcami, sprawiając, że brama otworzyła się z głośnym skrzypieniem.
– Tak, pamiętam Błyskotkę! – stwierdził Łapa, składając nóżkę motocykla i przeprowadzając go przez przejście.
 Powoli szli przez zagajnik w milczeniu, a gdy po kilku minutach zza drzew wyłoniła się sylwetka dworku, Syriuszowi na ułamek sekundy zaparło dech w piersiach. Zupełnie jakby nic się nie zmieniło, zupełnie jakby cofnął się w czasie o siedem lat i zza jednego z pni miał się zaraz wyłonić Regulus z tym swoim szerokim uśmiechem na ustach i dołeczkiem tylko w jednym z policzków.
Gdzieś tam bardzo głęboko zostało schowane uczucie tęsknoty za młodszym bratem i pewna doza żalu, że ten nie zdecydował się ruszyć za nim, a wręcz przeciwnie, coraz bardziej zagłębiał się w mroczny świat Blacków. Przekonań o wyższości czystej krwi nade wszystko. Pozornych przeświadczeń, jakoby polityka Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać rzeczywiście stanowiła słuszną drogę.
Och, Regulusie. Gdybyś tylko przejrzał na oczy i dostrzegł to, co ja. Przecież wiem, że w głębi masz dobre serce. Dlaczego więc nie korzystasz z własnego rozumu, tylko ślepo podążasz za matką? Przecież gdzieś w głębi duszy musisz czuć, że tak naprawdę się myli. Och, bracie. Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo chciałbym, abyśmy znowu mogli stać się prawdziwą rodziną. Tylko my dwoje, tak, jak kiedyś.
– Tędy, paniczu – wyrwał go z zamyślenia głos Śmieszka, który otworzył przed Syriuszem drzwi do rezydencji, zapraszając go gestem do środka.
Łapa zaparkował maszynę na żwirowym podjeździe, po czym spojrzał w górę, na piętrzącą się nad nim budowlę.
Ten renesansowy, kamienny dworek z portalem zdobionym rzeźbionymi liśćmi i fasadą oplecioną bluszczem krył niezliczoną ilość wspomnień. Wypatrywanie spadających gwiazd z ogromnego tarasu na szczycie mansardowego dachu, zabawy w chowanego w rozległym ogrodzie, posiadającym nawet doskonały do tych celów labirynt z ligustrowych żywopłotów, czy gonitwy po niezliczonych pomieszczeniach domu, jak również sekretne czytanie z Regulusem wykradzionych z tajnych zbiorów wuja, mugolskich Opowieści z Narnii C. S. Lewisa, każdorazowo prowadzące do poszukiwania magicznej szafy umożliwiającej przeniesienie się do innego świata, z dala od obojętności matki.
– Syriuszu, a co będę robił całe dnie, jak już pójdziesz do Hogwartu? – spytał zasmucony Regulus pewnej rozgwieżdżonej nocy, która teraz wydawała się odległa o tysiące lat.
– Na pewno jakoś sobie poradzisz, Reg. Ja też jakoś sobie radziłem, zanim się urodziłeś – zażartował.
 Regulus podniósł się na łokciach i spojrzał na brata z wyrzutem.
– Ale ty wtedy byłeś malutki, nie tak, jak ja teraz! – prychnął, wywołując śmiech Syriusza.
– Nie złość się, mały. Na pewno znajdziesz sobie jakieś zajęcie – dodał po chwili, znacznie poważniejąc.
– Bez ciebie, to już nie będzie to samo – stwierdził smutno, zaplatając dłonie pod głową. – I nie nazywaj mnie „mały” – dodał jeszcze, spoglądając groźnie na Syriusza.
– Patrz, spadająca gwiazda! – krzyknął starszy z Blacków, wyciągając dłoń w górę i ruchem palca wskazującego śledząc jej tor. – Szybko, wypowiedz życzenie!
– Ja to bym chciał, żebyśmy poszli wspólnie do Hogwartu – powiedział smutno Regulus. Syriusz odniósł wrażenie, jakby brat zapadł się w sobie i starszy z Blacków momentalnie poczuł ciężar w sercu. Tak bardzo nie lubił, kiedy Regulus się smucił. Syriusz przekręcił się na bok i oparł głowę na zgiętej dłoni.
– Reg, pamiętaj, że zawsze możesz do mnie napisać list. I pamiętaj, że ja będę tam na ciebie czekał.
Syriusz westchnął, wchodząc do wnętrza budowli. Tak strasznie żałował, że nie zdołał uratować również Regulusa.
Zastanawiał się, czy gdyby poszli do Hogwartu wspólnie, ich historia potoczyłaby się innym torem. Czy jednak ich losy zostały predestynowane i po prostu nie mogły potoczyć się inaczej? Sam już nie wiedział, w którą wersję wolał wierzyć.
Jeśli nie poglądy matki i mały Regulus pozostawiony na pastwę jej indoktrynacji, może wszystko rozwiązałoby się inaczej? Niestety, asertywność nigdy nie stanowiła silnej strony osobowości Regulusa.
– Witaj, Syriuszu. Cieszę się, że postanowiłeś mnie odwiedzić. – Wuj powitał go w chwili, kiedy tylko przekroczył próg salonu wyraźnie utrzymanego w klimacie epoki renesansu.
Przeszklone drzwi, otwarte na ogród, wpuszczały powiewy ciepłego wiatru, który podrywał drobinki kurzu tańczące w promieniach słońca wpadających przez wysokie okna. Złoto-fioletowe fotele i leżanka stały nawet w tym samym miejscu, co lata temu. Również wuj zdawał się zastygnąć w stanie sprzed niemalże dekady, tylko potęgując wrażenie, jakby zza rogu zaraz miał wybiec Regulus.
 – Witaj, wuju. Zupełnie nic tu się nie zmieniło od mojej ostatniej wizyty – stwierdził Syriusz, rozglądając się wkoło, po czym usiadł na wskazanym fotelu. – I ty również wyglądasz zupełnie tak samo – dodał jeszcze, spoglądając na Alpharda Blacka.
– Chyba w przeciągu tych kilku lat strasznie popsuł ci się… język, skoro tak mówisz. Dom może i wygląda tak samo, ale mogę cię zapewnić, że jest o wiele bardziej zakurzony i… obcy niż kiedyś. Zawsze… żartowałem, że Walburga nigdy więcej nie pozwoliła wam tu… przypłynąć. Wydawało mi się, że ten dom zyskiwał nowe życie z chwilą, gdy przekraczaliście jego próg. – Alphard westchnął głośno. – Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że przyjechałeś – powtórzył, spoglądając na siostrzeńca błędnym wzrokiem.
– Wszystko w porządku, wuju? – spytał Syriusz zaniepokojony, pochylając się w stronę mężczyzny.
– Śmieszek! – zakrzyknął tubalnie Alphard, rozglądając się nerwowo wkoło.
– Tak, panie? – Skrzat momentalnie pojawił się w pokoju, kłaniając się lekko. – Podać herbaty? – spytał z uśmiechem.
– Kto to i skąd się tu wziął? – spytał cicho Alphard, nachylając się w stronę skrzata tak bardzo, że niemalże spadł z fotela.
– Syriusz Black, pański siostrzeniec, sir – odpowiedział Śmieszek poważnie, czym wyraźnie uspokoił swojego pana.
– Ach, no tak, rzeczywiście… – stwierdził Black, a następnie momentalnie zagłębił się we własnych myślach.
– O co chodzi…? – spytał nerwowo Syriusz, ze smutkiem spoglądając na skrzata.
– Panicz wybaczy, ale choroba odbiera siły pana.
– Ale… Co?
– Pan umiera, sir. W Mungu powiedzieli, że nic nie mogą dla pana zrobić.
Black zupełnie nie wiedział, od czego zacząć, tyle pytań kłębiło się w jego głowie. Czemu wuj umierał? Na co? I jak do tego doszło? Czemu zdawał się nawet nie próbować walczyć? Syriusz wiedział, że wuj posiadał znaczne kosztowności, dlatego nie wydawało się dużym problemem wyruszyć do obcych krajów w poszukiwaniu lekarstwa. Przecież istniały inne czarodziejskie szpitale poza Mungiem. I w końcu: czemu padło na niego? Na zakałę rodziny, tego, który nie był godny tytułowania się Balckiem? Tyle pytań, pozornie żadnej odpowiedzi. Prawdopodobnie wszystkie znajdowały się nie dalej niż o długość ramienia, a jednak… żadne słowo nie chciało przejść Syriuszowi przez gardło. Bo jak wybrać najważniejsze pytanie, skoro informacje zdawały się wyłożone na stół?
– Co to w zasadzie za choroba? – spytał Syriusz ze ściśniętym sercem, sięgając po znajdujący się na leżance pled, z zamiarem okrycia wuja, który przymknął oczy i wsparł głowę na oparciu fotela.
– Niciówki wiercą kanały w głowie pana, sir. Przynajmniej pan tak powiedział. Czasami staje się zupełnie nieobecny, dlatego pan postanowił załatwić ważne sprawy, póki jeszcze zostały mu jakiekolwiek siły i czas.
– Ale… Jak to się stało, że zachorował? – Okrywszy Alpharda, Syriusz szybkim krokiem podszedł do okna, uważnie przypatrując się ogrodowi. Nie potrafił uwierzyć, że los aż tak z niego zakpił, by odbierać wszystko, co kiedykolwiek miało znaczenie. Gdyby nie to, że Alphard był wielkim podróżnikiem, to właśnie do niego Syriusz skierowałby kroki tamtej deszczowej nocy, kiedy musiał uciekać przed własną matką. – I dlaczego nie chce szukać lekarstwa? Przecież ktoś na pewno zna rozwiązanie tego problemu! – uniósł się, uderzając pięścią we framugę okna.
– Nie wiadomo, kiedy pan zachorował. Podobno larwy niciówki mogą bardzo długo ukrywać się w czyimś ciele, zanim zaczną siać spustoszenie, sir. Tak naprawdę pan mógł chorować już od wielu lat.
– A dlaczego nie próbuje szukać leku? – ponowił pytanie Syriusz, odwracając się w kierunku skrzata, który znajdował się bliżej, niż się spodziewał. Black sądził, że może uda mu się namówić wuja na dalsze poszukiwanie remedium i jego wizyta w tym domu na odludziu nie pójdzie na marne.
– Pan jest już na to zbyt zmęczony. I mówi też, że przeżył już wystarczająco wiele, by opuścić nasz świat. Co prawda znalazł pewnego maga w Egipcie, zajmującego się badaniami i szukającego rozwiązania, ale pan sądzi, że nie zdąży go znaleźć przed śmiercią pana, sir.
– Proszę, nie rozmawiajmy o moim zejściu. Ja wciąż żyję! – stwierdził nagle Alphard.
Siła i energia w jego głosie tak zdziwiła Syriusza, że przez ułamek sekundy nie potrafił ruszyć się z miejsca, patrząc, jak wuj nieporadnie próbował wyplątać się z pledu.
– Pozwól mi pomóc – powiedział po chwili, szybkim krokiem podchodząc do fotela i jednym ruchem uwalniając Blacka z okrycia.
– Nie potrzebuję pomocy – stwierdził Alphard dosadnie, zrywając się na równe nogi. Zupełnie tak, jakby sytuacja sprzed chwili nie miała miejsca. Zupełnie tak, jakby nic się nie stało. – Pomyślałem, że warto by przekazać ci kilka szczegółów o posiadłości, którą już za niedługo odziedziczysz. To co, gotowy na ponowne zwiedzenia swojego dziedzictwa? – spytał, poprawiając poły kamizelki. – Szkoda, że Regulus jest bardziej podobny do ciebie niż w waszą matkę. Wtedy moglibyście zamieszkać tu razem. A tak? To miejsce jest trochę za duże dla jednej osoby.
– Ale… przecież zostałem wydziedziczony… – zaczął Syriusz niepewnie.

– Nie dbam o to. Walburga może mnie wypalić z tego zapchlonego gobelinu, jak już umrę. W gruncie rzeczy chyba oboje nigdy nie pasowaliśmy do tej rodziny – stwierdził, ruchem dłoni zapraszając Syriusza do zagłębienia się w labiryncie korytarzy posiadłości.

Aktualizacja: 5 grudnia 2015.

9 komentarzy:

  1. Taaaak, rozdział zdecydowanie dla mnie, e koncu jestem fanką Syriusza ;) podobał mi się początek, ta rozmowa z przypadkowo poznaną dziewczyną, Anabelle. To,źe Łapa trafił w dziesiątke, bo mysle, ze tak wlasnie było. W przypadku tej dziewczyny ucieczka prawdopodobnie niewiele by zmieniła. Ona potrzebuje odnaleźć ochotę do zycia, ale raczej nie przez oderwanie się od przeszłości, rodziny. Podobało mi się, ze syriusz wiedział, kiedy przestać z nią flirtować (no, moze miało na to jakis wpływ to,mze ona powiedziała, iż nie jest w jej stylu, choc to pewnie była tyk taka zagrywka xD). W opisie o motorzepojawiło takie zdanie -Wprawdzie lot pozwalał stosunkowo obniżyć zużycie benzyny, że przynajmniej kilka razy musiał zatrzymać się na postój -> coś jest tutaj nie tak. Ponadto pozniej pojawiało się zbyt czesto słowo skrzat, była tez literówka z "ą" pomiedzy tymi dwoma fragmentami. Pobyt Syriusza w domu wuja był zbyt wciągający, zeby skupiać sie na błędach xD jest mi bardzo przykro, że A cierpi na taką chorobę, niebezpiecznie przypomina ona Alzheimera... Tak sobie myślę tez, ze wlasciwie łapa mogłby sprobowac porozmawiać normalnie z bratem, chociaz tyle, sądzę, ze regulus też tęskni i może gdyby ktosnim potrząsnął, to by się oderwał od wpływu matki. Wiemy,źe koniec koncow postawił sie czarnej stronie, skoro cos potrafiło go do tego zmusić, to znaczy, że ma dobrą natur, jak słusznie podejrzewa syriusz... Dlatego wlasnie tak bardzo chciałabym, zeby bracia porozmawiali, choc pewnie niestet na dzien dzisiejszy to nic nie da, w koncu wiem,jak kochasz kanon. Chciałabym więcej takich rozdziałów, ale rozumiem, że musimy tez czytac o innych bohaterach xD czekam z niecieprliwoscia na mistrzostwa :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A, zapomniałam, pisze sie warto by, a nie wartoby

      Usuń
    2. Dziękuję za ciepłe słowa, to spotkanie wydało mi się dobrym dopełnieniem tego rozdziału.
      Zdanie o motorze i warto by poprawione, a słowo skrzat pojawia się, bo ciężko je zastąpić czymś innym, ale jeszcze spróbuję pokombinować.
      We wcześniejszych rozdziałach, między wierszami można wyczytać, że Regulus też tęskni za bratem, ale na tę chwilę ważniejsza jest dla niego reszta rodziny – po części dlatego, że w przeciwieństwie do Syriusza nie miałby gdzie uciec, a jest zbyt dumny, by prosić kogokolwiek o pomoc. No i po części wierzy w to, że czysto krwiści są lepsi od innych. Przyznam, że na razie się to nie zmieni i nie wiem, czy będę tu pokazywać jego przemianę. To zależy od wielu czynników i tego, jak daleko się ta historia zatoczy.
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam gorąco,
      maxie

      Usuń
  2. Przeczytane, podobało się, SYRIUSZ ♥
    Lecę nadrabiać dalej, pozdrawiam cieplutko! ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj!
    Muszę drugi raz dodać komentarz, bo pierwszy zrobił mi na złość i się usunął;(

    Przypadkiem trafilam na Twojego bloga, ale wcale tego nie żałuję, bo znalazłam coś, czego szukałam, czyli niezbyt słodkiej historii huncwotow.
    Bardzo przyjemnie czytalo mi sie wszystkie rozdziały, jednak ten najbardziej przypadł mi do gustu, oczywiście ze względu na Syriusza.
    Jestem ciekawa, czy jeszcze kiedyś spotka tą tajemniczą dziewczynę. Mam nadzieję, że tak, bo cos czuje, że wiele ich łączy.
    Rozczulila mnie to wspomnienie z dziecinstwa Syriusza. To smutne, gdy rodzeństwo traci dobry kontakt. Rodzice powinni dbać, aby ich dzieci mialy dobre relacje, a nie nastawiac je przeciwko sobie.
    Szkoda mi wujka Syriusza, myślę, że mógłby być on ciekawym bohaterem książki, gdyby została mu poświęcona wieksza uwaga.
    Czekam niecierpliwie na nowy rozdział i życzę duzo weny.
    Zapraszam również do mnie, jeśli będziesz miala ochotę.
    Pozdrawiam ciepło,
    Neithitia (zemsta-gwiazd)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do tajemniczej dziewczyny – nie planuję ich kolejnego spotkania.
      Dziękuję bardzo za komentarz, niezmiernie mi miło słyszeć, że historia Ci się spodobała :)
      Pozdrawiam gorąco,
      maximilienne

      Usuń
  4. Początek mnie zaintrygował. Bardzo ciekawy zabieg z wprowadzeniem tej tajemniczej dziewczyny, takie małe urozmaicenie. Fragmenty opisujące relację Syriusza z bratem dawniej były naprawdę smutne. Jestem wielką fanką podobnych retrospekcji, dzięki nim można porównać przeszłość z teraźniejszością, zobaczyć diametralne różnice, jakie zaszłe na przestrzeni lat. To przykre, kiedy osoba, która niegdyś tak wiele dla kogoś znaczyła, zmienia się nie do poznania, zaczyna wyznawać inne wartości. Mam nadzieję, że sprawa Regulusa jeszcze nie do końca jest zamknięta, że chłopak z czasem zrozumie swoje błędy i wróci na prawidłową ścieżkę.
    Wujek Alphard ma chyba jakiegoś magicznego Alzheimera. Szkoda, że nawet w magicznym świecie nie ma na to lekarstwa, a owa choroba jest czymś przerażającym, odbiera czlowiekowi jego pamięć, osobowość, wspomnienia, czyli wszystko, co najcenniejsze.
    Końcówka zaskakuje. Nie spodziewałam się, że Syriusz otrzyma w spadku rezydencję po tym, jak go wydziedziczono.
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat to wynika z kanonu. To znaczy w sumie nie ma mowy o rezydencji jako takiej, ale wiadomo, że Alphard zostawił spadek Syriuszowi.
      Dziękuję gorąco za komentarz i pozdrawiam cieplutko,
      maxie

      Usuń

Obserwatorzy